Rozdział XXI Prawda bywa bolesna

1.7K 170 20
                                    

Nie miałem pojęcia, co się dzieję. Było zupełnie tak, jakby ktoś wyłączył światło w piwnicy głęboko, głęboko pod ziemią.

- Raven!- zawołałem.- Raven, nic ci nie jest?!

Złapałem ją za rękę, a potem ciemny świat zawirował, wywracając moje wnętrzności do góry nogami.

Kiedy otworzyłem oczy, nie byliśmy już w grocie Eris. Ani tym bardziej na pustyni. Wyglądało to bardziej jak opuszczony, ślepy zaułek, jakich w Nowym Jorku jest tysiące.
- Gdzie jesteśmy?- szepnąłem, spoglądając na stojącą przy mnie dziewczynę.

- Ja, ja chyba znam to miejsce.
Córka Hekate podeszła do ściany pobliskiego budynku i dotknęła jej.

Nic się nie wydarzyło.
- Nie mów mi, że jabłko wyniosło nas tutaj, zostawiając Johna z tą wredną babą!- zaczynałem już panikować.- Musimy znaleźć drogę powrotną i go odbić, bo… O bogowie, co ona może mu zrobić?! Chyba nie wypcha go i nie postawi w przedpokoju obok tych upiornych obrazów, nie? Raven? Raven, czemu się nie odzywasz?

- My chyba nie jesteśmy w Nowym Jorku, Max… To wygląda bardziej jak wspomnienie…

Odwróciłem się do niej. Czyli byliśmy w takiej jakby kolejnej iluzji Eris? No, pięknie.
- Wspomnienie?- zapytałem.- Ale czyje?
- Zdaje mi się… Zdaję mi się, że moje.
                                                                       ***

Do uliczki wszedł mężczyzna. Miał czarne jak smoła włosy i bladą twarz częściowo okrytą ciemnym szalikiem. Zatrzymał się pośrodku zaułku i dmuchnął w zmarznięte ręce, a z jego ust uniosła się para. Widocznie była zima. Zupełnie nie zwracał na nas uwagi, jakbyśmy… Jakbyśmy zupełnie nie istnieli.

Nagle ciemnowłosy znieruchomiał, a w uliczce pojawiła się jeszcze inna osoba. Drugi mężczyzna, który zdawałoby się, że wyrósł znikąd. Był ubrany z kolei w granatowy, elegancki płaszcz i skórzane rękawiczki. Na ciemnym zaroście, równie eleganckim jak reszta postaci, zgromadziły się płatki śniegu.

- Czemu zawdzięczam twoją obecność?- zapytał blady mężczyzna w szaliku.

Druga postać z początku się nie odzywała.
- Apollo odnalazł zaginioną przepowiednię- zaczął.- Dotyczy ona twojej córki, Amesteuszu.

- Albo twojego syna… Co zamierzasz zrobić?- Amesteusz odwrócił się do nowoprzybyłej postaci.- Przecież nie pozbawisz życia bezbronnego dziecka. To zbyt okrutne nawet na ciebie, Zeusie.

Drgnąłem, a serce zaczęło bić mi trochę szybciej. Zeusie? Znaczy, że facet w granatowym płaszczu i błękitnych oczach był moim ojcem?
 
Zeus przez jakiś czas milczał.
- Ostatnio, dochodzą mnie złe wieści. Jeden dzieciak, nic niewarty heros twierdzi, że mój ojciec powstaje. Oczywiście, jestem praktycznie pewny, że do tego nie dojdzie, ale jeśli jednak… Nie chcę by na Olimp spłynęła zagłada. Wszystko jedno czy stworzona przez Kronosa, synalka Posejdona, czy twoją… jak jej tam?

- Raven- Amesteusz wysyczał imię mojej przyjaciółki przez zaciśnięte zęby.

- Właśnie. Jest obdarzona zbyt dużą mocą jak na jednego dzieciaka. Hekate popełniła wielki błąd pozwalając przyjść jej na świat.
- Nie mieszaj w to Hekate. Ja odpowiadam za wychowanie dziewczynki. I ja odpowiadam za jej, hm, mroczną część.

- Właśnie o tym mówię. Zrobię wszystko, żeby chronić moją rodzinę, a moja rodzina siedzi na Olimpie. Nie pozwolę, żeby stało się im coś złego, a może to nastąpić, jeśli…

- Dość Zeusie!- krzyknął Amesteusz, a potem z niedowierzania pokręcił głową.- Czyżbyś próbował mnie ostrzec? To nie w twoim stylu.

- Tak, więc doceń to. Jeśli na bezpieczeństwo Olimpijczyków spadnie choćby maluteńki cień…-urwał zastanawiając się nad doborem słów.- Wrócę tu po nią. I tak nie przeżyje jako półbóg bez opieki Chejrona w Obozie Herosów. A dzieci twojej kochanej Hekate nie mają tam wstępu…

Percy Jackson - Nowe Pokolenie - Niezgoda.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz