~3~

205 33 1
                                    


Euphelia wstała znacznie wcześniej, niż miała w zamiarze. Ubiegłej nocy nie mogła spać przez wizytę księcia, który niespodziewanie zasiał w niej ziarno niepokoju. Szybko wstała i ubrała się w jedną z sukni, w których zazwyczaj chodziła. Nie zamierzała korzystać z niczyjej pomocy przy wkładaniu kolejnych kreacji, zwłaszcza, że niedawno było to jej zajęcie. Upięła włosy w prosty warkocz i opuściła sypialnię. Chciała zaczerpnąć odrobiny świeżego, rześkiego powietrza nim reszta zamku zdąży się obudzić na dobre.

Powolnie przemierzała korytarz, rozsiewając po całej jego długości odgłosy kroków. Umysł dworki zaprzątały tysiące myśli, które z całych sił pragnęła odepchnąć. Wyszła na taras, z którego mogła zejść do królewskich ogrodów. Tak też zrobiła, po czym przysiadła na jednej z ławek, wciągając do płuc powietrze pachnące jednocześnie tak obco jak i znajomo. Mieszanka kwiatów i słonawej wody płynącej w rzece, która była głównym szlakiem handlowym. Łączyła się z oddalonym o paręset mil oceanem, będąc jego niezwykle szerokim dopływem w głąb lądu.

Chwilę relaksu, jakiej zażywała Havenmore, przerwało przeczucie o obecności drugiej osoby. Dziewczyna automatycznie spięła się, ale nie pozwoliła sobie na okazanie tego otwarcie. Musiała pamiętać o niekończącej się grze intryg, która od dawien dawna toczyła się w murach tego zamku, nawet długo przed jej narodzinami, a zapewne pociągnie jeszcze dłużej po jej śmierci. Spokojnie obróciła głowę. Jej oczom ukazała się Caelesti w swojej osobie. Przypatrywała się Euphelii z zaintrygowaniem, jakby miała zamiar przeczytać wszystkie myśli w umyśle rudowłosej wybranki swojego syna. Nagle jednak poruszyła się, by podejść do ławki, na której siedziała dziewczyna.

— Chciałabyś wiedzieć, dlaczego akurat ty? — zapytała królowa, wbijając wzrok przed siebie w bliżej nieokreślony punkt. Euphelia pokiwała głową.

Tak właściwie w ogóle ją to nie interesowało, ale nie chciała być nieuprzejma. Nigdy nie odmawia się królowej, kiedy ta pragnie podzielić się sekretem. Bezpieczniejszą opcją było więc przytakiwanie.

— Zupełnie przypadkiem. Devote chciał zrobić mi na złość — uśmiechnęła się, ale w geście tym było coś zjadliwego. — Twoja rodzina nie ma wiele do zaoferowania. Niech bogowie się zlitują, żebyś chociaż urodziła syna — blondynka wstała i otrzepała swoją suknię. Znów się uśmiechnęła, tym razem nieco przyjaźniej. — Devote to całkiem dobry chłopak. Jak każdy ma problemy, ale można sobie z nimi poradzić. T y możesz to zrobić.

Euphelia zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc do końca sensu słów swojej rozmówczyni. W jaki sposób miałaby niby rozwiązać królewskie problemy? Raczej wątpliwym było, żeby ktokolwiek tam brał sobie do serca jej rady.

— Nie rozumiem — pokręciła głową. — W jaki sposób? I o jakich problemach tak właściwie mówimy?

Caelesti pogładziła ją po delikatnym, nieco zarumienionym policzku, by za chwilę kompletnie niespodziewanie mocno ścisnąć za jej brodę, unosząc twarz dziewczyny do siebie.

— A jak myślisz? — fuknęła sfrustrowana, marszcząc brwi. — Uwiedź go, zmanipuluj, cokolwiek. Jesteś kobietą, wykorzystaj to. Nie możemy pozwolić, żeby przyszły król pokazał się od strony szaleńca, więc ktoś musi nakłonić go do zaprzestania tych dziecinnych gierek. Mnie nie posłuchał. Marticia była na to za miękka, poza tym posturą bliżej było jej do chłopca, niż niewiasty. Ty za to jesteś bardziej kształtna, powinno mu się to spodobać. Obyś nie cofnęła się także przed manipulacją — po tych słowach, królowa wypuściła z uścisku twarz Euphelii.

— Mam przekonać księcia do racji królowej swoim ciałem? — dziewczyna zmarszczyła brwi, oburzona tym pomysłem. — Nie mam w tym żadnego interesu.

Contritum Coronam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz