18.|| una esperanza, una canción

504 16 7
                                    

❝nadzieja❞

Zamknęła oczy, biorąc głęboki wdech, żeby uspokoić swoje ciało, po krótkim biegu. Od kilku tygodni oglądała wciąż te same, białe ściany. Słyszała te same głosy, które niczym mantra hulały po jej głowie, nie dając jej utęsknionego spokoju. Szalała w niej ogromna burza, która wzbierała się, przy każdej wizycie lekarza, dlatego chwilowa ucieczka ze szpitalnych murów, była spełnieniem jej marzeń.

Szanse zaczynały rosnąć, a wraz z nimi, jej chęć do ciągłej walki.

Nie zmieniało to jednak faktu, że cały czas bała się przyszłości, która pomimo malowania się w jasnych barwach, przerastała ją. Nie zliczyła ile razy, przez ostatnie tygodnie wypłakiwała się w poduszkę, by rano udawać, że wszystko jest dobrze, a ona sama nadal usilnie walczy o przyszłość, która przez tak długi czas była na wyciągnięcie ręki. Nie potrafiła przyznać, najbliższym, że wraz z kolejną operacją, ból, który ponownie zaczynał rozwijać się w jej wnętrzu, tylko rósł, a ich obecność była niewystarczająca. Zastanawiała się nad tym, czy lepiej nie było po prostu zrezygnować i zapomnieć o marzeniach, nawet jeśli, cel ich osiągnięcia jest tak blisko spełnienia.

Jednak, za każdym razem, gdy rezygnowała, Leon. Niczym jej anioł stróż pojawiał się obok i wspierał ją, najlepiej jak potrafił. Właśnie dlatego wszystkie przeszkody pokonywała tak lekko i prosto. Dzięki jego pomocy, jego miłości i byciu przy niej. Sama jego obecność pomagała jej przejść przez wszystkie godziny spędzone w szpitalnej sali i trzymać się nadziei, gdy usypiano ją do operacji.

Zastanawiała się, dlaczego jest taką szczęściarą, gdy liczba jej grzechów z pewnością przewyższała wszystkie jej dobre uczynki. Wiedziała, że nie jest wystarczająco dobra, a tymczasem wszystko zaczęło układać się, jak w idealnej bajce. Sama zaczynała myśleć, że wszystko zmierza w stronę szczęśliwego zakończenia i może to jednak ją ratowało.

Zmachana podparła się murka i usiadła na nim, głęboko oddychając. Otworzyła oczy, patrząc na Federico z mordem w oczach, po tym, jak wpadł na genialny w jego zamyśle, pomysł z bieganiem. Violettcie wydawał się adekwatny do sytuacji, skoro miała wrócić do studia i dokończenia swojej muzycznej edukacji. Trening taki jak ten miał pomóc powrócić jej do kondycji sprzed kilku lat i życia, które wtedy prowadziła.

— Kiedyś cię zabije, Federico. — Odparła twardo, posyłając mu uśmiech, który miał na celu go przerazić, ale wywołał tylko jego śmiech. Pokręcił głową i usiadł przy jej boku, podając jej butelkę z wodą, którą zostawili przy murku. — Żebyś wiedział, nawet Ludmiła cię nie pozna.

— Tak, tak. — Pokręcił ze śmiechem głową, gdy szatynka zaczęła pić wodę, nie spuszczając z niego swojego wzroku. — Fiołku, miałaś nie nadwyrężać swojego głosu, tak? Już dosyć dzisiaj z nami pogadałaś.

— Brakowało mi tego. — Szepnęła z uśmiechem, gdy zakręciła butelkę i położyła ją na swoich kolanach. — Tych głupich rozmów, śmiechu i śpiewu, chociaż zaśpiewałam zaledwie dwa wersy.

— Będziesz jeszcze koncertować po stadionach, zobaczysz.

— Najpierw muszę skończyć naukę w studiu. — Stwierdziła, obdarzając go uśmiechem. — To będzie wyglądać zabawnie. — Zaśmiała się, widząc w podświadomości, jak być może będzie to wyglądać. — Ja wśród nastolatków.

— To tylko pół roku. — Odparł Włoch, wstając z murku i stając naprzeciwko przyjaciółki. — I znów oczarujesz wszystkich swoim głosem i tańcem. — Dodał, sprawiając rumieńce na policzkach Violetty.

— Nie byłabym tego taka pewna. — Jej głos się załamał, ale nie odczuwała już tak silnego bólu, jak na samym początku. Minęło już sześć tygodni od drugiej operacji, wedle której miała zacząć ponownie mówić. Tak też się stało, ale nadwyrężając struny głosowe, nadal odczuwała ból. Termin ostatniej operacji zbliżał się wielkimi krokami, sprawiając, że nie mogła czuć się bardziej szczęśliwa, a jednocześnie przerażona. — Na pewno pojawili się lepsi ode mnie.

you are the reason || leónettaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz