Rozdział 9

355 28 3
                                    

,,Wszyscy jesteśmy tacy sami pod jednym względem. Jesteśmy ludźmi."


Aurantiaco i Brunneis ruszyli ulicą, a ja szłam pomiędzy nimi, bo każdy z nich chciał, abym szła obok niego, więc zdecydowałam, że będę szła między nimi.

Po kilku minutach dotarliśmy na skraj miasta, gdzie zobaczyłam mały domek obok którego rosnął dość sporej wielkości sad. Zauważyłam, że rosły tam jabłonie, wiśnie, śliwy, grusze, czereśnie i orzech włoski.

- Poradzisz już sobie? - Zapytał Brunneis.

- Tak, dziękuję wam - odpowiedziałam, a oni odeszli.

Westchnęłam głęboko i ruszyłam w stronę drzwi chłopaka. Gdy stanęłam przed nimi przez chwilę się zawahałam, choć sama nie wiedziałam z jakiego powodu. Po chwili zapukałam lekko w drewnianą powłokę. W oka mgnieniu wejście się uchyliło. Zobaczyłam tam kobietę. Miała lekko zielone włosy z lekką siwizną. Była trochę niższa od Viridi'ego i była ubrana tak samo jak każdy tutaj.

- Pani Rogers, co panią tutaj sprowadza o tak wczesnej porze? - Zapytała kobieta.

- Jest może Viridi? - Zapytałam niepewnie.

- Och, tak, tak. Wejdź - powiedziała śmiało kobieta szerzej otwierając drzwi.

Weszłam do środka. W oczy od razu rzuciła mi się mała kuchnia, która pomimo swojego rozmiaru była ładnie i przestronnie urządzona. Salon posiadał kanapę, stolik kawowy, półkę z książkami oraz nie uwierzycie, miał też mały telewizor.

- Viridi, kochanie, masz gościa! - Krzyknęła kobieta.

- Jest pani mamą Viridi'ego, prawda? - Zapytałam.

- Tak, oprócz niego mam jeszcze dwóch synów. Avem'a i Collis'a, ale ich na ten moment nie ma w domu. Mają po dziesięć lat i zwykle gdzieś o tej godzinie już biegają - powiedziała wesoło mama Viridi'ego.

A sam chłopak zszedł szybko na dół. Chyba myślał, że to ktoś inny. Na mój widok stanął w pół kroku.

- Co tu robisz? - Zapytał trochę jakby wkurzony.

Ojć. Chyba nie chciał, abym tutaj była. Abym w ogóle wiedziała, gdzie mieszka.

- Yy... No ten tego... Rano, na śniadaniu, luso powiedział, że mam dzisiaj zacząć też trening, a jakoś nie chciało ci się o tym wczoraj wspomnieć - powiedziałam odważnej i spojrzałam mu w oczy.

- A, o to ci chodzi. No, nie wspomniałem ci, ale teraz już wiesz, więc co za problem. Skąd wiesz, gdzie mieszkam? - Zapytał chłopak.

- Brunneis i Aurantiaco pokazali mi drogę. Swoją drogą to są całkiem fajni i mili - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się na wspomnienie o ich synchronizacji.

Viridi prychnął pod nosem.

- Ten brązowy debil i pomarańczowy idiota? (dop. aut. Chodzi o kolor włosów, a nie skóry) Wątpię. Raczej są mili tylko dla ciebie, ale można im przyznać, że czasami mają niezłe poczucie humoru - powiedział Viridi.

- I czasami są naprawdę synchronizowani - odpowiedziałam.

- Dobra, fajnie. Przyszłaś po coś jeszcze? Do lekarza idziemy dopiero za godzinę, więc mamy jeszcze trochę czasu - powiedział mężczyzna.

- Nie. Chciałam się tylko zapytać o ten trening. Jak coś będę czekać koło tej fontanny niedaleko tej knajpki w której wczoraj byliśmy - odpowiedziałam. - Do zobaczenia.

I wyszłam. Czy tylko ja czuję się jakoś dziwnie po tym spotkaniu?







Kapitan Ameryka i Speedy: Koniec GryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz