~4~

266 29 3
                                    

Spokój Euphelii nie potrwał długo. Mimo to był jedynie pozorny. Z zewnątrz wyglądało to, jakby młódka mogła odetchnąć od zamkowych intryg, jednakże w rzeczywistości żelazne ostrze groźby królowej i brzemię ciążącej na niej odpowiedzialności wciąż wisiały nad jej głową. Nigdzie nie była bezpieczna, a tym bardziej sama. Gdzie by nie spojrzeć, tam zawsze krył się ktoś, kogo zadaniem było mieć na oku nową oblubienicę księcia. Królowa bez ustanku kontrolowała działania szlachcianki, pilnując by ta dotrzymała danego przez siebie słowa. Jakby groźba o wyrżnięciu w pień całego rodu Havenmore w razie porażki dziewczyny miała nie starczyć.

Jednakże następny gość był niezwykle niespodziewaną osobą. Do komnaty młodej Havenmore wkroczyła Valeria – młodsza siostra Devote. Stanowiła natomiast jego całkowite przeciwieństwo; podczas gdy jej starszy brat słynął z porywczej natury, nieznoszącej sprzeciwów czy kompromisów, ona szczyciła się spokojem i empatią. Nie różniła się jednak od niego diametralnie jedynie pod względem usposobienia. Także ich wygląd nie zdradzał pokrewieństwa – głowę księżniczki pokrywały piękne, złociste loki, które uwielbiała upinać w wymyślne fryzury na przeróżne okazje. Jej oczy skrzyły się przyjazną, piękną i pełną życia zielenią – jego ciosały chłodne gromy lodowato błękitnym spojrzeniem. Jej buzia była okrągła oraz roześmiana, jego owalna, o ostrych rysach, wyraźnej linii szczęki, nie dawała nawet złudzenia jakiejkolwiek życzliwości bijąc po oczach ponurą miną. Niemożliwym wydawało się, żeby byli jakkolwiek powiązani, a jednak. Co więcej, Euphelię od zawsze dochodziły  plotki, że Valeria jest jedyną osobą, której Devote naprawdę ufał, ba, była jedyną istotą na ziemi, którą pokręcony książę rzeczywiście kochał. Jego siostra stanowiła wyjątek, który miał na tyle determinacji, by dociec prawdziwej natury swojego brata. Gdyby mógł najprawdopodobniej wybrałby ją na swojego doradcę, lecz na to nie pozwalały zasady.

Księżniczka z gracją usiadła na łóżku przyszłej, dajcie bogowie, królowej i uśmiechnęła się promiennie, choć jednocześnie nieco smutno. Westchnęła, nim zabrała głos. W tym czasie rudowłosa jedynie wpatrywała się w postać arystokratki, podziwiając przy tym jej urodę i aurę, które aż krzyczały, że to właśnie ona, nie Devote, powinna zasiąść na tronie, by prawić sprawiedliwe i owocne dla wszystkich rządy. Nigdy jednak się o to nie prosiła.

— Devote nie jest taki, na jakiego stara się kreować — wypaliła nagle, kompletnie niespodziewanie, wzdychając przy tym głośno. Słowa wypadały z niej jak z broni palnej, jakiej wojska używały na polu bitwy. — Ma ze sobą poważne problemy, to prawda, ale nie jest bezdusznym tyranem, choć bardzo chciałby nim być. W rzeczywistości jest zwyczajnie zagubiony. Ojciec i nasz starszy brat zmarli zupełnie niespodziewanie. Nigdy nie był specjalnie przygotowywany do roli króla, a teraz musiał nauczyć się wszystkiego, na co Taresh miał lata w zaledwie parę  miesięcy.

Mimo przejętej miny arystokratki, Euphelia pozostała niewzruszona. Nie miała zamiaru dać się wciągnąć w kolejne gierki. Zdecydowanie bardziej wolała nienawidzić księcia, niż go rzeczywiście żałować. Był potworem i to się liczyło. Nie dbała o jego historię życia czy powody obecnych zachowań. Jedyną oznaką tego, że w ogóle słuchała, co do powiedzenia miała księżniczka, było nieznaczne skinięcie głową.

Ale królewskiej córce tyle starczyło. Była dobrej myśli. Nie łudziła się, że Havenmore będzie kiedykolwiek w stanie zdobyć tak ogromne zaufanie Devote, jakim sama mogła się pochwalić, nie liczyła nawet na to, że kiedykolwiek w pełni się zaakceptują. Istotnym jednak było, że ktoś trwał u boku jej brata, podczas gdy Valeria nie będzie. Nie mogła przecież do końca życia tkwić w zamku. Wiedziała jaki los ją czekał, więc zaczęła już ubijać grunt na wypadek swojej dożywotniej nieobecności. Przerażała ją myśl o aranżowanym małżeństwie, jakie najprawdopodobniej ją czekało, o opuszczeniu rodzinnych stron oraz ukochanego Yve, ale wiedziała, że taka była kolej rzeczy. Do tego przygotowywano  j ą  całe  j e j  życie.

Contritum Coronam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz