Rozdział 30 - Atak

670 34 8
                                    

Ponownie docieram do pomieszczenia, w którym znajdują się zapiski Diany. Nie mam pojęcia jak wszystkie przetransportować do swojej komnaty, więc postanawiam, że po prostu zabiorę kilka i będę stopniowo przychodzić po resztę. Mądrze byłoby zachować je tutaj, bo wydaje mi się, że tutaj byłyby bezpieczne. W razie czego...

Nagle słyszę dziwny odgłos wybuchu i mam wrażenie jakby zatrząsł się cały zamek. Zaniepokojona, zostawiam na razie pamiętniki na swoim miejscu i zmierzam do wyjścia. Zajmuje mi to kilka minut, ale w końcu wracam do biblioteki. Babcia odzyskała przytomność i chodzi po pomieszczeniu, jakby do końca nie wiedziała, gdzie się znajduje.

- Babciu? - Zagaduję ją, a ona podskakuje, trzymając się za serce.

- Kim jesteś?

Wygląda na to, że Melisandre, wychodząc z ciała babci, pozbawiła ją wszystkich wspomnień. Ale w którym dokładnie momencie zatrzymała się babcia?

- Jestem twoją wnuczką, Shailene Diann - przedstawiam się, a ona marszczy czoło.

- Moja wnuczka ma się dopiero urodzić.

Jak mam jej to wytłumaczyć? Chociaż przebywała ze mną od osiemnastu lat, nic z tego nie pamięta, bo Melisandre kierowała jej umysłem, po czym uciekła wraz ze wspomnieniami.

Zanim odpowiadam, do biblioteki wpadają mężczyźni, którzy od razu rzucają się na mnie i na babcię. Nie mam szansy na reakcję, od razu wyginają mi ręce i siłą wyprowadzają z biblioteki.

- Puśćcie mnie! Kim wy w ogóle jesteście?! - Warczę, próbując się wyrwać, jednak są silniejsi. Próbuję wymyślić w jaki sposób moja moc może mi się teraz przydać. Na korytarzu nie widzę żadnego Gwardzisty. Gdzie oni się podziali? Dlaczego pozwolili obcym wedrzeć się do zamku? Blednę, kiedy przypominam sobie Gwardzistów z Południa. Mieli identyczne, czerwone opaski na ramieniu z dwoma krzyżującymi się mieczami.

Książę Theodore.

Zastanawiam się, czy opłaca mi się teraz uciekać, bo nie wiem jak daleko posunęli się Południowcy. Może Gwardziści nadal bronią moich rodziców? Muszę ich zobaczyć i przekonać się, że są cali. Babcia zdążyła zemdleć, więc Południowiec tylko przerzucił ją sobie przez ramię jak worek kartofli.

Orientuję się, że prowadzą nas do Sali Tronowej. Serce bije mi coraz szybciej, bo boję się tego, co zobaczę. Gdy moje pantofle ślizgają się na świeżej krwi, którą umazana jest podłoga, serce podchodzi mi do gardła. Nigdzie jednak nie widzę nikogo rannego.

- Witaj, niedoszła żono! - Słyszę, kiedy otwierają się wielkie drzwi. Książę Theodore stoi przy tronie, po jego prawej stronie stoi lady Ruth z dumnie uniesioną głową, a po jego lewej...

- Mamo! Tato! - Z mojego gardła wydobywa się okrzyk rozpaczy. Żyją, ale klęczą z głowami opartymi o stołki. Niedaleko okien kręcą się Gwardziści księcia Theodore'a, układając sterty z ciał naszych Gwardzistów. Robi mi się niedobrze, powietrze śmierdzi śmiercią.

- Przedstawiam ci moją żonę, Ruth, ale chyba zdążyłyście się poznać - mruga do mnie. - Moim przeznaczeniem od zawsze było zostanie królem. Niekoniecznie podobało mi się poślubienie ciebie, bo nie jesteś kobietą moich marzeń. Bez urazy - dodaje wspaniałomyślnie. - Widzisz, moja rodzina jest trochę... zachłanna. Nie wystarczają nam rządy na samym Południu.

- Mieliśmy rozejm - warczy mój tata. Pragnę mu jakoś przekazać, żeby się uspokoił, bo inaczej skrzywdzą jego albo mamę... Jednak wiem, że jest zbyt dumny. Nie będzie błagał o litość. Nigdy.

- No cóż, rozwiązaliście go, wyrzucając mnie z królestwa. Postanowiłem, że i tak zdobędę północ. I oto jesteśmy - wskazuje na ciała naszych Gwardzistów. - Będę królem Północy,  brat będzie królem Południa. Widzisz, Shailene, mogłaś zostać z nim na Południu. Mówił mi, że coś was połączyło. Wciąż nie ma swojej królowej, więc masz wciąż szansę. Weźmie cię nawet nieczystą, bo chyba do tej pory tylko my dwaj cię mieliśmy.

- Nigdy nie zostaniesz królem - cedzę przez zęby.

- Nie? - Uśmiecha się. - Popatrz, jakie to łatwe - bierze od Gwardzisty miecz, bierze zamach i jednym ruchem pozbawia mojego ojca głowy. Z gardła mojej matki wyrywa się szloch, a ja tylko stoję jakby mnie wmurowało w ziemię. Theodore schyla się, podnosi koronę i zakłada ją sobie na głowę. - Widzisz? Jestem królem. A teraz moja królowa - uśmiecha się do Ruth i podaje jej miecz. Obejmuje ją z tyłu. - Też musisz zasłużyć na miano królowej.

- Ruth, błagam - mówię cicho i patrzę na nią, czując jak w oczach zbierają mi się łzy.

- Strasznie mi przykro - odpowiada. Książę unosi jej rękę i pomaga jej zabić moją matkę w ten sam sposób, w jaki zabił mojego ojca. Robi mi się ciemno przed oczami, a ostatnie co słyszę to Gwardziści Południa, którzy skandują:

- Król Północy! Król Północy! Król Północy!

Koniec części pierwszej

Zapraszam na część drugą, którą znajdziecie na moim profilu 😏

Zapraszam na część drugą, którą znajdziecie na moim profilu 😏

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Princess from Northern Wonderia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz