8.

87 17 3
                                    

-Zabiję chuja! - krzyknął zdruzgotany chłopak, zgniatając kartkę w ręce.

-Co się stało, Simon? - krzyknęła zdenerwowana Jazmin.

-To była podpucha - wrzasnął Alvaréz i wyciągnął z kieszeni telefon. -Dzwonie do Ambar!

Szybko wybrał numer kontaktowy do swojej ukochanej i przyłożył telefon do ucha, czekając aż ta odbierze.

Niczego w życiu nie chciał tak bardzo, jak usłyszeć w tym momencie jej głos.

-Nie odbiera - wyszeptał i powtórzył czynność, jednak kiedy w telefonie usłyszał jej automatyczną sekretarkę, poczuł, że jego ciało drętwieje. -Ambar, jak odsłuchasz tę wiadomość to odezwij się do mnie. Bardzo Cię proszę! I spakuj się, jedź do matki! Grozi Wam obu niebezpieczeństwo!

-Co teraz? - spytała Gorjesi, czując jak po jej policzku spływają ogromne łzy.

-Muszę wracać do Wirgini! - zadecydował i skierował się z powrotem na lotnisko. -Muszę je uratować nim będzie za późno - krzyknął zrozpaczony i pobiegł w stronę kas.

Kolejka nie zmniejszyła się ani o milimetr a on w jednej chwili pożałował, że jednak zrezygnował z gangsterki.

Wtedy był kimś, w każdej chwili mógł zadzwonić do któregoś z chłopaków i szybko znaleźć się w wybranym przez siebie miejscu a teraz?

Teraz musiał zrobić cokolwiek, by jak najszybciej wrócić do Wirginii i zabrać stamtąd swoją narzeczoną i córkę.

One dwie były jego jedynymi osobami, które kochał nad życie i nie mógł sobie pozwolić, aby którejś z nich coś się stało.

List zostawiony przez Michaela wybił go z rytmu, przyśpieszając bicie jego serca.

Od samego początku czuł, że ten wyjazd to zły pomysł, jednak pojechał, by nie narażać życia ich obu a okazało się, że gdyby zrezygnował z tego pomysłu to może nic by się nie stało.

Kolejka zmniejszyła się, kiedy do drugiego okienka podeszła niska brunetka o zielonych oczach.

Brunet wytężył wzrok i poznał w niej dawną przyjaciółkę, z którą jako jedyną dobrze kojarzył szkołę.

-Luna! - krzyknął i nieprzejmując się tłumem w kolejce ruszył w stronę okienka, przy którym siedziała dziewczyna.

-Simon? Co Ty tutaj robisz? - spytała zaskoczona jego widokiem, jednak na jej twarzy pojawił się łagodny uśmiech.

-Posłuchaj, moja narzeczona jest w niebezpieczeństwie! Powiedz mi, czy coś będzie leciało do Wirginii w najbliższym czasie?

-Tak, lot jest ale... dopiero jutro o godzinie 19:15. Pasuje Ci? - spytała wpatrzona w ekran komputera lecz na jej twarzy szybko pojawił się grymas. -Jak to w niebezpieczeństwie?!

-Prawdopodobnie została porwana przez szychę z jakiegoś nowego gangu, no nie ważne - pokręcił głową i wbił błagający wzrok w brunetkę. -Ona i moja córka są w niebezpieczeństwie a ja nie mam co zrobić... Pomożesz mi?

-Mój mąż jest posiadaczem helikoptera - odparła, wstając ze swojego krzesła. -Zaraz do niego zadzwonię i poproszę, by poleciał tam z Tobą. W końcu mogę spłacić swój dług wobec Ciebie!

Dziewczyna szybko ruszyła w stronę obsługi machając za sobą na Simona i Jazmin i podniosła leżący telefon.

Alvaréz stał z boku i czekał z napięciem na powrót dziewczyny, jednak stres dawał mu się we znaki.

-Simon, wszystko będzie w porządku - odezwała się Jazmin, delikatnie przytulając się do ramienia chłopaka. -Bądźmy dobrej myśli!

-To takie ciężkie, Jaz - westchnął, czując jak po jego policzku spłynęła łza. -Nie przebaczyłbym sobie, jeśli którejś z nich coś się stanie.

-Gaston już tu leci - usłyszeli głos Luny, która szybko wyszła zza ściany. -Ale będzie dopiero za dwie godziny.

мє νυєℓνєѕ ℓσ¢α || ѕιмвαя || ραят 3 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz