Rozdział 1- Wielki wyścig

17 1 0
                                    

-Na miejsca!- rozległa się komenda sędziego. Laura weszła na słupek i wzięła kilka głębokich wdechów. Wszyscy, którzy przybyli by dopingować pływaków milczeli w napięciu. Jedyne co słyszała dziewczyna to mocne uderzenia swojego serca.
-Gotowi!- przychyliła się by dotknąć rękoma krawędzi słupka. Ostatnie ukradkowe spojrzenia na rywali. Sami chłopcy. -pomyślała- Może być ciężko.
-Start!- Ostatnia myśl przed wślizgnięciem się pod wodę. -I tak wygram!- Była tego pewna bardziej niż pewna.
Ułamek sekundy w drodze do wody, szum w uszach i walka o zwycięstwo. Kasztanowowłosa dziewczyna przy każdym nabraniu powietrza spoglądała na oponentów, sprawdzając swoją pozycję. Świetny start zapewnił jej przewagę na kilku pierwszych metrach, ale szybko dostrzegła, że najwyższy z chłopaków, szczupły blondyn o bladej cerze, wysuwa się na prowadzenie. Jeśli tak dalej pójdzie to on zgarnie złoto, na które tak ciężko pracowałam!- pomyślała zbulwersowana.
Jednak nie wszystko było stracone, a na pewno nie dla niej.

Dziewczyna bardzo mocno skoncentrowała się na wodzie otaczającej jej ciało. Skupiła się na wodzie, która była jednocześnie ciepłym, bezpiecznym schronieniem i nieprzewidywalnym żywiołem, który dawał się ułaskawić tylko jej.
Być może używanie tego daru, o którym praktycznie nic nie wiedziała, w takiej sytuacji była oszustwem i ogromnym ryzykiem, ale dziś liczy się tylko zwycięstwo.
Po upływie kilku sekund woda podporządkowała się jej woli i pociągnęła ją wprost do zwycięstwa. Brawa, okrzyki kibiców i głos sędziego w głośnikach.
-I zwyciężczynią tegorocznej edycji naszych zawodów zostaje Laura Rosa! Czas 31,3 sekundy! Brawa! Drugie miejsce! Aleksander...
Dalszy ciąg nie miał już dla niej znaczenia. Laura z uśmiechem na twarzy i ciężkim oddechem, delektowała się słodkim smakiem zwycięstwa. Nawet korzystanie z jej niekonwencjonalnego wsparcia było dość męczące, ale czasem warto. Jednak zmęczenie było niczym w obliczu zbulwersowanego spojrzenia wysokiego chłopaka, z którym wygrała.

Pływalnie opuściła dopiero dwie godziny później skąpana w splendorze, ze złotym medalem na szyi i bonem na zakupy w sklepie sportowym. Wsiadła do tramwaju i teraz patrząc przez okno obserwowała deszczowe miasto, które z wolna przepływało obok.
Wysiadła na dobrze znanej stacji. Jej mieszkanie było dwie ulice dalej. Idąc włożyła słuchawki do uszu i włączyła swoją playlistę wypełnioną piosenkami typu Nightcore. Słońce jeszcze niezupełnie zaszło, ale niebo pokrywały ciemne chmury. Na szczęście lampy uliczne już oświetlały drogę przyjemnym, żółtym światłem.
Laura, czując zmęczenie i nie mając ochoty na moknięcie, ani przeziębienie wybrała wąski przesmyk między dwiema kamienicami. Znajdowały się tu kontenery na śmieci i było raczej obleśnie, ale korzystała z tego skrótu już setki razy i była pewna swego bezpieczeństwa. Niesłusznie.
Szła tak wpatrzona w przestrzeń, gdy na końcu wąskiego przesmyku pojawiła się jakaś postać. Laura zdziwiła się, że ktokolwiek wybrał się na spacer w taką pogodę i poczuła uderzenie gorąca, gdy spostrzegła, że to ten blondyn, który ją wyprzedzał. Chłopak wyszedł spokojnym krokiem na środek wąskiej uliczki i z uśmiechem na twarzy spojrzał prosto na dziewczynę.
Zwyciężczyni szybko zrozumiała, że mogą być z tego kłopoty, więc zawróciła na pięcie i ruszyła szybkim krokiem z powrotem w stronę stacji tramwajowej. Nie uszła jednak daleko, bowiem z przeciwnej strony wyłoniła się kolejna postać, tym razem chłopaka, którego nie znała. Był niższy od tamtego, ale jego uśmiech był równie paskudny, a cała sytuacja stała się jeszcze bardziej niepokojąca, gdy obaj ruszyli wolnym krokiem w głąb zaułka, w stronę Laury.
Jej serce nigdy nie biło tak niespokojnie jak w tamtym momencie. Nie wiele myśląc zdjęła z ramienia torbę, która mogłaby jej ciążyć w czasie ucieczki lub obrony.
-Wiesz, że bardzo nie lubię przegrywać?- zapytał Aleksander stając kilka metrów od niej. Dopiero teraz zauważyła, że obaj są ubrani w długie płaszcze, a pod nimi mają identyczne białe, lekko połyskujące koszule i proste, również połyskujące spodnie. To jak nic zboczeńcy, psychopaci! -pomyślała.
-Nie chcę kłopotów.- powiedziała zdecydowanie, cofając się o krok w stronę ściany.
-Trzeba było się nie wychylać. Tacy jak ty nie żyją zbyt długo i nie kończą zbyt dobrze.- Mówiąc to, jeszcze poszerzył swój zimny uśmiech. Następnie sięgnął pod płaszcz i z metalicznym zgrzytem wyciągnął długi, wąski miecz i błyskawicznie wymierzył nim w twarz dziewczyny. Laura była wręcz sparaliżowana zarówno zmęczeniem, strachem jak i tym, jak dziwnie rysuje się cała ta sytuacja.
-W imieniu Rodu Wody skazuję cię na śmierć za uprawianie zakazanych dla ludzi technik magicznych. Wyroku dokonam teraz i tutaj.- Wziął szeroki zamach i już miał zadać cios, gdy po zaułku rozległ się zachrypnięty, męski głos.
-Co ty...?!- nie zdążyła dokończyć bo ktoś jej przerwał.
-Czy jest jeszcze szansa na apelację?- z cienia za tym gościem, który się nie odzywał wyłonił się czarnowłosy chłopak. Milczący również dobył miecza i odwrócił się do nowoprzybyłego - Bo wydaję mi się, że ta dziewczyna nie miała szansy na obronę.
Nieznajomy wydawał się całkiem zwyczajny. Czarne włosy w nieładzie, jakieś 150cm wzrostu i niewyróżniająca się budowa. Jedyne co go wyróżniało to intensywnie bordowe oczy, jakich Laura nigdy nie widziała.
-Nic nie obroni takich jak ona!- warknął blondyn wymierzył cios. Jednak klinga nie sięgnęła jej, a zamiast tego tuż przed jej twarzą przepłynął potężny strumień płomieni. Gdy ogień cofnął się do ręki "obrońcy", bo to właśnie z niej wypłynął, Laura zobaczyła, że miecz pokonanego wcześniej chłopaka stopił się niemal w całości i natychmiast został upuszczony. Blondyn złapał się za najwyraźniej poparzoną rękę i syknął z bólu.
-MYŚLISZ, ŻE JEŚLI TWOI ZWIERZCHNICY POZWALAJĄ CI SIĘ PAŁĘTAĆ WŚRÓD LUDZI TO MOŻESZ NADAWAĆ TO PRAWO INNYM? WIEMY JAK POSTĘPOWAĆ Z TAKIMI CWANIAKAMI! BIERZ GO LANCE!- wydarł się, przepełniony gniewem.
Lance, bo okazało się, że tak nazywał się milczący dotąd chłopak, ruszył na chłopaka o bordowych oczach. Ten jednak wcale nie zamierzał unikać ciosu, a gdy ostrze pędziło już w jego stronę, z zawrotną prędkością uderzył otwartą dłonią w tępą stronę klingi. Broń pękła jak wykałaczka, wydając z siebie dźwięk rozbijanego szkła.
-Myślę, że nade mną nie ma żadnych zwierzchników. A do obrony jej życia mam pełnie praw. Nazywam się Aron Blodig i możecie przekazać moim braciom, że wróciłem.
Aron przez cały czas patrzył w oczy Lance'a, który był teraz zaledwie kilkanaście centymetrów od niego. Laura zobaczyła tylko, jak tamten przełyka ślinę, a po skroni spływa stróżka potu. Aleksander zaś z kamienną twarzą podszedł do swego towarzysza, położył mu rękę na ramieniu i kierując się do Arona powiedział- Przekażemy.- I pociągnął chłopaka ze sobą w stronę przystanku dla tramwajów.

Gdy napastnicy się oddalili, dziewczyna poczuła, jak miękną jej nogi, wszystko wokół zawirowało i krótko potem świat pochłonęła ciemność. Ostatnim, co słyszała było odległe "Wszystko będzie dobrze. Jesteś bezpieczna."

Z wody w lód. Z lodu w ogień.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz