Opowiedz mi, babciu, o rodzinie.

23 0 0
                                    

Gdy usiadła z babcią na trzeszczącej kanapie nie do końca wiedziała, co powiedzieć.
– Babciu — postanowiła zaryzykować — możesz... Mogłabyś poopowiadać mi o rodzinie?
Rysy twarzy siedemdziesięcioośmiolatki złagodniały. Założyła siwy, skręcony kosmyk za ucho i powiodła czarnymi oczami do regału, przepełnionego starymi księgami i albumami.
— Podaj mi ten duży, fioletowy album.
Posłuszna wnuczka wstała i podszedłszy pod półki chwyciła przedmiot. Podawszy przedmiot kobiecie, ponownie usiadła obok niej przy akompaniamencie trzeszczącej sofy.
— To jest wuj Roman. Zginął w czasach komuny, ponieważ walczył o wolną Polskę. To był dobry człowiek.
Rozalia przewróciła stronę.
— To maleńka ja z twoją prababcią i praprababcią. Stoimy pod zwaloną kolumną Zygmunta w stolicy. Pomagałyśmy w odbudowie jak mogłyśmy.
Kolejna strona wywołała u niesamowitej babci Rozalii łzy w oczach.
— To twój niedoszły dziadek. Poległ, podczas przesłuchania. Niesłusznie. To nie był człowiek, który na to zasługiwał.
Kolejna strona i polały się pierwsze łzy. Żar bolesnych wspomnień zbyt intensywnie wypalał rany w sercu.
— A to twój dziadek. Zaraz po narodzinach został wypchnięty z okna. Był redaktorem naczelnym bibułek. Tak walczył, nie zasłużył.
Pani Rozalia ukradkiem otarła słone łzy z naznaczonej czasem twarzy i z naznaczonym zgryzotą głosem, starała się kontynuować.
– Widzisz tego mężczyznę? — wnuczka skinęła delikatnie głową na potwierdzenie. — To twój ojciec chwilę przed twoimi narodzinami. Rok 1997. Zdążył wziąć cię na ręce i zakołysać trzy razy, gdy dostał telefon z pracy, jakieś pilne wezwanie. Jego auto zapaliło się w trakcie jazdy. Zginął momentalnie. Tyle go widziałaś. Nie zasłużył.
— Nikt z nich nie zasłużył na taką rychłą i okrutną śmierć, babciu.
Aurelia porozmawiała jeszcze z babcią Rozalią. Gdy skończyła, wyszła i miała zamiar udać się do swojego chłopaka. Stanęła przed przejściem dla pieszych, gdy zdarzyła się tragedia.
Artur wjechał w pobliską latarnię. Przez zbyt długi okres oczekiwania na pokoc lekarską, umarł swojej niedoszłej narzeczonej na rękach.
— Miałem ci go dać — wydukał o resztkach sił plując skrzepami krwi. — Aurelio, wyjdź za mnie — ostatkiem sił wsunął zalanej łzami kobiecie pierścionek z rubinem na palec i wziął swój ostatni oddech.
Lekarze stwierdzili zgon.
Babcia Rozalia obserwowała całe zajście z okiennic u siebie w mieszkaniu z zapartym tchem w piersiach.
Przykro mi, że klątwa rodzinna padła akurat na ciebie, Słoneczko.

Bajarzyki lawirantkiWhere stories live. Discover now