★・・・・・・★・・・・・・★
Bladym świtem kobieta weszła do salonu i szturchnęła ramie mężczyzny. Jej uwadze nie umknęło, jak metalowe płytki zaczęły się przesuwać, a towarzyszący temu zgrzyt nie był przyjemny dla słuchu. Barnes otworzył powoli oczy i spojrzał na nią. Niby coś spał, ale jednak czuł się wyczerpany. Podniósł się z kanapy i ubrał, po czym zabrał od szatynki plecak, który ta naszykowała.
Rosie zamknęła drzwi wejściowe, zostawiając klucz w drzwiach, by było ciężej je otworzyć zapasowy kluczem. Zabrała drugi plecak, który był znacznie lżejszy niż ten Jamesa i otworzyła okno. Najpierw wyszedł mężczyzna i badając teren, zaczął schodzić po schodach przeciwpożarowych coraz niżej. Kobieta zlustrowała wzrokiem pomieszczenie, po czym zamknęła okno i podążyła za mężczyzną.
James zeskoczył z ostatnich szczebli drabinki i naciągnął kaptur na swoją głowę. Gdzieś tam w środku wciąż wyrzucał sobie, że wciągnął w swoje życie biedną, niewinną dziewczynę.
Rosie po kilku chwilach dołączyła do niego i założyła widocznie już wysłużoną czapkę z daszkiem, po czym zaczęła iść chodnikiem.
Pokonywali kolejne przecznice w milczeniu. Do Rosie właśnie dotarło, że metalowe ramie mężczyzny będzie wielkim utrudnieniem. W końcu jak on przejdzie przez bramki na lotnisku, które wykrywają metal. Przetarła twarz dłońmi i starała się o tym na razie nie myśleć.
Bucky podążał zaraz za kobietą. Uważnie obserwował otoczenie i w każdej chwili był gotowy odepchnąć kobietę, gdyby coś jej groziło. Stał się wyczulony na każdy niepokojący i gwałtowny dźwięk dochodzący z okolicy.
Ostatecznie dotarli bezpiecznie na port lotniczy Londyn-Heathrow. Rosie wyciągnęła ze swojego plecaka potrzebne do podróży dokumenty i ruszyła do miejsca odpraw. Kobieta na sam widok bramek wykrywających zadrżała ze strachu. Wiedziała, że mogą one wszystko popsuć. Spojrzała na mężczyznę. Bucky sam się ich obawiał.
Kobieta pomyślnie przeszła przez nią, po czym odwróciła się do bruneta. Pracownik lotniska podejrzliwie patrzył na Jamesa. Barnes zacisnął mocno szczękę i chciał przejść przez bramkę, kiedy ta nagle zabrzęczała głośno. Rosie od razu cała się spięła, nie wiedząc jak z tego wybrnąć.– Niech pan podejdzie – odezwał się w końcu pracownik, chcąc przeszukać mężczyznę.
– Przepraszam – wtrąciła się szybko Rosie, zwracając na siebie uwagę ochroniarza. – Mój mąż nie słyszy – wypaliła, to co przyszło jej pierwsze na myśl.
Pracownik spojrzał uważnie na kobietę, a potem na Jamesa.
– Stracił słuch w wojsku – brnęła dalej w swoje kłamstwo. – to pewnie pasek aktywował alarm. Zapomniał, że ma metalową klamrę – starała się przekonać jakoś go do swojej wersji.
– Proszę uświadomić męża o procedurach – odparł krótko i puścił ich dalej, nie chcąc męczyć się z dalszymi czynnościami w takich przypadkach.
Kobieta odetchnęła z ulgą i chwyciła bruneta za rękę, ciągnąc go w odpowiednią stronę. Bucky zabrał w pośpiechu ich plecaki i udał się z Rosie. Usiedli na krzesłach w oczekiwaniu na swój lot.
– Nie pamiętam, żebym się żenił – powiedział, śmiejąc się cicho pod nosem.
– Coś trzeba było wymyślić – odparła, przewracając oczami, po czym spojrzała na niego.
Mężczyzna dokładnie obserwował ją swoimi zimno niebieskimi oczami. W głowie Rosie pojawiało się wiele myśli. Siedzieli tak chwilę, tylko patrząc się na siebie w milczeniu. James po chwili dał swoją zdrową dłoń na jej. Szatynka poczuła ciepło, które biło z jego ciała, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Po godzinie w końcu przyszedł czas na ich lot. Przeszli do samolotu, po czym zajęli właściwe miejsca. Rosie rozłożyła się na fotelu zmęczona i przymknęła oczy. Buck spojrzał na kobietę i uśmiechnął się nikle. Postanowił, że będzie czuwać przy niej przez cały lot i dbać o to by nikt jej nie obudził.
Wiedział, że kobieta jest jego ostatnią nadzieją. Bał się, że wciągnie ją zbyt bardzo w to bagno, w którym tkwi od wielu lat.
CZYTASZ
My last hope || James Barnes
Fanfiction"Nocą myśli mają nieprzyjemny zwyczaj zrywania się ze smyczy." Mimo że uciekł, to przegrał. Demony nawiedzały go w każdym śnie, więc przestał śnić. Wciąż uciekał przed przeszłością. Do pewnego momentu wszystko szło po jego myśli...