To była pierwsza tak zimna noc tej jesieni, zdawało się, że jest luty, nie listopad. Do tej pory dużo padało, ale teraz na czarnym niebie nie było ani jednej chmurki. Wiał za to wiatr, lodowaty, świszczący między burymi ścianami budynków.
Twarz Namjoona, skóra na jego dłoniach, jego usta, były tak suche z zimna, że bolały przy każdym ruchu, nawet najmniejszym drgnięciu. W dodatku tak trudno było samemu sobie pomóc, gdy się dopiero powoli trzeźwiało.
Trząsł się, chociaż nawet nie był pewien, czy jeszcze czuje to zimno. Szurając butami po brudnym chodniku, stawiał krok za krokiem, błagając swoje zmęczone ciało o szybsze odzyskiwanie przytomności. Zakrztusił się nagle, biorąc głębszy oddech przez usta i zakaszlał głucho. Miał wrażenie, że ten dźwięk odbił się echem od wszystkiego dookoła i wrócił do jego głowy z podwójną siłą, sprawiając, że Namjoon prawie upadł. Ból w klatce piersiowej, ból głowy, ból spierzchniętej i suchej jak trociny dolnej wargi, która chyba mu pękła... Po prostu wiedział, że nigdzie dalej nie dojdzie, nawet jeśli chciał.
Nie płakał często, ale w chwilach takich jak ta miał na to ochotę. Żeby się tak po prostu położyć tam, gdzie stał, i zanieść łzami, i płakać tak długo, aż zapomni, dlaczego właściwie zaczął.
Cudem dotarł na jakiś zapomniany przystanek autobusowy. Jedna z jego bocznych szklanych ścianek została rozbita niedawno, prawdopodobnie przez kogoś w stanie podobnym do tego, w którym Namjoon obecnie się znajdował. Chłopak czuł pod schodzonymi podeszwami swoich adidasów twarde drobiny grubego szkła.
Dotarł do ławeczki, cudem trzymającej się wciąż na nogach, i usiadł na niej ciężko. Materiał jego dżinsów był tak zimny, że skóra na udach chłopaka cierpła boleśnie, gdy tylko wykonywał gwałtowniejszy ruch, taki jak ten. Na szczęście siadając poczuł, że ma coś w tylnej kieszeni. Coś twardego. Telefon.
Odblokowanie telefonu Namjoona nigdy nie wymagało wpisania żadnego hasła ani kodu, właśnie dlatego, żeby mógł sobie poradzić nawet w takiej sytuacji, kiedy nie byłby w stanie nawet pomyśleć żadnego słowa czy sekwencji cyfr, a co dopiero być na tyle precyzyjnym, by je wystukać na klawiaturze. Wystarczyło więc tylko przesunąć zmarzniętym palcem po porysowanym ekranie, by oczom Namjoona ukazało się trochę rozmazane zdjęcie Gayeon ściskającej w ramionach Miso, dużo młodszą niż teraz. Nie zmieniał tej tapety chyba od dwóch lat, odkąd Gayeon zrobiła to zdjęcie i sama je ustawiła.
Teraz z resztą nie na nie zwrócił uwagę, tylko najpierw na to, jak bardzo rozładowana była bateria – zostało dwanaście procent – a potem na pomarańczową ikonkę kontaktów, na której nazwisko Jungkooka widniało jako jedno z pierwszych, wyróżnione gwiazdką.
Poczuł gniecenie w gardle, ale wiedział, że nie będzie wymiotował. Nie miał już czym. Chodziło o to, że tak bardzo chciał mieć inne opcje. Tak bardzo chciał, żeby to nie był kolejny mały koniec świata, wymagający błagania Jungkooka o… o pomoc.
Ale gdy Namjoon wydawał na alkohol za dużo i kończył ledwo przytomny w miejscu, którego nie poznawał, zagubiony i wykończony, jego umysł z przyzwyczajenia nie widział innego wyjścia.
Przycisnął do ucha zimny ekran telefonu i wsłuchał się w pikanie, za głośne, zbyt ostre, ale oznaczające przynajmnjej, że ma zasięg, że to rzeczywistość. Oddychając głośno między piknięciami, czekał. Czekał aż włączyła się sekretarka, obojętny męski głos, mówiący: “Jeon Jungkook. Zostaw wiadomość.”
Ale przecież nie spał. Nigdy nie spał. Jungkook… jeśli ktokolwiek, to właśnie Jungkook nie był rzeczywisty. Albo przynajmniej nie na tyle rzeczywisty, by nie odbierać telefonu z powodu tak banalnego jak sen.
CZYTASZ
menthol || namkook
Fanfiction•~•~• Namjoon zauważył, że było ciemniej, niż kiedy przyjechali. Nie lubił ciemności. Chociaż nie bał się jej, nie samego braku światła. Bał się raczej ludzi, którzy się wtedy pojawiali, rzeczy, o których wtedy myślał. •~•~• angst, będą smuty, jak...