#2 "Zależy mi na Tobie"

1.9K 108 229
                                    

*Perspektywa Gilberta Beilschmidta*

Wojna. Wszędzie widać krew niewinnych ludzi i ciała poległych, żołnierzy walczących z wrogiem oraz osoby odpowiadające za sprowadzenie rannych w bezpieczne miejsce. W powietrzu unosi się zapach krwi, dymu, kurzu i innego syfu. W oddali słychać strzały, krzyki i płacz. Kolejni ludzie umierają za nic... Czemu wszystko musi się walić?
Przed moją osobą pojawiła się niższa postać. Krwawiła z kilku ran ciętych i postrzałowych, a jej twarz była mokra od łez. Był to uroczy, blondwłosy Polak, który zajmował miejsce w moim sercu już od dłuższego czasu. Coś we mnie pękło. Chciałem złapać jego twarz w dłonie... Jednak...

- G-Gilbert? - Przebudził mnie głos mojego kochanego współlokatora.

- Czemu mnie budzisz? - Odpowiedziałem zaspany, po czym ziewnąłem i usiadłem po turecku na łóżku. Przerwał mi w najlepszym momencie! Pomijam fakt, że mam postać ze snu tuż obok siebie...

- Ź-źle się czuję - Wymamrotał blondyn, próbując usiąść. Jeszcze przed snem był pełen energii i chęci wywalenia mnie na kanapę.

- Nie udawaj, Feliks. To nie jest już zabawne - Powiedziałem obojętnym tonem. Przecież nie może być tak źle...

- Ja nie czuję się... - Urwał w połowie zdania, bezwładnie opadając na pościel.

- Ej, Fela! Wstawaj! Nie udawaj! To naprawdę nie jest zabawne! - Krzyczałem zdenerwowany, potrząsając blondynem. Nie jest źle. Jest bardzo źle! Klatka piersiowa chłopaka coraz wolniej się unosiła, a on sam coraz ciężej oddychał.

Nerwowo wybrałem numer pogotowia. Moje ręce drżały i okropnie się jąkałem. Podałem miłej kobiecie, wszystkie potrzebne informacje. Starała się mnie uspokoić, a ja w tym czasie próbowałem się nie rozpłakać jak małe dziecko. Po kilku minutach, które trwały dla mnie jak lata, przyjechała karetka. Ratownicy pozwolili mi pojechać z Feliksem do szpitala. Tam okazało się, że chłopak jest w o wiele gorszym stanie, niż sądziłem.

- Czy on może umrzeć? - Zapytałem cicho siebie, siedząc samotnie na szpitalnym korytarzu - Jeśli umrze, to coś sobie zrobię... Gilbert, myśl bardziej optymistycznie! Na razie przeprowadzają badania! Jest możliwość, że twój przyjaciel przeżyje i będzie całkowicie zdrowy! - Mało brakowało, a zacząłbym szarpać swoje włosy. Rozmawiam z samym sobą... To nie jest normalne.

Co ten Polak ze mną robi?!

Siedziałem tak trzy lub cztery godziny. Bałem się, że jeśli gdzieś pójdę, to stanie się coś złego. W pewnym momencie, przemyślenia przerwał mi doktor. Jak na rozkaz wstałem i patrzyłem na mężczyznę z iskierkami nadziei w oczach.

- Proszę pana, pański przyjaciel... - Przerwał, a ja w tej chwili wstrzymałem oddech. W kącikach moich oczu pojawiły się łzy - Oczywiście, że żyje. Zemdlał z bólu, ale da radę - Uśmiechnął się ciepło.

- Mogę wejść na salę? - Zapytałem, cały drżąc.

- Niestety nie dzisiaj. Pacjent jest zmęczony i wygląda na to, że nie życzy sobie niczyjej wizyty - Na jego słowa tylko kiwnąłem głową, pożegnałem się i skierowałem w stronę wyjścia.

Szedłem w kompletnej ciszy. Topiłem się w myślach o blondynie, o tym co o mnie uważa, kim ja jestem dla niego, a kim on dla mnie...
Nim się obejrzałem, stałem już pod domem. Głośno westchnąłem i wszedłem do środka. W salonie zastałem Ludwiga oraz Ivana z Torisem. Cóż za miła niespodzianka...

- Witaj, towarzyszu - Usłyszałem obojętny ton głosu Rosjanina - Słyszałem, że Łukasiewicz jest w szpitalu. Co się wydarzyło?

- Zemdlał. Od lekarza dowiedziałem się, że to przez ból. Miał dużo siniaków i ran na ciele - Mruknąłem, siadając na jasnym fotelu. Spojrzałem na zaniepokojonego Litwina, który zaciskał palce na materiale swojej koszulki - Ale żyje. Niedługo jego stan się polepszy - Przyznałem, na co Toris odetchnął z ulgą, jednak dalej miał łzy w oczach.

- A tobie co? Mężczyzna, a płacze przez jakieś błahostki! - Ivan podniósł na niego głos, wbijając łokieć w jego żebra. W pokoju zapanowała cisza. Ja i mój brat przyglądaliśmy się całej sytuacji. Po co mieliśmy im przeszkadzać? To już nie nasza sprawa

- Ja? Nie, ja tylko... - Chłopak zmarszczył brwi - Nieważne. Nie interesuj się tak - Pierwszy raz brunet sprzeciwił się jasnowłosemu. Odwrócił wzrok na ścianę i założył ręce na piersi.

- Toris, wychodzimy - Powiedział stanowczo Ivan, wstając z kanapy. Patrzył na chłopaka, który udawał, że go nie słyszy. Fiołkowooki siłą pociągnął niższego do siebie i wyszli z mojego domu.

- Zostaję na noc, abyś nie odwalił niczego głupiego - Postanowił mój brat. Kochany jak zawsze...

***

Obudziłem się około 7:35. Śniło mi się to samo co poprzedniej nocy. Przetarłem oczy i głośno westchnąłem. Poczułem pustkę, kiedy nie zastałem Feliksa w łóżku. Przebrałem się i zszedłem na dół, aby przygotować śniadanie.

- Ludwig, od kiedy umiesz gotować? - Zapytałem ze śmiechem, widząc blondyna robiącego jajecznicę, na co ten tylko przewrócił oczami.

- Jakie plany na dzisiaj? - Padło pytanie z jego strony. Interesuje się moim życiem! Wow!

- Idę do szpitala więc pospiesz się z tym żarciem...

- Do tego Polaka? - Wymamrotał z niechęcią - Zależy ci na nim, czy jak? - Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Niby jest z tym Włoszkiem, ale nie wiem jak zareagowałby na to, że czuję coś do Polaka...

- Można tak powiedzieć - Odparłem po chwili.

- Jesteś gejem? Czy po prostu boisz się, że Rusek ci coś zrobi? - Zapytał ze zdziwieniem. Pisze mi biografię czy co?! Po co mu informacje o mojej orientacji? Jakby dla zachęty postawił przede mną talerz z jajecznicą. Tak to mniej więcej wygląda...

- N-nie wiem... - Zawachałem się - Możliwe, chociaż teraz nie jestem pewien, co do mojej orientacji seksualnej - Mruknąłem. Zabrałem się za jedzenie śniadania. Niebieskooki nie naciskał już na mnie. Mimo wszystko daje sobie spokój w odpowiednich momentach.

Po skończeniu tego jakże cudownego i smacznego jedzenia, udałem się do szpitala. Od razu, prowadzony przez jakąś pielęgniarkę, pokierowałem się do sali, w której leżał Feliks. Przy wejściu ujrzałem na jego twarzy uśmiech, a patrzył dokładnie na mnie. Cieszy się, że przyszedłem czy planuje mord na mojej osobie?

- Cześć, Felek - Przywitałem się, podchodząc do jego łóżka.

- Dobry... Czego dusza pragnie? - Spytał. Hm... Może martwię się o niego i chcę zobaczyć jak się czuje? A może...

- Zaraz zobaczysz - Uśmiechnąłem się do niego i usiadłem obok niego na łóżku. Przyjrzałem się jego twarzy. Delikatne, dziewczęce rysy, duże, zielone oczy, malinowe usta i kilka mało widocznych ran dodawały mu uroku. Złapałem twarz chłopaka w dłonie i wpiłem się w jego usta.

On jest za bardzo uroczy...

Zaskoczeniem dla mnie było to, że Polak w ogóle się nie wyrywał. Jeszcze dziwniejsze było to, że oddał ten pocałunek.

- Już wiesz - Wyznałem, kiedy oderwaliśmy się od siebie, przez brak powietrza. Blondyn oblał się rumieńcem i zakrył twarz dłońmi - Mój brat miał rację. Zależy mi na tobie - Uśmiechnąłem się, złączając nasze dłonie.

Podcięte Skrzydła || PrusPolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz