~1~

425 41 10
                                    

Przerażający krzyk odbił się echem po korytarzu od jasnych, kamiennych ścian z piaskowca, rozdzierając powietrze na kawałki, niczym ostry sztylet wbity w materiał prześcieradła. Euphelia uniosła głowę znad toaletki, na której przygotowywała szczotki i spinki, by upiąć Lady Marticii, a wkrótce już królowej Marticii, włosy w wymyślną fryzurę, jak robiła to co rano, odkąd pojawiła się w zamku królewskim w Reĝa Akvo.

Pół roku wcześniej opuściła rodzinne strony by jako wysłanniczka rodu Havenmore służyć nowym władcom. Stała się dworką przyszłej królowej, a niedługo potem jej ulubienicą, z którą wymieniała nieco więcej plotek, niż powinna. Gawędziły o zamkowych romansach i intrygach każdego ranka podczas czesania, a także wieczorami, gdy Lady Marticia przygotowywała się do kąpieli. Dzięki przyszłej królowej mniej doskwierała jej tęsknota za ukochanym domem, od którego dzieliły ją tysiące mil.

Dziewczyna porzuciła swoje dotychczasowe zajęcie, by wyjść na korytarz, chcąc skontrolować sytuację. Ledwie wysunęła stopę za drzwi, a już musiała wykonać krok w tył, żeby nie zostać stratowaną przez biegnących strażników odzianych w złote, lekkie zbroje. Za nimi gnało paru medyków i nim pomyślała, sama truchtała w tamtym kierunku. Ze ściśniętym sercem zatrzymała się pod komnatą sypialną Lady Marticii. Od zawsze dziwiło ją to, iż toaletka oraz ogromna szafa znajdowały się w osobnym pomieszczeniu, ale władczyni twierdziła, iż w jej stronach było to czymś zupełnie normalnym. Euphelia przedarła się przed ściśniętych u wejścia strażników oraz gapiów, by ujrzeć nieruchome ciało młodej kobiety, którą była królewska narzeczona. Z ust rudowłosej dworki wyrwał się bolesny krzyk, a jej oczy wypełniły łzy. Rzuciła się w stronę martwej dziewczyny, ale powstrzymały ją silne ramiona dowódcy straży i choć usilnie starała się wyrwać, on trzymał ją mocno. Roztrzęsiona służka, która znalazła Marticię nerwowo pocierała swoje ramiona.

Nagle do pomieszczenia wkroczyła królowa – matka przyszłego władcy Ezulwinii. Przywołała do siebie medyków i trzymającego Euphelię strażnika, a następnie wypędziła wszystkich innych. Nie chcąc nabawić się kłopotów, roztrzęsiona rudowłosa wróciła do swojej komnaty. Nie miała pojęcia, co się stało. Jeszcze poprzedniego wieczora widziała złotowłosą młódkę w pełni zdrowia, a rankiem ta już nie żyła.

Nie wiedziała jednak, że to wydarzenie miało odbić się na całym zamku, a w tym także, a może i przede wszystkim, jej. Gdy tylko wieść o śmierci Lady Marticii opuści mury, zacznie tykać zegar, odliczający czas do buntu ludu, który nie zamierzał być posłusznym wobec króla bez królowej.

Przygładziła bladą dłonią czarny niczym smoła materiał sukni żałobnej, w której miała pojawić się na pogrzebie. Osłaniając oczy przed ostrym regaskim słońcem wyszła na dziedziniec razem z resztą dworek. Stanęły nieco z tyłu, ale mimo to zdobiona bogato trumna z najdroższego drewna była idealnie widoczna. Euphelia z trudem oderwała od niej wzrok. Nie chciała patrzeć, nawet jeśli coś ją do tego zmuszało. Wkrótce wyszedł główny mnich, który odmówił modlitwę do Sekwy, bogini śmierci i opiekunki zmarłych. Prosił o łaskę dla Marticii. Następnie poddani, słudzy i wszyscy mieszkańcy zamku zaczęli podchodzić i obrzucać trumnę przeróżnymi kwiatami, by chwilę później podążać za niosącymi ją strażnikami w kierunku Królewskich Łąk – miejsca spoczynku wszystkich ważniejszych obywateli Reĝa Akvo. Młoda Havenmore przeczekała, aż wszyscy przejdą przed nią. Nie miała siły patrzeć na to jak jedna z niewielu osób, które ceniła, zostawała zakopana głęboko pod ziemią.  Wreszcie jako jedna z ostatnich ruszyła za korowodem fałszywego żalu i rozpaczy.

To okropne jak wszyscy zebrani świetnie udawali. Połowa z nich nawet nie znała Lady Marticii, natomiast część drugiej połowy od dawna życzyła jej jak najgorzej. Była za dobra, za łaskawa na królową. Podbijała serca poddanych bez jakiegokolwiek wysiłku, ale z taką samą łatwością jednała sobie wrogów, którym przeszkadzała jej osobowość. Jednakże wizja potęgi, jaka miała powstać po złączeniu królewskiego rodu Emberthone z Cragvalorami, była silniejsza, niż niechęć doradców i zawiedzionych wysoko postawionych rodzin, którym nie udało się wydać za mąż córek. Teraz jednak wszystko  przepadło, a szlachcianki ponownie miały szansę na uwiedzenie przyszłego króla. Tym razem jednak żadna z nich miała nie powstrzymywać się przed każdą, najbrudniejszą gierką.

Contritum Coronam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz