I keep running into walls that I can't break down

359 43 34
                                    

Wciąż wpadam na ściany, których nie potrafię przebić. 

~ ~ ~

Zrywam się z łóżka, czując jak serce łomocze mi w piersi. Rozglądam się wokół oświetlonego przez słońce pokoju, powoli przypominając sobie, gdzie jestem i co się stało. Zasnąłem z Cainem w ramionach, przyciskając go do piersi nawet długo po tym, jak w końcu zdołał się uspokoić, ale teraz łóżko jest puste i chłodne, jakby wcale go tutaj nie było. Może to wszystko było tylko okrutnym snem.

Przecieram zmęczoną twarz, nie wiedząc czemu w ogóle już się obudziłem. Musi być cholernie wcześnie, bo jest zimno, a las za oknem skrywa się w gęstej mgle. Obstawiam piątą, może szóstą rano, co i tak oznacza, że to moja najdłużej przespana noc od dobrych siedmiu miesięcy. Nawet pomimo przykrych okoliczności i wciąż odbijającego się w głowie płaczu, spałem niemal jak dziecko. Bo on był tuż obok. Czułem przy sobie jego ciało, słyszałem równomierny oddech, który przyniósł mi chwilę ukojenia. To było tak prawdziwe, tak realne, że przez moment zdołałem zapomnieć o wszystkim co nas teraz dzieli. Co niestety niczego nie zmienia. Nadszedł nowy dzień i nawet boję się pomyśleć, jak Cain zareagował, kiedy obudził się przy moim boku. Wnioskuję, że nie najlepiej, skoro od razu spierdolił.

- To będzie długi dzień – mamroczę, upadając z powrotem na poduszkę. Nie ma go tutaj, więc mogę dłużej wylegiwać się w pościeli i niczym największy świr wdychać zapach, jaki po sobie pozostawił. Mógł się zmienić, mógł mnie odrzucić i znienawidzić, ale jego zapach pozostał taki sam. Może będę udawał, że śpię przez cały dzień i zaczekam tutaj na niego do wieczora? Nie byłby to tak zły pomysł, gdyby nie to, że pewnie Cain wcale tutaj nie wróci, dopóki stąd nie wyjdę.

Zamykam oczy i przytulam się do poduszki, mocno nabierając powietrza. Kiedy ponownie je otwieram, mój wzrok pada na ciemny materiał bluzy ze znajomym napisem. Podnoszę się raptownie i sięgam, by ją rozłożyć i się upewnić. Pieprzony Amsterdam, wyszyte jak byk. Dla pewności mrugam kilka razy, ale napis się nie zmienia. To moja cholerna bluza i jestem pewien, że ją wywaliłem, więc co tutaj robi? To nawet nie jest jego rozmi... I nagle mi się przypomina. Cain obudził się w nocy, bo miał koszmar i pierwsze co zrobił, to sięgnął pod poduszkę po moją bluzę.

Serce mi przyspiesza, kiedy śledzę palcami biały nadruk. To musi coś oznaczać. Cholera, nawet ja chciałem wywalić tą głupią pułapkę na turystów, a on ją zachował. I jestem pewien, że nosi pod ubraniem zawieszkę z naszymi udawanymi obrączkami. Wczoraj mógł mnie wołać przez to, co zobaczył w swoim śnie, mógłby się z tego wywinąć, ale bluzy nie ma jak sensownie wyjaśnić. Zachował ją z sentymentu, albo tęsknoty, bo może... może wcale nie czuje do mnie tego, czego tak się zarzeka w ostatnim czasie. Musi mu wciąż na nas zależeć. Tylko dlaczego nie chce tego przede mną przyznać? Czemu wciąż mnie od siebie odpycha?

Gwałtowny huk, jakby błyskawica uderzyła gdzieś pod ziemią, sprawia, że zamieram, zostawiając za sobą własne przemyślenia.

Co to było, do chuja?

Ostrożnie wychodzę z łóżka, nasłuchując każdego dźwięku. Może mi się przesłyszało, ale przysięgam, że dom się zatrząsnął pod wpływem tego... Wybuchu. Pieprzone miny!

Biegiem rzucam się do wyjścia, pędząc korytarzem, aż nie docieram do schodów, widząc przed głównymi drzwiami Cilliana, który z założonymi ramionami swobodnie opiera się plecami o ścianę.

- Co się dzieje? – pytam, już spokojniej schodząc po stopniach. Nie mam na sobie butów, a już wszyscy wiemy jak cudownie wygląda moja współpraca ze schodami.

g l o o m | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz