Kochani wszyscy
nie wiem dlaczego zwracam się kochani, chyba dlatego, że ładnie to brzmi. Nie wiem jak nazwać to co właśnie piszę. Nie jest to pamiętnik. To raczej coś w stylu listu pożegnalnego, ale nie wiem z czym się żegnam. Nie zamierzam się zabić choć mam wrażenie, że wszystkim byłoby łatwiej. Żegnam się z takim trybem życie jaki właśnie prowadzę? Chciałabym. Ale nie umiem. W zasadzie dość często zastanawiam się po co takie osoby jak ja mają prawo do życia. A raczej tylko ja, bo nigdy nie poznałam drugiej tak żałosnej osoby. Od kiedy tylko pamiętam chciałam żyć tak jakoś na uboczu, nikomu nie wchodzić w drogę. Nie umiem. Potrzebuję w moim życiu ludzi. W tym tkwi problem. Nie potrafię znaleźć tych odpowiednich. Albo oni nie potrafią znaleźć mnie. Ewentualnie nie istnieją. Chyba raz zdarzyło się, że trafiłam na odpowiednią osobę (*spoiler alert* będę się w późniejszych częściach zwracała prosto do niej, ale potem wrócę do tego co jest teraz), ale chyba ja nie byłam odpowiednia dla niej. Chyba. W sumie to nie wiem. Za jakiś czas się dowiem. Mam nadzieję. Nie wiem czy mogę nazwać się osobą cierpliwą, bo potrafię zaczekać, ale z każdą minutą cierpię bardziej. Chyba nie mogę bo próbując ułożyc w mojej głowie jakiekolwiek sensowne zdanie w mojej głowie, coraz bardziej się irytuję. Nie wiem czy kiedykolwiek ktoś to przeczyta. Jeśli tak to życzę miłej zabawy. Chciałam żeby to była krótka notatka, ale rozpędziłam się i czuję się jakby odrobinkę lepiej przelewając tu moje odczucia, więc nie przestaję. Muszę nauczyć się nie przyzwyczajać do ludzi. Z tego są potem same kłopoty. nie wiem czy da się tego nauczyć. Jak widać niewiele rzeczy wiem. Szczerze mówiąc nie wiem nawet co wiem. To wszystko jest mocno prywatne, ale znając mnie niedługo się tym z kimś podzielę bo uwaga przyznaję się JESTEM ATENCJUSZKĄ I POTRZEBUJĘ UWAGI. Przepraszam za wszystkie błędy interpunkcyjne, które lubię popełniać. Wiele błędów lubię popełniać. Co zabawne przynajmniej umiem (mam nadzieję) udawać, że u mnie w porządku. Nikt nigdy mnie nie zapytał co tak NAPRAWDĘ u mnie i jak się czuję. To chyba dla mnie lepiej, bo nawet gdy powiem, że u mnie tak średnio (co zdarza się bardzo rzadko, jeśli kiedykolwiek ci tak powiedziałam możesz czuć się doceniony i pełnoprawnie możesz uznać się za zaufaną przeze mnie w tamtym czasie osobę:)) to nikt nie dopytuje dlaczego. gdyby ktoś mnie zapytał szczerze o moje cechy charakteru to nie wiedziałabym co odpowiedzieć. Na pewno jestem żałosna, ale to chyba nie cecha charakteru. Chociaż nie wiem tego. To jedyne co mogłabym odpowiedzieć. Żałosna. Za szybko ufam ludziom i mimo, że przejechałam się na tym miliony razy to przejadę się jeszcze dużo więcej razy. Przepraszam też za powtórzenia, które często się u mnie zdarzają. Czas leci szybko. Za szybko dla mnie. Bo jestem wolna (h3h3 pozdro dla kumatych). Przepraszam jeszcze za moje poczucie humoru które tylko ja rozumiem. Uprzedzając wszystkie pytania- tak, będę się tutaj użalać nad sobą, nad życiem i ogólnie nad wszystkim więc jeśli jesteś zagorzałym optymistą to lepiej nie czytaj tego dalej. Czasem się zastanawiam czy nie mam choroby dwubiegunowej. Ta, jestem z tych, którzy lubią diagnozować samych siebie. Tak, jest to żałosne. Jak ja. Naprawdę często tak mam, że jestem naprawdę szczęśliwa, a po pół godzinie siedzę smutna i robię rzeczy które robi się gdy jest się smutnym. Nie mówię o płakaniu. Płakać nie umiem. To znaczy, gdybym bardzo mocno się przewróciła i uderzyła w coś twardego to pewnie bym płakała, ale bez tego ciężko jest. Ostatni raz płakałam gdy najważniejsza wtedy (nie wiem czy nadal, ciężko mi to określić) dla mnie osoba tak po prostu mnie skreśliła. Faktycznie, pod wpływem emocji o czym wiedziałam pewnie zanim ta osoba o tym wiedziała i wiedziałam że ta osoba to przemyśli, ale płakałam jak dziecko. Płakałam bardzo długo. Nie wiem ile, ale nie pamiętam żebym kiedykolwiek wylała tyle łez. Dziwię się że przez ten cały czas nikt nie wszedł bez pukania (jak zwykle) do mojego pokoju. To było dla mnie za trudne. Ta osoba tak po prostu mnie skreśliła. Powiedziała, że nigdy więcej nie chce mnie widzieć na oczy i zrobi wszystko żeby nie zobaczyć. Mimo to, że tak bardzo mnie to zabolało i boli nadal gdy o tym pomyślę, wolę jasne i wyraźne "spierdalaj z mojego życia" niż udawanie, że ci zależy, bo skutek prędzej czy później (w przypadku tej drugiej sytuacji jest to raczej później, bo to udawanie potrafi bardzo się przeciągać) jest taki sam. Ręka mnie piecze. Pozdro dla kumatych. Ostatnio często mnie piecze. Częściej niż wcześniej. To ciekawe, że jeden miesiąc tak dużo zmienił w moim życiu. Mocno zmienił mój stosunek do wielu spraw. Ale ja w gruncie rzeczy się nie zmieniłam. Chyba. Wow, pisząc tu poczułam się na tyle dobrze, że aż zachciało mi się spać (to zdarza się tak rzadko, że nie wiem kiedy ostatnio o normalnej porze chciało mi się spać). Więc dobranoc, do zobaczenia mam nadzieję jeszcze kiedyś ;*.
Zapisano 10 lutego 23:04
YOU ARE READING
bez tytułu jak narazie ;*
Teen Fictionwszystkie moje nudne i atencyjne problemy. ogólnie życie pesymistki. zapraszam.