Nadzieja

14.5K 664 1.3K
                                    

Ron zmienił Malfloya w fretkę. Jednym z szalonych wynalazków swoich braci przemienił naszego wroga w zwierzę. Rudowłosy miał wiele... mało delikatnych sposobów na zajęcie się czworonogiem. Hermiona natychmiast zaczęła się z nim kłócić, a ja dyskretnie zabrałem Dracona z zasięgu wzroku przyjaciela i przemknąłem do sypialni. Moja sowa była tymczasowo u Hagrida, więc uznałem, że na ten czas Malfloy może zająć jej klatkę. Nie byłoby ciekawie, gdyby nam uciekł i znalazł go jakiś nauczyciel.

- A właściwie co jedzą fretki? - zapytałem sam siebie obserwując wściekle gryzące kraty zwierzę.

Uznałem, że do wieczora z głodu nie umrze, a do tego czasu zdążę zapytać Mionę i zorganizować co trzeba.

*

Kiedy wróciłem Draco leżał pod ścianą klatki i obserwował czujnie pokój. Na mój widok pisnął w taki dziwny sposób – miałem nieodparte wrażenie, jakby prychnął z pogardą. Tak, jak miał to w zwyczaju robić.

- Też się cieszę, że Cię widzę – rzuciłem sarkastycznie.

W sypialni nikogo nie było o tej porze, więc mogłem bez obaw z nim... rozmawiać. Otworzyłem klatkę i wsunąłem do niej miseczkę z pożywieniem. Fretki miały zaskakująco różnorodne wymogi żywieniowe. Jadły mięso, obgryzały kości, jaja, nabiał i cała masa innych rzeczy, których bym się nie spodziewał. Na szczęście skrzaty z kuchni nie miały nic przeciwko przygotowaniu mi odpowiedniego posiłku dla mojego nowego... zwierzątka. Malfloy nieufnie podniósł głowę i zajrzał do naczynia. Mógłbym przysiąc, że gdyby mógł zawyłby z bezsilności. Westchnąłem. Mogłem go nie lubić, ale mimo wszystko było mi szkoda.

- Rozmawiałem z Fredem i Georgem – oznajmiłem, kiedy głód wygrał nad dumą i fretka w końcu zaczęła jeść. Na chwilę przerwał wbijając we mnie uważne spojrzenie. - Powinieneś wrócić do swojej oryginalnej postaci w przeciągu dwudziestu czterech godzin od przemienienia – ściągnąłem okulary i odłożyłem je na szafkę nocną. - No cóż... dobrze, że mamy piątek – dodałem mając nieodparte wrażenie, że zwierzę się skrzywiło.

Widząc, że mój tymczasowy podopieczny wrócił do posiłku, sięgnąłem po podręcznik z Transmutacji i rozsiadłem się na łóżku. Na dworze się już ściemniło, dochodziła cisza nocna. Do pomieszczenia zaczęli schodzić się inni Gryfoni. Część od razu przebierała się w piżamy i wskakiwała pod kołdrę, inni chwytali jeszcze książki lub podręczniki by się jeszcze chwilę pouczyć.

W pewnym momencie i ja uznałem, że to czas najwyższy na sen. Odłożyłem księgę na jej miejsce i zacząłem się rozbierać. Ze strony klatki dobiegł mnie ciężki do sprecyzowania odgłos. Spojrzałem na fretkę i przewróciłem oczami. Dałbym sobie rękę uciąć, że miało to być coś na kształt odruchu wymiotnego. Gdy wskoczyłem już w dresy i luźną koszulkę służącą mi za piżamę wsunąłem się pod pierzynę.

- Dobranoc – mruknąłem.

Nie byłem pewien, ale miałem wrażenie, że Malfloy nie spuścił ze mnie wzroku, dopóki nie zasnąłem.

*

Kiedy się obudziłem było już jasno. Przeciągnąłem się leniwie i usiadłem na łóżku. Sięgnąłem po okulary i po założeniu ich na nos spojrzałem na klatkę, w której powinien znajdować się Malfloy. No właśnie, powinien. Drzwiczki były uchylone, a Dracona nigdzie nie było widać. Z przestrachem zerwałem się z łóżka i panicznie zacząłem rozglądać wokoło. Gdy nie znalazłem poszukiwanego w pokoju, wybiegłem do pokoju wspólnego. A tam dostrzegłem Rona, Seana i Deana, którzy znęcali się nad obiektem moich poszukiwań. U boku rudowłosego Hermiona próbowała odebrać mu czworonoga, jednak mimo wszystko Ron był wyższy i silniejszy, niż szatynka.

Nadzieja [Drarry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz