Rozdział 4

10 2 0
                                    

Po śniadaniu, zjechałyśmy windą na podziemny parking, gdzie stał samochód cioci. W samochodzie ciocia poinformowała mnie że najpierw podjedziemy pod mój dom, żebym mogła zabrać potrzebne mi rzeczy, a potem pojedziemy do szpitala. Patrzyłam na mijające budynki za oknem. Po 20 minutach krajobraz się zmienił, zamiast wieżowców było widać domki jednorodzinne co oznaczało, że już zbliżamy się do mojego osiedla, która znajdowało się na obrzeżach miasta. Wysiadłam z samochodu pod domem. Nie wyglądał z zewnątrz najlepiej, piętro było osmolone, a przed drzwiami wisiała żółta taśma policyjna. Ciocia powiedziała żebym nie ruszała za dużo rzeczy, bo policja może jeszcze wrócić po jakieś poszlaki. Weszłam frontowymi drzwiami, omijając taśmę policyjną. Śmierdziało trochę dymem, ale wszystko wyglądało jakby nic się nie wydarzyło. Zauważyłam nagle, że drzwi na taras są otwarte. Podeszłam bliżej. Szybka nad klamką było potłuczona, a na podłodze leżały odłamki szkła... Wyglądało jakby ktoś się tędy włamał, odrzuciłam tę myśl i zamknęłam drzwi na metalowy, zabezpieczający mały haczyk. Który zamykał drzwi, zanim rodzice zamontowali zamek, zaraz po kupnie domu. Zeszłam do piwnicy i skręciłam w drzwi na prawo, gdzie była rupieciarnia, musiałam wziąć walizki. Byłam znowu na parterze i stałam przed schodami na górę, gdzie leżały w połowie spalone szkice, które wczoraj wieczorem, przypadkowo rozrzuciłam. A nie chciało mi się ich sprzątać, bo było już późno. Pamiętam że pokłóciłam się o to z mamą. Kto by pomyślał że to właśnie one uratują nam życie? Gdy zaczęły płonąć, poprowadziły ogień na dół i w ten sposób uruchomiły czujnik dymu w kuchni. Weszłam schodami na górę, wszystko na korytarzu było czarne. Szklana barierka oddzielającą korytarz od schodów, przybrała tak intensywny czarny kolor, że nie dało się zauważyć że kiedy było szklana. W dachu była dosyć spora dziura która wpuszczała do środka zimne powietrze. Wzdrygnełam się bo miałam na sobie tylko t-shirt. Poszłam do mojego pokoju i zaczęłam przekładać ubrania z komody i wieszaka obok łóżka do walizki. Podeszłam jeszcze do mojego biurka, by odnaleźć MacBooka którego wczoraj straciłam nogą, wychodząc przez potłuczone okno. Leżał pod biurkiem, lekko zarysowany od spodu. Włożyłam go do plecaka który leżał obok biurka, udało mi się tam jeszcze upchnąć przybory malarskie i kosmetyki. Na stoliku nocnym obok budzika który być może uratował mi życie, leżał mój telefon. Na ekranie blokady była masa powiadomień. Schowałam go szybko do kieszeni spodni i przeszłam do pokoju mojego brata, który znajdował się naprzeciwko mojego, był jego lustrzanym odbiciem. Spakowałam szybko jego rzeczy, na wypadek gdyby wyszedł ze szpitala. Musiałam jeszcze iść do sypialni rodziców, ponieważ ciocia poprosiła mnie bym odnalazła  ich  telefony, bo są potrzebne policji do śledztwa. Leżały na stolikach nocnych. Zaczęłam kierować się do samochodu. Przed drzwiami zgarnęłam z wieszaka moja kurtkę, w której kieszeni pobrzdękiwały lekko klucze. Zamknęłam drzwi od domu i wsiadłam do samochodu. 

Gold DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz