02.|| un pasado, una canción

819 30 29
                                    

przeszłość

Barcelona,  2016 rok

Ciemne oczy dziewczyny utkwione były w zachodzie słońca. Były smutne, przygasłe i w niczym nie przypominały tych roześmianych, orzechowych tęczówek. Pozbawione szczęścia zamieniały się w nicość i popadały w głęboką otchłań. Siedziała na parapecie, w swoim pokoju ciasno obejmując ramionami podkurczone nogi. Oparła policzek o chłodną szybę, cicho wzdychając. Jej długie, ciemne włosy, kaskadami spływały po ramionach i plecach ciemnookiej, kręcąc się na ich końcówkach. Jej wychudzone ciało odziane było w czarne dresy i luźną koszulkę tego samego koloru. Całe pomieszczenie pochłonięte było w ciemniach i tylko mała lampka, stojąca na stoliku nocnym, choć w małym stopniu rozświetlała pomieszczenie. Na łóżku szatynki panował chaos, tak samo, jak w jej życiu.

Po policzkach dwudziestodwulatki spływały łzy. Kapały na jej dłonie, z których dalej spływały w dół. Przymknęła oczy, gdy cichy szloch wstrząsnął jej ciałem. Nie potrafiła już krzyczeć. Wrzask pozostał w jej wnętrzu, jeszcze bardziej ją niszcząc. Spazmy głuchego płaczu torturowały jej kruche ciało, a miliony wspomnień, kolejny raz uderzały w nią całą swoją siłą, raniąc ją. Kiedy tylko była sama, nawiedzały ją. Niszczyły jej, i tak już popsutą, psychikę. Torturowały szatynkę od kilku lat, dzień w dzień i nie odchodziły. Nigdy nie odchodziły. Gdzieś pod tym wszystkim wiedziała, że sama pozwoziła im przybywać do niej codziennie. To była jej kara. Kara za przeszłość. Mrok pochłaniał ją dzień w dzień coraz bardziej. Wypełniał bólem jej ciało niczym woda naczynie. Nigdy się nie przelewał, nigdy nie było dziurawe. Nie umiała porzucić bólu, bo nie potrafiła pogodzić się z przeszłością. A ona nie chciała tego, bo nie pragnęła o niej zapomnieć.

Violetta, mimo wszystko, chciała pamiętać o wszystkim, co spotkało ją w życiu. Zarówno dobre chwile, gdzie spędzała je wśród przyjaciół, jak i osobami, które kochała ponad swoje życie. Nie chciała porzucić wspomnień, gdzie godzinami rozmawiała z Fran i Cami o wszystkim, co przeżyła w studiu podczas ich nieobecności, a także, kiedy jej tam zabrakło, z powodu choroby; o ich wspólnym plotkowaniu, śmiechu, płaczu i tym ogromnym wsparciu; gdzie pierwszy raz napisała piosenkę i marzyła, aby mama ją usłyszała. Nie mogła znieść myśli, że mogłaby zapomnieć o tym, że wśród uczniów studia odnalazła swoją prawdziwą miłość — osobę, za którą oddałaby wszystko. Mimo licznych kłótni, sprzeczek i zerwań, zawsze odnajdywali drogę do siebie, bo według Violetty — byli sobie pisani. Dlatego, nie potrafiąc znieść bólu kolejnego rozstania, stworzyła postać Roxy, mając nadzieję odzyskania Leona. Nie miała jednak możliwości przewidzieć tego, że szatyn zakocha się w wytworze jej wyobraźni. 

Lecz wciąż udawała Roxy, tylko po to, by nie zniszczyć jego serca i choć w małym stopniu być jego; jego miłością.

Choć straciła go na własne życzenie, starała się robić wszystko by go odzyskać. Nie chciała by i on utonął w odmętach ich miłości, skazując się na wieczne potępienie. Ból po stracie Leona, był jednak zbyt silny, by sama mogła go udźwignąć. Nie mogła pozbierać się po jego odejściu i stracie. Dlatego problemy w europejskiej fili, firmy jej ojca, były dla niej błogosławieństwem. Wtedy wyjazd do Barcelony i zniknięcie na kilka tygodni z jego oczu, było najlepszym sposobem na, choć małe zagojenie ich ran i uratowaniem tych biednych, złamanych serc. Lecz tygodnie zmieniły się w miesiące, a one w lata. Wyłączony na lotnisku w Buenos Aires telefon, nie został włączony do tej pory, a jedyną osobą, której powierzała swoje sekrety, stał się Federico.

Każdy wieczór niósł za sobą wspomnienia i ból. Noc wypełniała się koszmarami i jej płaczem. Wszystko straciło sens, a ona zrozumiała, że to jest właśnie jej kara. Skazanie na samotność i odrzucenie. I kiedy chciała, to wszystko rzuć, pragnąć, odbudować swój świat od nowa, fundamenty runęły jak domek z kart. Nawrót choroby uderzył w nią niczym obuch, otwierając kolejną ranę i łamiąc jej serce jeszcze raz. Powolna utrata głosu dla Casillo było znakiem pokuty i karmy. Własnej drogi krzyżowej, którą tworzyła przez te wszystkie lata swojego życia. Było dla niej karą za grzechy i wszelkie krzywdy, które świadomie i nieświadomie robiła innym.

you are the reason || leónettaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz