Siedziałaś na skraju łóżka i nerwowo patrzyłaś na zegar, który stał nad półką z książkami. Czas mijał strasznie powoli, a ty chciałaś tylko pójść spać, lecz ciekawość wzięła górę i kazała ci czekać. Minuty zaczęły upływać jak godziny, a sekundy jak minuty. Zaczęłaś liczyć książki na półce, gwiazdy które widniały za oknem, a zegar dalej wskazywał dwudziestą pięćdziesiąt dziewięć. Gdy wreszcie wybiła dwudziesta pierwsza, prawie podskoczyłaś z radości, ale przypomniałaś sobie, że jeszcze godzina i z twojej twarzy znikł uśmiech. Wreszcie nie wytrzymałaś, wzięłaś swoją różdżkę i zaczęłaś rzucać jakieś czary, nie obchodziło cię już, że możesz kogoś obudzić. Chociaż i tak powinni ci dziękować, że nie rzuciłaś Bombardy.
Nagle, nadeszła twoja najbardziej oczekiwana chwila, wybiła dwudziesta pierwsza pięćdziesiąt. Wzięłaś różdżkę i wyszłaś z pokoju. Rozejrzałaś się po całym dormitorium, by być pewnym, że nikt nie idzie. Nałożyłaś na siebie zaklęcie kameleona i wyszłaś z pokoju wspólnego. Szłaś ciemnymi korytarzami, bez możliwości użycia Lumos. Widziałaś mało, lecz na szczęście o nic się nie potknęłaś. Nauczyciele tylko czasem cię mijali, ale zaklęcie było zbyt mocne, by je w ogóle wyczuć.
Gdy zauważyłaś wyjście na dziedziniec, od razu przyśpieszyłaś tempo. Nie minęło dziesięć sekund, a ty już byłaś na dziedzińcu. Rozejrzałaś się po nim, ale nikogo nie było. Zrzuciłaś z siebie zaklęcie i siadłaś na trawie. Patrzyłaś tylko czy nikt nie idzie, lecz gdy obejrzałaś się w lewo, zauważyłaś jakiś błysk. Nie czekałaś długo, wstałaś i wyjęłaś różdżkę mierząc w błysk. Z niego wyłonił się mężczyzna.Miał on krótkie, białe jak śnieg włosy. Jego oczy były dwukolorowe, jedno jasnoniebieskie, drugie białe. Komponowały się one idealnie z jego włosami. Był blady i dobrze zbudowany. Na sobie miał czarny garnitur z elementami ciemnej-zieleni. W ręku miał różdżkę, była ona czarno-brązowa.
Opuściłaś różdżkę, ale dalej stałaś w miejscu. Im dłużej się na niego patrzyłaś, tym bardziej sobie go przypominałaś. Cały czas coś ci dzwoniło w mózgu, ale ty nie wiedziałaś w jakim kościele. Nagle mężczyzna zaczął się zbliżać w twoją stronę. Nie wiedziałaś dlaczego, ale im bliżej był. to ciebie coraz bardziej napawał strach oraz nienawiść.
- Dzień Dobry...- powiedziałaś niepewnie, a mężczyzna lekko się uśmiechnął.
- Boisz się mnie? - spytał, a ty popatrzyłaś się na niego ze zdziwieniem. Nie rozumiałaś czemu zadał ci to pytanie i czy na prawdę powinnaś się go bać
- Czemu miałabym?
- Ah...czyli nie wiesz kim jestem. Dziwne, rodzice ci o mnie nigdy nie opowiadali. Tak podobna, a równocześnie tak okłamywana
- O czym ty mówisz? - nie wiedziałaś o co masz pytać, starałaś się po prostu nie dać wyprowadzić z równowagi.
- Znasz może...jakiś ich znajomych?
- Nie...- Mężczyzna zbliżył się do ciebie bardziej, a ty się lekko odsunęłaś
-A może wrogów...- wtedy serce podskoczyło ci do gardła, a ty zastygłaś. Nie potrafiłaś się ruszyć, sparaliżował cię strach. Już wiedziałaś kim on jest.
- Odejdź ode mnie! - krzyknęłaś i uniosłaś różdżkę, celowałaś mu prosto w twarz.
- Właśnie miałem zamiar to zrobić - uśmiechnął się - Nie możesz wiedzieć za dużo, za jednym razem - Nagle zniknął, rozpłynął się w powietrzu. A ty patrzyłaś na pustkę jeszcze z jakieś pięć minut.
Po chwili, usłyszałaś odgłosy dobiegające z korytarza. Nie zastanawiając się długo, rzuciłaś na siebie zaklęcie kameleona i uciekłaś do dormitorium. Stanęłaś przed drzwiami i szybko przypomniałaś sobie melodię. Wygrałaś ją jak głupia, a obraz się otworzył. Zdjęłaś z siebie zaklęcie i cichutko weszłaś do swojego pokoju. Powoli zamknęłaś drzwi, by nikogo nie obudzić i położyłaś się spać.
Wstałaś o siódmej, popatrzyłaś na sufit i zegar. Wszystko wyglądało tak samo jak wcześniej, nie wiedziałaś czy to wszystko nie było snem. Dopiero gdy wstałaś z łóżka sobie przypomniałaś, twoja różdżka nie leżała w opakowaniu jak zawsze, a ty miałaś na łokciu ranę. Dopiero teraz ją zobaczyłaś, wcześniej nawet nie zwróciłaś uwagi, że ją masz.
Wzięłaś ubrania z drewnianej szafy i poszłaś do łazienki . Ciągle rozmyślałaś nad tamtym spotkaniem.
Co Grindelwald chciał ode mnie?
To pytanie krążyło w twojej głowie cały czas. Ubrałaś się w mundurek, uczesałaś włosy w warkocz i wyszłaś z łazienki, a potem z pokoju.
Nagle na twoją twarz wyskoczył Newt. Odskoczyłaś momentalnie, prawie uderzając plecami o drzwi.- Oj...Przepraszam, że cię przestraszyłem - powiedział smutnym głosem, a potem uśmiechnął się - Też idziesz na śniadanie? - pokiwałaś głową. - To chodź - uśmiechnął się i poszedł w stronę schodów, a ty za nim
Szliście krętymi schodami, a Newt prawie z nich spadł, na szczęście udało ci się go złapać. Śmialiście się przez całą drogę do Wielkiej Sali. Drzwi były otwarte, weszliście i siedliście obok siebie, przy stole Hufflepuff.
- Powiedz mi...co robiliśmy, gdy byliśmy młodzi? - spytał się z nadzieją, że coś sobie przypomni
- Szukaliśmy Fantastycznych Zwierząt, śmialiśmy się z twojego brata... - nagle urwałaś, spojrzałaś na drzwi wielkiej sali.
Do Sali wszedł chłopak z czarnymi włosami, od razu spojrzał na ciebie, a ty na niego. Uśmiechnął się, a ty skądś go kojarzyłaś
O bosze, udało się! Wreszcie to napisałam! :D
A teraz domyślać się kto to jest :P
CZYTASZ
Po Drugiej Stronie Walizki |Newt x Reader|
FanficNewt x Reader W sumie nie mam pomysłu na opis Może się kiedyś pojawi ^^