★・・・・・・★・・・・・・★
James wrócił do swojego mieszkania i usiadł na starym, zniszczonym fotelu. Mężczyzna chciałby móc w końcu odpocząć i przestać uciekać. Przymknął oczy, odchylając lekko głowę do tyłu. Zaczął myśleć o miejscach oraz ludziach, które ostatnio mu się przypomniały. Widział w głowie twarze, jednak nie mógł przypasować do nich konkretnych wydarzeń. Niby pamiętał już więcej, ale dalej nie było to satysfakcjonujące. Chciał już wiedzieć wszystko, jaki był, co robił, kogo znał. Zamiast tego w jego głowie były tylko obrazy i urywki zdarzeń. Wszystko przez wieloletnie czyszczenie pamięci.
Brunet westchnął głośno i wsłuchiwał się w tykanie zegara. Jednak po chwili zaczął słyszeć jeszcze kroki. Domyślał się, że korytarzem przemieszcza się spora ilość osób. Uniósł lekko głowę, otwierając oczy i rozejrzał się dookoła, gdy kroki ucichły. Sprawiło to, że poczuł nieprzyjemne uczucie niepokoju. Podniósł się powoli z fotela, którego sprężyny skrzypnęły cicho. Po mieszkaniu rozniosło się dziwne pyknięcie, które powtórzyło się jeszcze kilka razy. Dźwięk był zbyt wyraźny i Barnes wiedział, że jest zagrożony.
Sprawnie odsunął dwa większe panele na ścianie i wyciągnął plecak, który był zawsze dobrze wyposażony w razie potrzeby ucieczki. Zabrał jeszcze szybko swój notes, który leżał na lodówce i schował go głęboko do kieszeni. Po chwili drzwi otworzyły się z hukiem, a raczej wyleciały z zawiasów.
Do mieszkania weszło kilku uzbrojonych mężczyzn, którzy natychmiast wycelowali w Zimowego Żołnierza. James obdarzył ich mroźnym spojrzeniem, po czym chwycił dłońmi za mały stolik i rzucił nim w ich stronę, chcąc, chociaż na chwile ich zająć czymś innym.
Miał mało czasu. Szybko wyszedł przez okno, odbijając lecące pociski swoim metalowym ramieniem. Zaczął schodzić po schodach przeciwpożarowych, a jeden z żołnierzy wychylił się przez okno i zaczął w niego strzelać.
Nieprzyjaciel wystrzelił pocisk, kiedy Barnes był już przy końcu, przez co brunet runął na ziemię. Wylądował niedbale na bruku i ruszył biegiem przed siebie. Sądził, że jeśli będzie między cywilami, to nie będą do niego mierzyć... i miał racje.
Odetchnął lekko z ulgą, wiedząc już, że to nie jest Hydra, tylko jakieś angielskie służby. Był to mały szczegół, który sprawił, że Barnes czuł się jakoś spokojniej. Woli już, żeby goniły go rządowe służby niż przestępcza organizacja.
Po kilkunastu minutach wbiegł w jakąś uliczkę i sprawnie dostał się na spory kontener, po czym wskoczył na wystającą część budynku, a potem na jeszcze wyższą, aż w końcu wspiął się na sam dach. Wszedł pośpiesznie do budynku i spoglądał na numery mieszkań, szukając tego odpowiedniego. Nagle usłyszał jakieś rozmowy, przez co zatrzymał się w połowie schodów.
— Pozdrów jędze, mam nadzieje, że w końcu spadnie jej na głowę fortepian — oznajmiła Rosie w stronę brata, który właśnie co wychodził z jej mieszkania.
— Kiedy ty ją w końcu polubisz? — zapytał Will, stojąc już w progu drzwi.
— Jak umrę. Plus trzy dni, dla pewności, że nie żyję — zaśmiała się cicho kobieta, na co mężczyzna tylko pokręcił głową bezradny.
— Do zobaczenia — powiedział i zaczął schodzić na dół.
Barnes odczekał chwilę, po czym podszedł do drzwi, prowadzących do mieszkania brązowowłosej kobiety. Zastanawiał się, co ma teraz zrobić. Nie wiedział, czemu przyszedł akurat tu. Nie spodziewał się pomocy z niczyjej strony, wiedział, że jest pozostawiony sam sobie.
Coś kazało mu uciekać, a jednak nacisnął na dzwonek i czekał. Rosie po chwili otworzyła drzwi i spojrzała na mężczyznę swoimi wielkimi, piwnymi oczami. Przecież go nie znała, więc co on mógł chcieć od niej.
— Ja... Czy mogę... — starał się skleić jakieś sensowne zdanie, ale przychodziło mu to z trudem. Nie chciał jej wyzyskiwać, lecz potrzebował jakiejś tymczasowej kryjówki. Rosie przesunęła się trochę, dając mu sygnał, żeby wszedł do środka.
James niepewnie przekroczył próg, a w jego głowie pojawiło się wiele wątpliwości. Może jednak ona wiedziała, kim jest i wyda go rządowi albo co gorsze Hydrze. Będąc w salonie, spojrzał na włączony telewizor i się spiął. Na ekranie widniało jego zdjęcie i prezenter mówił, by wydać zbiega odpowiednim służbą. Brunet przeniósł wzrok na kobietę. Nie chciał przyznać, ale strach zaczął się w nim zbierać.
— Nie wydam cię — powiedziała, jakby wiedziała o czym ten właśnie pomyślał.
— Mogę... przenocować kilka nocy? — spytał, spoglądając na nią.
Rosie nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Wiedziała, że gdyby William dowiedział się o tym, to chyba by ją przechrzcił. W końcu pomagałaby groźnemu zbiegowi, maszynie do zabijania. W głowie już układała zdanie, by mu odmówić, ale jednak...
— Możesz — odparła po chwili.
CZYTASZ
My last hope || James Barnes
Fanfic"Nocą myśli mają nieprzyjemny zwyczaj zrywania się ze smyczy." Mimo że uciekł, to przegrał. Demony nawiedzały go w każdym śnie, więc przestał śnić. Wciąż uciekał przed przeszłością. Do pewnego momentu wszystko szło po jego myśli...