•5•

297 41 19
                                    

Gdy Namjoon wrócił do pokoju, Jungkooka już w nim nie było. Domyślił się, że przeniesiono go na inny oddział, ale nie zapytał o to nikogo. Z resztą następnego dnia rano i tak mógł już wrócić do domu. I to było trochę jak wracanie z dziwnego, męczącego snu do rzeczywistości. Poczuł ulgę, jak tylko stracił szpital z oczu.

Dotarcie do domu trochę trwało – mieszkał w końcu w zupełnie innej części miasta. Gdy nacisnął na zmatowiałą klamkę do drzwi wejściowych, niezamkniętych na klucz, jak zazwyczaj, pierwszy raz od dawna rozumiał, czym to miejsce różni się od wszystkich innych. Bo właśnie tu nie było Jungkooka, jego samochodu, jego skórzanej kurtki, jego mentoli, nie było zapachu szpitala i nie było dotyku zakrytych lateksowymi rękawiczkami chudych palców pielęgniarek. Były za to plastikowe klocki rozsypane w przedpokoju, śmiech Miso przypominający trochę szczekanie małego pieska, zapach kawy rozpuszczalnej i lekko spalonych tostów z tanim serem.

W drzwiach kuchni pojawiła się Gayeon, trzymająca na rękach Shihwana i dająca mu mleko z butelki.

— Oppa! — Namjoon nie mógł się nie uśmiechnąć, gdy w jej głosie było tyle radości. — Taeyangie, weź małego na chwilę — poprosiła, wracając na chwilę do kuchni i zaraz wróciła już bez chłopczyka i bez słowa przytuliła Namjoona naprawdę mocno.

Westchnęła ciężko. Namjoon objął ją, uważając, żeby nie zrobić jej krzywdy swoim gipsem.

— Wszystko w porządku? — zapytała dziewczyna cicho.

Gayeon nigdy nie wydawała się mała czy drobna, chyba że się tak przytulała. Wtedy faktycznie wydawało się oczywiste, że ma tylko szesnaście lat. Tylko dorosła tak szybko.

— Tak — odpowiedział chłopak ze spokojem, głaszcząc siostrę zdrową dłonią po karku i plecach.

— A co z tą ręką?

Spojrzał na swój gips.

— Nie byłem zapięty — wytłumaczył. — Muszę z tym wrócić potem do szpitala… ale to jeszcze trochę. Poza tym jest wszystko dobrze.

— Co to był w ogóle za wypadek? — Gayeon wyprostowała się i spojrzała mu w oczy.

Poważnie i z ciekawością, ale nie oceniająco.

— Hmm… — Namjoon westchnął. — Wiesz, to jest… naprawdę popaprane. Chociaż zrozumiesz — dodał szybko.

— Zrobię ci kawę i tosta — zaproponowała w odpowiedzi dziewczyna. — I usiądziemy w salonie. Taeyang ma do szkoły dopiero na jedenastą więc mamy chwilę. Dobrze?

Namjoon po prostu kiwnął głową, nawet się nie zastanawiając. Tak po prostu było, gdy Gayeon coś proponowała. Chłopak czasami się zastanawiał, jak dożył bez niej ośmiu lat w jednym kawałku.

— To poczekaj już w pokoju — powiedziała, wracając do kuchni.

Namjoon zajrzał tam za nią. Tak po prostu. Bo w sumie dawno nie widział maluchów.

Miso siedziała przy stole, machała krótkimi nóżkami i wcinała tosta, a Taeyang, już w mundurku szkolnym, trzymał najmłodszego z rodzeństwa na kolanach i klaskał śmiesznie jego rączkami. Cała trójka w jednej chwili spojrzała na Namjoona.

— Oppa. — Miso uśmiechnęła się i pomachała mu. — Tęskniliśmy!

— Hej — odparł.

Zgniotło go w gardle, zupełnie jakby miał się rozpłakać.

— Co ci się stało w rękę, hyung? — zapytał Taeyang.

Był wysoki jak na swój wiek. Namjoon chyba nie był tak wysokim sześciolatkiem.

menthol || namkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz