Rozdział dedykuję larry_kocham.
Uczniowie opuścili salę już jakiś czas temu, podczas gdy Draco wciąż krzątał się po pomieszczeniu sprzątając resztę składników i odkładając różne przybory na właściwe miejsce. Był zamyślony, automatycznie wykonywał swoją pracę.
Długie, blond włosy spięte były mniej więcej w połowie, by zapobiec ich wpadaniu do oczu. Długie rzęsy rzucały cienie na policzki, jasne usta były zaciśnięte w wąską linię, a srebrzysto-szare oczy bezwiednie wiodły po znajomym otoczeniu sali od eliksirów.
W pewnym momencie poczuł, że jest obserwowany. Z trwogą uświadomił sobie, że prawdopodobnie było tak już od dłuższego momentu, biorąc pod uwagę jego wędrujące myśli. Nie przerywając pracy, powoli obrócił się w stronę biurka. Najpierw nic nie zobaczył. Jednak on wiedział. Wiedział, że ktoś za nim stał i mu się przypatrywał.
- Daruj sobie – warknął zirytowany i z impetem odłożył książki na drewniany mebel. - Czuję twoją obecność.
Powietrze przedarł cichy śmiech, a chwilę później przed Malfoy’em w swojej pełnej krasie stał Harry. W prawej ręce trzymał srebrną pelerynę, a jego twarz zdobił rozbawiony, lekko złośliwy uśmieszek. Auror przewiesił ją przez oparcie krzesła, a chwilę później jego wierzchni mundur podzielił los srebrzystego materiału.
- Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku – wyjaśnił w końcu brunet pod ciężkim spojrzeniem profesora. - I pamiętam, że byłeś zły – dodał powoli obchodząc biurko.
- Nie byłem zły. Jestem zły – poprawił go Draco mierząc przy tym Pottera mrożącym spojrzeniem. - Miałeś być na misji – dodał zakładając ostentacyjnie ręce na klatce piersiowej.
Harry wślizgnął się między nauczyciela, a biurko, oparł się o nie i wyciągnął przed siebie ręce. Jego palce wślizgnęły się pod płaszcz mistrza eliksirów i zatrzymały się na jego biodrach, by mocniej je chwycić i delikatnie do siebie przyciągnąć.
Blondyn chciał być zły. Naprawdę, chciałby móc się dłużej powściekać na bruneta przed nim, ale po prostu nie mógł. Ten gniew nie brał się z faktycznej złości, czy zirytowania. Malfoy zwyczajnie tęsknił, obawiał się i pragnął mieć częściej swojego partnera obok. Ciągle było mu mało, samolubnie chciałby zawłaszczyć Harrego tylko dla siebie. Ten jednak, jako głowa Aurorów, nie mógł sobie pozwolić na długie wakacje. Misje zwykle wymagały natychmiastowych interwencji i często zabierały wiele czasu. Dodatkowo zawsze, bez wyjątku, były niebezpieczne: Tom Riddle, nawet martwy, miał ogromny wpływ na społeczeństwo. Po Wielkiej Wojnie pojawiło się wielu jego naśladowców, wciąż ścigano byłych członków i wielbicieli Śmierciożerców, lud kwestionował decyzje Ministerstwa Magii i wzniecał bunty, czasami po prostu trafiał się jakiś świr i można by tak wyliczać w nieskończoność.
- Ale jestem tu – Auror wzruszył ramionami i posłał mu ten zmiękczający jego kolana słodki uśmiech. - Wiesz, czemu na każdą misję idę zawsze bez wahania? - spytał znienacka.
Profesor zmarszczył brwi.
- Czy to nie oczywiste? Z poczucia obowiązku, tej twojej durnej gryfońskiej odwagi aka bezmyślności, pewności siebie i tego głupiego kompleksu bohatera.
- Schlebiasz mi – Harry zaśmiał się swobodnie. Sięgnął do założonych ramion blondyna i cierpliwie zaczął je rozplątywać, by w efekcie końcowym móc położyć dłonie Draco na swoich udach. Ani na moment nie oderwał swoich oczu od tych partnera. - Idę, bo wiem, że zawsze wrócę.
- Ach tak? - burknął Malfoy usiłując choćby utrzymać fasadę.
- Jasne. W końcu zawsze wracam do Ciebie.
- Jesteś okropny, tak grać na moich uczuciach – syknął, jednak głos mu się załamał pod koniec. Kiedyś wstydził się takich momentów, kiedy nie potrafił utrzymać emocji na wodzy. Dopiero Potter go nauczył, że to w porządku pokazywać mu swoje słabości.
Brunet przyciągnął go do siebie bliżej i objął go szczelnie ramionami. Draco wtulił się w niego mocniej, chowając jednocześnie twarz w zagłębieniu jego szyi. Tak bardzo mu go brakowało, chociaż minął zaledwie tydzień. Jakby dopiero kiedy Harry pojawił się przed nim tego wieczoru, mógł znowu zaczerpnąć powietrza.
- Za każdym razem, jak wychodzisz boję się, że już nie wrócisz – wymamrotał.
Udało się. W końcu to z siebie wyrzucił, tą kłującą w serce pineskę. Upierdliwy kawałek metalu wpijający się w tkankę, przedzierający przez mięsień i ścięgna, by dotrzeć do samego środka. Nigdy wcześniej nie sformułował swoich myśli tak wyraźnie i stanowczo. Na początku ich związku było ciężko im się porozumieć, ale Potter w końcu przebił się przez jego ochronne mury. Wyciągnął jego przestraszone, prawdziwe „ja” i dał mu głos. Ale ono wciąż było lękliwie, wciąż bało się gwałtownego stłamszenia i odrzucenia, dlatego nieczęsto zabierało głos.
- Wiem, kochanie – odpowiedział mu cichy, spokojny głos. Blondyn czuł, jak ręce bruneta subtelnie gładzą go po plecach w uspokajającym geście. - Zbyt mocno Cię kocham, by odejść. Więc nie bój się, tylko mnie kochaj, a ja zawsze znajdę drogę do domu – poprosił.
Draco odetchnął głęboko.
- Roszczeniowy dupek – rzucił odsuwając się nieznacznie, tak by mógł patrzeć Harremu prosto w jego szmaragdowo-zielone oczy. - Kocham Cię, więc ani mi się waż kiedykolwiek zabłądzić.
Na twarzy Aurora rozciągnął się ciepły uśmiech, a następnie jego usta odnalazły te profesora. Oboje naraz się rozluźnili; ich wzajemny dotyk jednocześnie palił i uspokajał. Sprawiał, że oboje chcieli się w nim zatopić i nigdy nie przestawać, odciąć się do reszty świata. I nikt nie mógł im tego zabrać.
Draco uczepił się mocniej swojego partnera.
- Chodźmy do mojej komnaty – zażądał zsuwając się z pocałunkami na żuchwę bruneta, a później szyję.
- Wedle rozkazu – wymruczał Harry z łatwością podnosząc blondyna do góry. Ten owinął nogi wokół jego pasa i westchnął głęboko.
Przeszli do schowka, a następnie przecisnęli się przez tajne przejście do komnat mistrza eliksirów. Przebrnęli przez mały salon cudem unikając upadku, przekroczyli próg sypialni i dotarli do dwuosobowego łoża w barwach zieleni i srebra. Auror ostrożnie położył partnera na pościeli, po czym zgrabnie do niego dołączył. Jego palce wędrowały po bladej skórze Malfoy’a pozostawiając za sobą ogniste ślady. Blondyn przełknął ciężko ślinę, oddech stał się nieregularny. Nigdy nie potrafił zrozumieć, jak Potter zaledwie kilkoma muśnięciami dłoni wprawiał go w taki stan.
Harry pozbawił ich obu górnych części odzieży i zaczął składać pocałunki na klatce piersiowej Draco. Całował namiętnie jego sutki, skórę na żebrach i brzuchu. Przygryzł nieco miejsce przy kości biodrowej, jednocześnie męczeńsko powolnymi ruchami masując wybrzuszenie w spodniach partnera. Blondyn sapnął ciężko i wplótł palce w czuprynę Pottera. Wygiął plecy i zagryzł wargę. Umysł zasnuła mu mgiełka pożądania, czuł jak powoli odchodzi od zmysłów. A kiedy usta bruneta zajęły się nim tam na dole po prostu się temu poddał.
Auror droczył się z nim. Uwielbiał go takiego obserwować. Potrzebującego, namiętnego, rozgrzanego i wijącego się pod jego dotykiem. Przerwał swoją pracę, by pokryć palce żelem z szafki nocnej. Przy rozciąganiu starał się odciągać uwagę partnera od uczucia dyskomfortu, jak mógł, ale ten szybko się przyzwyczaił i wkrótce zaczął ujeżdżać palce bruneta. Jego jęki odbijały się od ścian pokoju. Harry wyciągnął palce i wspiął się na powrót na Draco. Ten od razu przyciągnął go do gorącego pocałunku. Chciał go w końcu poczuć, już się wystarczająco naczekał. Jego szeptane prośby nakręcały bruneta jeszcze bardziej, ale i on już nie mógł czekać. Prawą ręką oparł się na łokciu, zaraz obok głowy blondyna, a drugą mocno uchwycił biodro partnera. Wsunął się w niego powoli, ostrożnie. Mimo chęci narzucenia ostrego tępa od samego początku, powstrzymał się. Chciał mieć absolutną pewność, że jego Draco był na to gotowy. Dopiero wtedy wiedział, że mogły mu puścić hamulce.
- Cholera jasna – sapnął Malfoy wyginając plecy w łuk i przylegając do Aurora mocniej. - Mocniej, kochanie, mocniej – jęczał desperacko, gdy Harry zaczął się poruszać.
Potter mruknął coś na znak zgody i stopniowo zaczął zwiększać tempo. Ich gorące oddechy mieszały się ze sobą, podczas krótkich pocałunków. Dłonie błądziły po ciele, pot pokrywał skórę. Kochali się, jakby to był ich ostatni dzień, jakby jutro miało nie nadejść. Cenili każdy moment, starali się wyryć w pamięci ich razem. Złączonych w jedność, nierozerwalnych.Więc nie bój się, tylko mnie kochaj, a ja zawsze znajdę drogę do domu
CZYTASZ
Nadzieja [Drarry]
FanfictionThe art belongs to @alek.dar (instagram). Nadzieja - tytułowy oneshot; krótki, lekki, taki na raz ;) Głód - opowiadanie dwuczęściowe o Hogwardzie w nieco innej odsłonie. Przydział do domów nie jest zależny od charakteru i osobowości, a od tego, kim...