Rozdział 4

492 33 7
                                    

Reader P.O.V

  Szliśmy tak, już nie wiadomo ile, czas dłużył się w nieskończoność, zdążyłam już nawet obmyślić całkiem dobrą strategię zniszczenia i poćwiartowania szatyneczki... i przy okazji co zjem, kiedy już wrócę z tej misji, ale to oczywiście tylko przy okazji. Zresztą sama nie wiem, czy 43 smaki lodów i stos naleśników z nutellą to przypadkiem nie za mało... No co poradzić, kiedyś tę dietę trzeba zacząć!

Byliśmy w jakimś lesie. Z każdej strony otaczała nas zieleń liściastych drzew, które rzucały na nas orzeźwiający i miły letni cień. Było tak przyjemnie, że przez chwilę nawet zapomniałam, że jestem na misji rangi S razem z jakimś półgłówkiem z ANBU.

Kocham lasy, jest tu tak spokojnie i przyjemnie. Można się odprężyć i wsłuchać w uspokajający szum liści.

Najchętniej to bym tutaj się zatrzymała i rozbiła obóz. Odpieczętowała ze zwoju śpiwór, ładnie go ułożyła na mięciutkiej zielonkawej trawce, położyła się na nim, leżała, wpatrując się w niebo, po czym poszła spa...

— Ciii — Itachi niespodziewanie stanął, co spowodowało, że na niego wpadłam i pokazał gestem dłoni, żebym była cicho. No tak. Nawet nie było dane mi dokończyć swoich własnych myśli, bo pani ładna ma znowu napad, a ja przecież, za głośno oddycham.

— Jakie "ciii"? Jesteśmy na środku jakiegoś zadupia, gdzie nie ma nic prócz gęstego lasu, wokół nie ma żywej duszy, a ja nie odezwałam się do ciebie nawet słowem. — posłałam mu pytające spojrzenie a bardziej jego plecom, bo nawet nie raczył się do mnie odwrócić.

— A ja ci mówię, że wyświadczysz światu wielką przysługę, jak się zamkniesz. — odparł przez zaciśnięte zęby, lekko się do mnie odwracając. Wyglądał na bardzo poważnego i skupionego co w sumie nie byłoby niczym nadzwyczajnym, gdyby nie to, że tym razem było to bardziej przerażające niż zwykle.

Postanowiłam posłuchać i nic nie mówić.

Stał tak trochę w ciszy, skupiając się na czymś, spojrzał w stronę pobliskich krzaków, obserwując je bacznie. Popatrzyłam zdezorientowana w tamtą stronę i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. W stronę krzaków nagle poszybowały trzy kunaie, które Itachi rzucił w tamtą stronę.

Nagle w krzakach coś zaczęło sie ruszać, a bardziej szamotać, przez co całe zaczęły się trząść.

Cały czas patrzyliśmy na nie gotowi do walki. Byliśmy pewni, że ktokolwiek to był, czy wróg, czy może zwykły przechodzień, na pewno nas nie zaskoczy.

Aż wtem, z obiektu naszych obserwacji, wybiegła łasiczka.

Tak, łasiczka.

Właśnie to wybiegło z krzaków.

Itachi. Przestraszył się. Łasiczki.

Łasic.... się przestraszył....łasiczki....

To się jakoś....paradoks? Nie, bardziej coś w stylu znaku oznaczającego nadchodzącą apokalipsę, tak.

— No wiesz co! Itachi !! ŻEBY TAK W SWOICH??!? — krzyknęłam na idiotę, który prawie posunął się tak daleko, żeby wymordować swoja własną rodzinę... — Jak można się wystraszyć takiej malutkiej, słodziutkiej łasiczki?? — zapytałam ze zdziwieniem.

Podeszłam do zwierzaczka z zamiarem pogłaskania go. Już miałam wyciągać rękę i zanurzyć ją w puszystej sierści łasiczki, gdy ta zawarczała na mnie i uciekła szybko przed siebie.

Zawiedziona i odrzucona odwróciłam się w stronę chłopaka. To było błędem. Moje oczy zdążyły jedynie uchwycić, jak próbuje powstrzymać śmiech i nie wybuchnąć, bo w dosłownie ułamku sekundy, zaczął zwijać się ze śmiechu i turlać po ziemi.

Patrzyłam na niego jak na idiotę. Zresztą kto by nie patrzył. Osoba BARDZO opanowana i JESZCE BARDZIEJ zimna właśnie teraz tarza się po ziemi ze śmiechu. Apokalipsa to za mało, koniec świata jest coraz bliżej.

— No i z czego tak rżysz? — jego zachowanie zaczęło mnie już przerażać. Chciałam, żeby jak najszybciej się uspokoił. Za dużo cudów jak na jeden dzień...

— Ko.... kocham to... tą ła... łasicę! — próbował wykrzyczeć przez śmiech, tłumiąc go nieskutecznie.

Ta ewidentnie oni są rodziną...

— Posłuchaj, nie możesz jej kochać, to jest kazirodztwo! — teraz i ja zaczęłam się z nim śmiać. Nie z powodu tego, co powiedziałam ale, dlatego że jemu śmiech naprawdę nie pasuje.

— Nie mów mi, co mogę a czego nie! Jeszcze tak mi nie odbiło, żeby słuchać się niższych rang. — mówił wciąż przez śmiech.

Tak jasne tobie nie odbiło, w takim razie kto aktualnie tarza się jak jaki pojeb w trawie?

Nie masz racje to całkowicie normalne.

— Nie wypowiadaj się pedale! — moja próba stłumienia śmiechu poszła na marne.

Chłopak więcej już się nie odgryzł, tylko dalej śmiał się i tarzał w trawie a biedna ja z nim.

Chichraliśmy się tak, jeszcze przez nie wiadomo ile i zapewne nie skończylibyśmy tak szybko, gdyby nie to, że koło nas przeszedł jakiś pseudo pasterz, którego wcześniej prawie na pewno nie było w pobliżu.

Naraz wstaliśmy i uspokoiliśmy się, wlepiając w niego wzrok, gotowi do działania.

— Widziałem już wszystko — odezwał się nagle, przez co Itachi drgnął — Teraz mogę umrzeć. — dokończył, rozkładając ręce poziomo, wpatrując się w niebo, widocznie na coś czekając.

Patrzyliśmy się z Itachim na niego oszołomieni czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

Jednak dalej nic się nie działo, a gościu stał tam jak słup z rozłożonymi rękami, więc postanowiliśmy niepostrzeżenie wycofać się jak najdalej.

***

Byliśmy już dość daleko od pasterza, tak przynajmniej się zdawało, bo od razu, gdy straciliśmy go z pola widzenia zaczęliśmy zapi*rdalać ile sił w nogach przed siebie.

Między nami panowała głucha cisza, którą postanowiłam przerwać, bo wiedziałam, że wnerwi to szatyneczkę.

— Nie wiedziałam, że pan bez uczuć potrafi się tak głośno i histerycznie śmiać — uśmiechnęłam się chytrze i spojrzałam na onyksookiego(?), który od razu odwrócił wzrok.

— Nie wiedziałem, że pani brzydka potrafi wyglądać jeszcze straszniej niż zwykle, kiedy się śmieje. — powiedział bez uczuć, wpatrując się we wszystko tylko nie we mnie.

— Oj no weź! — krzyknęłam obrażona — Ja przynajmniej nie wyglądam, jakby mnie w worku dusili!

— Przecież właśnie mówię, że wyglądasz. — prychnął cicho.

— Phi! A spadaj! — byłam bardzo wkurzona, ale nie miałam jak tego okazać, bo w pobliżu nie było żadnych krzeseł do rozwalenia lub rzucenia. A szkoda...

— Oryginalnie... — powiedział ciszej jakby do siebie.

Nie widziałam już sensu kontynuowania tej jakże interesującej i poważnej rozmowy, więc siedziałam już cicho i szłam dalej przed siebie.

Tak teraz patrząc, ciekawi mnie czy szatyn zna drogę i czy nie wyprowadza mnie w pole, żeby tam zabić...

Nieee na pewno nie... Chociaż.... z drugiej strony...... już po mnie..... żegnajcie....

Jutrzejszej nocy znów pokażę ci ich śpiew...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ohayo!

To znowu ja :DDDDD! Przybyłam do Ciebie z tym oto dziełem sztuki! Tak jak zawsze liczę, że polubiłaś swoją historię, jeśli jednak nie i masz jakieś zastrzeżenia to napisz mi a ja postaram się wszystko uwzględnić :P. Zachęcam również do gwiazdkowania. To bardzo motywuje, kiedy widzę, że opowieść wam się podoba! Na dzisiaj to tylko tyle więc miłego i paaaa :3

A jeszcze sorki za błędy, nie spawdzałam...

Jedno Spojrzenie [~Itachi x Reader~]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz