|Rozdział 1| Ona.

203 15 11
                                    

Biegła przez Weneckie ulice. Księżyc świecił dostatecznie mocno, by oświetlić teren, ale zmęczenie dawało swe znaki. Mroczki pojawiały się jej przed oczami i raz po raz potykała się o z drogę zrobioną z kocich łbów.

Ludzie, którzy ją gonili zwalniali wraz z nią. Również się męczyli. Była już tak blisko domu. Jeszcze tylko kilka kroków...

Zatrzymała się, czwórka niecodziennie ubranych osób otoczyła ją. Patrzyli się na siebie w milczeniu. Zamknęła powoli oczy i stała tak bez ruchu. Zmęczyła się, musiała odpocząć. Wdech  i wydech, wdech i wydech. Słyszała oddechy innych.

Chłodny wiatr okrył jej ciało i wyrwał z transu. Otworzyła drzwi do kamienicy. Przed wejściem do niej odwróciła się do ludzi za nią.

—  Na dzisiaj wystarczy, nikogo tu nie ma.

~~~

Den ledwo zdążył przed dzwonkiem. Szybko usadowił się na swoim miejscu, żeby Wilson nie uznała go za spóźnionego.

Zadzwonił dzwonek na lekcje, ale on już siedział w ławce. Pani Wilson weszła do klasy, a Den, choć spocony i czerwony na twarzy, został jedynie skarcony ostrym spojrzeniem. Nauczycielka miała tę chwilę inne zajęcie. Musiała kogoś przedstawić.

—  Wejdź.

Do klasy weszła niska dziewczyna o dużych, niebieskich oczach i jasnobrązowych włosach, które związała w niechlujny kucyk. Den stwierdził, że wygląda na mało dziewczęcą przedstawicielkę płci żeńskiej, mimo pełnych ust i długich rzęs. Może przez brak delikatnych rys twarzy? Może przez zadarty do góry nos i lekko zakrzywione brwi? A może po prostu przez gruby, czarny cień do powiek, który dodawał jej charakterku i był jedynym elementem makijażu, którego używała? Cóż, nie chciał się więcej nad tym zastanawiać, gdy doszło do niego, że za długo patrzy na dziewczynę.

—  Oto wasza nowa koleżanka, Leanne Fayis. Od dziś będziecie wspólnie chodzić do klasy. Leanne przyjechała tutaj z Francji, więc mam nadzieję, że będziecie dla niej mili. Siadaj. —  Wszystko to nauczycielka powiedziała swoim standardowym, znudzonym tonem i przeszła prowadzenia lekcji.

Leanne przeleciała wzrokiem po sali. Znalazła na końcu jakąś samotną ławkę, która była tak samo odizolowana od reszty, jak ona. Przechodziła właśnie obok Dena i posłała mu ciepły uśmiech. Szczerze odwzajemnił go, stwierdził, że nowa koleżanka chciała być zwyczajnie miła.

Tak się złożyło, że samotna ławka znajdowała się zaraz za Denem. Chłopak nie chciał rozmawiać na lekcji, bo dobrze znał panią Wilson. Jednak Leanne nie interesowała się matematyką, więc zaczęła go zaczepiać.

—  Ej, ty. —  Szepnęła. Den odwrócił się do niej. —  W której sali mamy następną lekcję?

—  W piętnastce. Chcesz plan? Przepiszesz sobie.

—  Jasne.

Phils wyciągnął zeszyt. Leanne wzięła go i z uśmiechem zaczęła przepisywać plan do notatnika. Den nie wrócił do notowania zadania, bo zapatrzył się sznurek na szyi dziewczyny. Nie było widać, co jest zaczepione na jego końcu, lecz brunet czuł dziwną energię. Energię Tytana. Błyskotka przyciągała jego wzrok, niczym magnes. Ale od naszyjnika biły również nieprzyjemne, wrogie emocje, które jednocześnie zniechęcały Dena do dalszego przebywania przy Leanne.

Fayis zauważyła, gdzie patrzy się Den.

—  Oczy mam tutaj.

Den natychmiastowo się zarumienił.

|HUNTIK| Nikkos znaczy zwycięstwo.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz