Obudziłem się bez koszulki, co było dość niezręczne.
Choć jeszcze bardziej niezręczny był fakt, że nade mną stała Raven, obmywając miejsce po ukąszeniu jakąś chustką z zieloną papką. Co to w ogóle było? Syknąłem z bólu, gdy tylko przyłożyła maść do rany.
- Trzeba było nie rzucać się samemu na hordę demonów. To by nie bolało- szepnęła i zajęła się swoją robotą. L
Ukąszenie przez chwilę piekło, ale po paru chwilach skóra przybrała zdrowy kolor.
- Ten gacek wstrzyknął mi jakiś jad?- zapytałem. Raven uniosła głowę.
- Można tak powiedzieć, jeśli uznasz, że krew demonów jest jadem. Cóż. Duże ilości potrafią zabić, ale to było pojedyncze dziabnięcie- a po chwili namysłu dodała.- Ale i tak musiało nieziemsko boleć.
Kiwnąłem głową. Bolało i to jak.
- Czyli nie zmienię się w wampira?- zapytałem naiwnie, a dziewczyna uniosła brwi.
- Nie. A co, zawiedziony?
Uśmiechnąłem się.
- Laski lecą na wampiry.
- Laski lecą na blizny- poprawiła mnie, przyglądając się tym razem ranie na policzku. Nachyliła się i dotknęła jej, a moim ciałem przeszedł dreszcz. Była tak blisko mojej twarzy, że mógłbym ją...
Też się zorientowała i spojrzała mi w oczy. Na pas Afrodyty, jakie ona miała piękne oczy. Coś szepnęła, ale nie byłem pewny co. Nachyliłem się ku niej, a nasze wargi były coraz bliżej i...
- Hej! Nie uwierzycie, ale... Eee, nie przeszkadzam?- na widok Johna odskoczyliśmy od siebie zmieszani.
- Co? Eee, nie. Nie, my tylko...- zacząłem, plącząc się z każdym słowem coraz bardziej. Postanowiłem zmienić temat dla dobra nas wszystkich. - W co mamy niby nie uwierzyć?
Patrzyłem się na to, nie mogąc w to uwierzyć. Przede mną rozciągało się miasto. Miasto duchów po środku pustyni. Zupełnie takie samo, jak na starych filmach typu western.
- Na Mojave jest jedno opuszczone miasteczko, atrakcja turystyczna, ale to chyba nie to...- zaczęła Raven.
- Nie- to z kolei był John.- Nie czuję tu żadnego człowieka, herosa, czy potwora... To miejsce jest zupełnie puste.
- Ale co się stało?- szepnąłem i zacząłem schodzić po stromym zboczu ku domom. Reszta ruszyła za mną.
Jak na to, że miasteczko było nie zamieszkałe już od ponad dwustu lat, wyglądało całkiem dobrze. Składało się z jednej, długiej ulicy, wzdłuż której ustawione były domy. Farby zaczęły schodzić już z budynków, ale żaden się nie zawalił, co można było uznać za sukces tej opuszczonej speluny.
Szliśmy we troje główną ulicą, a nasze kroki były jedynym dźwiękiem w okolicy. Nagle Raven krzyknęła:
- Patrzcie!- obróciłem się we wskazanym kierunku.
Na murze budynku, wyblakłą już farbą, widniało wypisane słowo „bank". Miałem już się zapytać, co w tym takiego niezwykłego, ale zorientowałem się sam i szepnąłem:
- Po grecku...
Faktycznie. Nie dało się zaprzeczyć, napis został wykonany charakterystycznymi, greckimi literami.
- Tam też!- John wskazał na biuro „szeryfa". W sumie budynków było dwanaście, po sześć na jednej stronie drogi i na każdym widniał jakiś napis wypisany w tym właśnie języku.
CZYTASZ
Percy Jackson - Nowe Pokolenie - Niezgoda.
FanfictionJednego dnia życie trzynastoletniego Maxa Johnsona wywróciło się do góry nogami. Bo co innego można powiedzieć o dniu, w którym atakują cię potwory, spadasz z dziewięćdziesięciu metrów, a twojemu najlepszemu kumplowi wyrastają kopyta? Jakie sekrety...