Z tym rozdziałem poszło mi szybko, ale nie ma to jak odpowiednia motywacja i wymiana klawiatury XD.
Miłej lektury <3
– Siedemdziesiąt.
– Litości, nie jestem aż tak stary – burknął Menhis, niby obrażony, ale już go znałam na tyle, by wiedzieć, że był rozbawiony. Nie podjął jednak dalszej rozmowy i ja też nie próbowałam.
***
– Sześćdziesiąt osiem?
– Ty się mnie pytasz? – odpowiedział pytaniem psion, unosząc przy tym brew z dezaprobatą, a ja westchnęłam i przewróciłam oczami.
– Sześćdziesiąt osiem – stwierdziłam, uważnie przyglądając się jego twarzy w poszukiwaniu jakichś wskazówek.
– Pudło – odparł ze wzruszeniem ramion. Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, jakby uprzejmie czekał, czy czegoś jeszcze nie powiem, po czym znowu głęboko się zamyślił.
***
Po tym wszystkim, co usłyszałam od Menhisa przed wyjazdem z Kwatery, czułam się rozdwojona. Z jednej strony byłam wstrząśnięta i wolałam trzymać psiona na dystans, dopóki nie ułożę sobie w głowie, co właściwie powinnam teraz o nim myśleć. W końcu jeśli wtedy nie powiedział mi całej prawdy, to na pewno nie zrobił tego bez powodu... i trochę się obawiałam, co się mogło za tym kryć. Mimo wszystko nie chciałam myśleć źle o Menhisie, ale trudno było nie podejrzewać, że ta silna wiara faery w złe zamiary psionów to coś więcej jak krzywdzący stereotyp.
Za to z drugiej strony trochę się o Menhisa martwiłam, bo z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, od wyjazdu wyraźnie wolał trzymać się na uboczu. Poza tymi krótkimi chwilami, gdy sama go zagadywałam w ramach naszej gry, był raczej milczący i zamyślony. Z czasów, gdy mnie ćwiczył, pamiętałam, że zdarzały mu się takie stany, ale teraz tkwił w tym praktycznie cały czas.
Niby wiedziałam, że miałam ważniejsze problemy, bo moja tajemnicza więź z Kryształem pozostawała niewyjaśniona i nie zanosiło się w najbliższym czasie, by coś się w tej kwestii zmieniło, ale to właśnie Menhis teraz zajmował moje myśli. Może to dlatego, że od wyjazdu z Kwatery zniknęły wszystkie moje dziwne objawy, a psion był ciągle blisko.
Jego zachowanie sprawiało, że czułam się jeszcze bardziej zdezorientowana niż wtedy, gdy kończyliśmy tamtą rozmowę pod Bramą. Zastanawiało mnie, co się mogło zmienić, że teraz taki był. Początkowo analizowałam od nowa to wszystko, co mi wtedy powiedział, doszukując się właśnie w tym wyjaśnienia, ale później przyszło mi do głowy, że przecież mógł się tak zachowywać już wcześniej. W końcu od jego migreny spędzaliśmy ze sobą o wiele mniej czasu i nic nie stało na przeszkodzie, by poza spotkaniami ze mną był taki jak teraz.
Gdy się do niego odzywałam, próbowałam wyczuć jego nastrój, ale nie zauważyłam nic niezwykłego. Dziwiło mnie jedynie to, że nawet zagadany zupełnie znienacka, udzielał sensownej odpowiedzi, choć chwilę wcześniej wydawał się krążyć myślami gdzieś bardzo daleko.
Czułam, że kluczem do zrozumienia tego wszystkiego były informacje, których po prostu nie mogłam wydedukować, nie będąc Sherlockiem Holmesem. Ktoś musiał mi je dać. Długo nie miałam pomysłu, kto to mógłby być, skoro z oczywistych względów odpadali wszyscy mieszkańcy Kwatery, ale w końcu natchnęło mnie, gdy rozbijaliśmy obóz pod Balenvią i sama się sobie dziwiłam, dlaczego wcześniej na to nie wpadłam – Ethel! Na pewno mogłam mu zaufać, a poza tym na moje oko był w dość sędziwym wieku, a to raczej sprzyjało gromadzeniu wiedzy. To jednak nie koniec zalet mykonida – skoro mieszkał w jaskini i przez wiele lat nikt nawet o tym nie wiedział, to prawdopodobnie Menhis też nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia, a tym samym – nie mógł mu namieszać w głowie swoimi wpływami. Z drugiej strony to stanowiło również wadę, bo wieści ze świata mogły docierać do miasta mykonidów ze sporym opóźnieniem... albo w ogóle.
CZYTASZ
Eldarya: Menhis (piąty WS)
FanfictionGardienne od swojego przybycia do Eldaryi nie miała zbyt wiele szczęścia, a do opętań to już w szczególności. Po tym, jak ciało dziewczyny zostało na krótko przejęte przez Yeu, Huang Hua i Miiko uświadamiają sobie, że to ostatnia chwila, by udzielić...