1. Jeśli boli, to dobrze.

7.4K 417 241
                                    

- Straciłaś z nim kontakt, ale jeśli boli, to dobrze. Przynajmniej wiesz, że ta znajomość nie była gówno warta. 

- Brian, zamknij się - warknęłam, leżąc na łóżku i wgapiając się w sufit. Naliczyłam już sześć małych kropek oraz dwie muchy, z tego jedna próbowała dobrać się do drugiej, a ta druga nie chciała tamtej. 

Ach, te rozterki. 

- Ale no na serio - powiedział.

- Na serio, zamknij się - powtórzyłam, na co tylko krótko westchnął i wzruszył ramionami, siedząc na moim obrotowym krześle. 

Cassie siedząca na parapecie uśmiechała się do telefonu jak głupia.Co ta miłość robi z ludźmi. 

W ostatnim czasie dużo się działo. Ostatnie pól roku było okresem wielkich zmian w życiu nas wszystkich. Cassie postanowiła, że spróbuje związku z Theo i jak na razie im się układało. Była z nim już około miesiąca. Brian pozostał Brianem, może trochę zmądrzał i zaczął w końcu chodzić na siłownię. Stwierdził, że gdy wyrobi sobie mięśnie na brzuchu to więcej facetów będzie na niego leciało. 

Zostawiłam to bez komentarza, bo nie chciałam mu psuć tej idealnej wizji. 

I ja. Victoria Parker. Dziewczyna z wielkimi marzeniami, które ostatniego dnia września ubiegłego roku prysły jak bańka mydlana. W moim życiu też zaszły zmiany. Postanowiłam pozbyć się wszelkich toksycznych znajomości z mojego życia (albo i one pozbyły się mnie). Przestałam marzyć o wielkich rzeczach. Teatr, sztuki przestały mnie interesować. Bo gdy tylko do tego wracałam, wracały też te bolesne rzeczy. Dlatego wolałam zakopać myśli o występach na scenie, niż nie spać po nocach. 

Tak oto ON zniszczył moje marzenia. 

Pół roku. Dokładnie tyle minęło czas od dnia, w którym widziałam go po raz ostatni. Nie pisał, nie dzwonił, ja zresztą też nie. Nigdy nie spotkałam go też nigdzie na mieście. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Nie przeszkadzało mi to. 

Ale do dzisiejszego dnia, ten wyraz twarzy, ten uśmiech i ta satysfakcja, gdy wychodzil wtedy z sali śniło mi się po nocach. Ten uśmiech, tak pełen kpiny i narcyzmu... i moja bezradność. Bo co miałaby, niby wtedy zrobić? 

Gdzieś między wrześniem i teraz straciliśmy wszystko. Nasze kłótnie, żarty, znaczące spojrzenia, chwile grozy, obietnice i tajemnice. Straciliśmy tą relacje, która nas łączyła. To było coś między nienawiścią, a... sama nie wiem. Ale straciliśmy to. Straciliśmy to co nas łączyło, została nam jedynie cisza. 

- Co robimy? - spytał Brian, odchylając się na krześle. - Nudzę się. 

Uśmiechnęłam się smutno sama do siebie. 

Obiecałam sobie, że nie odpuszczę i go naprawię. Że go nie stracę. Nie wiem co się popsuło. Nie wiem co się stało. 

- Nie wiem - odezwała się Cassie. - Może gdzieś wyjdziemy? Dziś nie jest aż tak zimno. 

- Pizza? - chłopak zwęził oczy na samą myśl o jedzeniu. Cassie uśmiechnęła się i skinęła głową. - Hawajska. 

- Vi, ubieraj się - powiedziała dziewczyna. 

- Niee, ja zostanę w domu - odchrząknęłam. - Nie czuję się dziś najlepiej. 

- Co ci jest? - spytała troskliwie. 

- To zwykłe przeziębienie - uśmiechnęłam się do niej uspokajająco. - Idźcie. Poleżę w łóżku, do jutra mi przejdzie - dodałam. 

- Na pewno? Może pójdę ci po jakieś tabletki... 

Pakt z diabłemWhere stories live. Discover now