Chory z miłości

7.6K 426 1.2K
                                    

One Shot z okazji walentynek~~
Inspirowany obrazkami z pinteresta zamieszczonymi na koniec rozdziału

- Ostatnio Malfoy dziwnie się zachowuje - rzucił Ron.
Hermiona odłożyła widelec i pokiwała głową na zgodę.
- Myślicie, że coś knuje?
Spojrzenie Harrego powędrowało w stronę blond Ślizgona. Ten akurat się w niego wpatrywał i przyłapany na gorącym uczynku natychmiast odwrócił wzrok. Zaraz jednak jego oczy znów skierowały się w stronę Pottera, jakby nie mógł ich od niego oderwać, i uśmiechnął się nieśmiało. Jego policzki pokrywał lekki rumieniec, co można było dostrzec nawet z takiej odległości dzięki jego jasnej karnacji. Harry, nie bardzo wiedząc jak powinien się zachować, skinął krótko głową. Draco się rozpromienił i wrócił do posiłku.
- Ciężko powiedzieć - rzekł w końcu brunet. - Jego zachowanie się zmieniło, to nie ulega wątpliwości, ale od tego czasu jest raczej nieszkodliwy. Chyba, że tylko próbuje uśpić naszą czujność.
- Harry!
Ginny opadła na miejsce obok zieoonookiego i ucałowała jego policzek. Nie byli parą, mieli już nawet rozmowę o tym dlaczego Harry nie może jej dać tego, co chciałaby mieć. Dziewczyna jednak nie przyjmowała tej wiadomości do informacji i ciągle próbowała się do niego zbliżyć.
- Hej, Gin - odpowiedział Potter.
Nagle jakby coś się zmieniło. Odruchowo już rzucił okiem przez ramię. Malfoy pochylał się lekko do przodu z grymasem bólu wymalowanym na twarzy. Pansy siedząca obok chwyciła od razu chusteczkę i przytknęła mu ją do twarzy.
- Coś jest nie tak - powiedział Harry marszcząc brwi.
- Ach, zostaw to, stary - Ron machnął ręką. - To tylko Malfoy.
- Wygląda dość niepokojąco - nie zgodziła się Granger. - Jakby naprawdę mocno cierpiał.
Do stołu Slytherinu podszedł ich opiekun. Snape pomógł Draconowi wstać i wyprowadził go z Wielkiej Sali.
- Możliwe, że to skutki uboczne po śmierci Czarnego Pana - szepnęła Hermiona, by tylko oni usłyszeli. - No wiecie, coś na zasadzie, skoro ja już nie istnieję, to wy też nie będziecie. Taka zemsta na niewiernych sługach.
- Jeśli tak, to sami są sobie winni - Ginny wzruszyła ramionami i zaczęła nakładać jedzenie na swój talerz. - Tak, czy inaczej, to nie nasza sprawa.

{◊}

Harremu cała ta sytuacja nie dawała spokoju, a naturalna dla jego domu gryfońska ciekawość również nie pozwalała mu tak po prostu zostawić tego w spokoju.
Szedł wtedy z młodszą siostrą jego najlepszego przyjaciela, kiedy napatoczyli się prosto na srebrne trio.
- Potter - odezwała się od razu Pansy. Wyglądała, jakby jednocześnie chciała mu przyłożyć i ulżyło jej na jego widok. - Możesz na słówko? Sam.
- Nie ma opcji, żebym zostawiła Harrego z wami, wy... - zaczęła ostro Weasley, ale brunet położył jej rękę na ramieniu powstrzymując ją w pół zdania.
- Idź przodem, Gin. Przyjdę później.
- Ale Harry! - zaprotestowała, jednak widząc poważne spojrzenie zielonookiego odpuściła. - Jeśli nie wrócisz najpóźniej za godzinę, wrócę z resztą.
- W porządku.
Rudowłosa spiorunowała jeszcze Ślizgonów złowrogim spojrzeniem i z prychnięciem odeszła. Potter spojrzał uważnie na trójkę stojącą przed nim.
- Zamieniam się w słuch.

{◊}

- Więc, krótko mówiąc, Draco wykrwawi się z nosa, jeśli romantycznie bądź cieleśnie się z kimś zbliżę. Zgadza się?
- Tak - Parkinson wyglądała na zdesperowaną. Rzuciła okiem na dwójkę swoich przyjaciół siedzących przed kominkiem w ich pokoju wspólnym. - Wiem, że wasze relacje były do tej pory... Trudne, ale póki co nie znaleźliśmy żadnego rozwiązania. I wiem, że to, o co proszę... prosimy to dużo, ale Draco to mój przyjaciel. Nie mogę patrzeć, jak tak cierpi. Dlatego proszę, nie spotykaj się z nikim.
- Aktualnie z nikim i tak się nie spotykam. Ja i Ginny nie jesteśmy razem, ale skoro nawet dotyk kogoś mną zainteresowanego tak na niego działa, to jest to cholernie ekstremalna klątwa - westchnął brunet. Szczerze współczuł blondynowi. - Postaram się ograniczyć moje kontakty z innymi z romantycznym podkontekstem, ale to nie tak, że mogę zapanować nad innymi - dodał marszcząc czoło w zamyśleniu.
Pansy uśmiechnęła się krzywo.
- Wiem. Dziękuję.
- W takim razie pójdę już. Nie chcecie tu szturmu Gryfonów - zaśmiał się cicho.
- Na litość boską, nie.
Podeszli do Blaise'a i Dracona siedzących przy kominku.
- Zbieram się.
- Już? - Malfoy wyglądał na zawiedzionego.
Harry się zawahał.
- Cóż... Mogę wpaść po kolacji na partyjkę szachów - zaproponował ostrożnie.
Blondyn uśmiechnął się, a jego oczy zabłysły z ekscytacją.
- Okay.

Nadzieja [Drarry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz