Rozdział XIX Tajemnica miasteczka duchów

1.8K 166 27
                                    

Obudziłem się bez koszulki, co było dość niezręczne.

Choć jeszcze bardziej niezręczny był fakt, że nade mną stała Raven, obmywając miejsce po ukąszeniu jakąś chustką z zieloną papką. Co to w ogóle było? Syknąłem z bólu, gdy tylko przyłożyła maść do rany.

- Trzeba było nie rzucać się samemu na hordę demonów. To by nie bolało- szepnęła i zajęła się swoją robotą. L

Ukąszenie przez chwilę piekło, ale po paru chwilach skóra przybrała zdrowy kolor.

- Ten gacek wstrzyknął mi jakiś jad?- zapytałem. Raven uniosła głowę.

- Można tak powiedzieć, jeśli uznasz, że krew demonów jest jadem. Cóż. Duże ilości potrafią zabić, ale to było pojedyncze dziabnięcie- a po chwili namysłu dodała.- Ale i tak musiało nieziemsko boleć.

Kiwnąłem głową. Bolało i to jak.

- Czyli nie zmienię się w wampira?- zapytałem naiwnie, a dziewczyna uniosła brwi.

- Nie. A co, zawiedziony?

Uśmiechnąłem się.

- Laski lecą na wampiry.

- Laski lecą na blizny- poprawiła mnie, przyglądając się tym razem ranie na policzku. Nachyliła się i dotknęła jej, a moim ciałem przeszedł dreszcz. Była tak blisko mojej twarzy, że mógłbym ją...

Też się zorientowała i spojrzała mi w oczy. Na pas Afrodyty, jakie ona miała piękne oczy. Coś szepnęła, ale nie byłem pewny co. Nachyliłem się ku niej, a nasze wargi były coraz bliżej i...

- Hej! Nie uwierzycie, ale... Eee, nie przeszkadzam?- na widok Johna odskoczyliśmy od siebie zmieszani.

- Co? Eee, nie. Nie, my tylko...- zacząłem, plącząc się z każdym słowem coraz bardziej. Postanowiłem zmienić temat dla dobra nas wszystkich. - W co mamy niby nie uwierzyć?

Patrzyłem się na to, nie mogąc w to uwierzyć. Przede mną rozciągało się miasto. Miasto duchów po środku pustyni. Zupełnie takie samo, jak na starych filmach typu western.

- Na Mojave jest jedno opuszczone miasteczko, atrakcja turystyczna, ale to chyba nie to...- zaczęła Raven.

- Nie- to z kolei był John.- Nie czuję tu żadnego człowieka, herosa, czy potwora... To miejsce jest zupełnie puste.

- Ale co się stało?- szepnąłem i zacząłem schodzić po stromym zboczu ku domom. Reszta ruszyła za mną.

Jak na to, że miasteczko było nie zamieszkałe już od ponad dwustu lat, wyglądało całkiem dobrze. Składało się z jednej, długiej ulicy, wzdłuż której ustawione były domy. Farby zaczęły schodzić już z budynków, ale żaden się nie zawalił, co można było uznać za sukces tej opuszczonej speluny.

Szliśmy we troje główną ulicą, a nasze kroki były jedynym dźwiękiem w okolicy. Nagle Raven krzyknęła:

- Patrzcie!- obróciłem się we wskazanym kierunku.

Na murze budynku, wyblakłą już farbą, widniało wypisane słowo „bank". Miałem już się zapytać, co w tym takiego niezwykłego, ale zorientowałem się sam i szepnąłem:

- Po grecku...

Faktycznie. Nie dało się zaprzeczyć, napis został wykonany charakterystycznymi, greckimi literami.

- Tam też!- John wskazał na biuro „szeryfa". W sumie budynków było dwanaście, po sześć na jednej stronie drogi i na każdym widniał jakiś napis wypisany w tym właśnie języku.

Percy Jackson - Nowe Pokolenie - Niezgoda.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz