ROZDZIAŁ VI

90 5 2
                                    

Cóż... poczekam aż pójdzie spać. Jak można tak ciągle siedzieć? Ehh... dobra pierdole,wychodzę. Zakładam przewiewną kurtkę.
- Idziesz gdzieś?
- Em... Tak.
- A gdzie?
- Nie powiem, muszę coś załatwić hehe...
- No dobra.
- Dobra to idę.
- Przez okno? To piąte piętro...
- Noi co? Najwyżej się połamie.
- Aha...
A teraz do królewicza... Tylko co ja mu powiem? Eh... O! Nie zauważyłem, że dziś pełnia księżyca. Miasto wygląda wyjątkowo uroczo. Kto to mówi? Człowiek, który zabija ludzi? Eh... jestem okrutny, ale... oni mnie skrzywdzili. Pamiętam jak była impreza u Fye'a, a tego dnia zabiłem kochanka swojej matki. Zasłużył sobie hehe... Godzina 23.50, a ja sobie chodzę heh... Dobra, jaki to był adres? Gdzie on mieszkał? Przeszukuje telefon. Mam! Hm... trochę to zajmię, ale trudno.

Perspektywa Fye'a

Gdy patrzę się w ten widok miasta to odrazu mam to przed sobą. Opowiadającego jak jest w Paryżu. Zawsze marzyłem o tym, aby być tu z nim.  Czy kiedykolwiek się to spełni? Jestem sam, Alec gdzieś poszedł nawet nie wiem gdzie. Jak sobie tak myślę, to może Mekuro sobie kogoś znalazł? O mnie mógł zapomnieć... Wiele tutaj bogatych ludzi, modnych. Na dodatek jest tu romantycznie, więc łatwo się zakochać. Mówi się trudno. O! Sms od taty. Pisze, czy udała się podróż. No oprócz jednej rzeczy... Wszystko ok, tak mu odpiszę.
Z perspektywy Aleca

Wszedłem do jego domu, oczywiście nie śpi.
- No witam...
- Heh?! (Wystraszył się)
- Nie poznajesz mnie?
- A-A-Alec? Co ty tu robisz? Skąd się tu wzięłeś?
- Jest wycieczka Mekuro.
- Jaka wycieczka?
- Eh... normalna.
- Ahaś.
Biorę jego rękę.
- Widzę, że rany się zagoiły. Na twarzy też.
- No tak...
- I co jak tu się żyje?
- Normalnie.
Nie spodziewałem się innej odpowiedzi.
- Nie chcę tego mówić, ale jesteś okrutny.
- Dlaczego?
- Złamałeś komuś seldusko.
- ...
- Mekuro żartuję, wiem, że musiałeś.
- Może i ja to skrzywdziłem, ale mnie ktoś też skrzywdził...
- Kurwa! Mekuro! To było kilka lat temu! Nadal jesteś pamiętliwy... No, ale ja nie po to.
- To po co?

Perspektywa Fye'a
Jest 1.30, a go nie ma. A tak w ogóle, to gdzie on poszedł? Ponad dwie godziny go nie ma. Mówi się trudno, idę spać.

Rano

- Pobudka królewiczu.
- Co?
Otworzyłem oczy nade mną stał Alec.
- Ubierz się idziemy na miasto.
- A w nocy to gdzie się było?
- A co mam się tobie spowiadać?
- No nie.
- No to ubieraj się.
Wyszedłem z łóżka i poszedłem do łazienki. Ubrałem się i uczesałem włosy.
- Już jestem.
Muszę przyznać, że Alec zaczął dbać o siebie.
- Masz jakiś główny cel?
- Nie, a ty Fye?
- Myślę aby pójść w pewne miejsce...
- To choćmy.
Udaliśmy się, aby zobaczyć wieżę Effila. Bardzo mi się spodobała.
- Piękna! Idziesz ze mną zobaczyć widok miasta z niej?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo kiedyś już tu byłem.
- Aha... to idź, tam coś porób.
- Jak sobie życzysz.
Poszedłem kupić bilet.

Z perspektywy Aleca

Skoro mały idzie na wieżyczkę, to ja idę coś zjeść. Udałem się do restauracji co wczoraj zauważyłem tatę Mekura. Zajęło mi to pół godziny. Wszedłem do środka, już czułem ten piękny zapach. Jest jeden problem.  Jak ja się z nimi dogadam?! Mierzę okiem salę czy nie ma wolnego stolika i widzę Mekuro. Podejść do niego po tej rozmowie czy nie? Dobra idę.
- No witam księcia.
- Alec przestań mnie tak nazywać, twój tato jest bogatszy od mojego. Co tu robisz? I dlaczego sam?
- Hehe...
- Gdzie jest Octavianek?
- No... W hotelu...
- Szkoda, że się na mnie obraził. Chciałbym to zobaczyć.
- No wiesz hehe...
Może go zobaczysz. Nie wiem czy chcę króliczka zaprowadzić do wilczka.
- To moje marzenie.
- Mogę usiąść?
- Tak, zamawiasz coś?
- No... Mam mały problem, bo nie mówię po francusku.
- Ja zamówię za ciebie, a co chcesz?
Wskazuję tą nazwę potrawy, którą wczoraj przez przypadek wybrałem.
- Aha... A do picia?
- Wodę, chociaż... albo nie.
- Dobra.
Mekuro zawołał kelnera i coś tam zamawia.
- Za 30 minut będzie jedzenie gotowe.
- O, to dobrze.
Minęło 45 minut, a Fye nie dzwoni.
- Mekuro wiesz może gdzie tu jest łazienka?
Wskazuje na drzwi. Dobra teraz muszę jakoś wyjść oknem. Najwyżej nie wrócę. Idę pod wieżę Effila i nie widzę go. Wróciłem do hotelu, a tam też go nie ma. Gdzie on może być? A może się zgubił? Dobra... przypomnij sobie gdzie mógł iść. Mam! Szedłem ulicami miasta, ściemniło się wokół. Och, biedny Fye zgubił się. Niedługo wyjdę poza główne ulice miasta, a go nie znalazłem. Wszedłem do jednej z mniej popularnych ulic.  Zszokowałem się. Widziałem Fye'a z jakimś typkiem.
- Alec!
- Co?~ nieznajomy
- Już nic, ja idę.
- Alec pomóż mi!
- Mówiłem chyba, że idę?
- Nie słyszysz? Twój przyjaciel idzie, a ty wyskakuj z kasy, bo inaczej pożegnasz się z światem.
Wziąłem otworzyłem torbę którą miałem przy sobie, wyciągnąłem pistolet i strzeliłem.
- Alec coś ty zrobił?
- Nic wielkiego.
- ...
- No co? Uratowałem cię, więc pomóż mi pozbyć się ciała.
- C-c-co?
- No chyba sam nie dam rady?
- D-d-dobra.

Perspektywa Fye'a

Właśnie przyczyniłem się do zbrodni. Mam czyjeś ślady krwi na swoich dłoniach. Co ja zrobiłem? To do mnie nie podobne. Cóż... koleś groził mi śmiercią, gonił mnie, bo się zgubiłem. Ale żeby odrazu zabić?
- Alec co mam z tym zrobić?
- Z czym?
- Z dłońmi.
- A... musisz porządnie umyć.
- Dobrze.

Po porządnej kąpieli wszedłem do pokoju. Czuję się o wiele lepiej.
- Mów, dlaczego się zgubiłeś.
- A, więc tak. Gdy już miałem iść do hotelu spotkałem człowieka. Okazało się, że mówi po polsku, więc się zagadałem. Zaproponował mi abym mu pożyczył pieniądze. Odrazu zauważyłem, że ćpa, więc odmówiłem. On zaczął mnie gonić. Noi tak daleko, że wbiegliśmy w te ulice. A resztęjuż sam wiesz.
- A gdzie byłeś, kiedy miałeś iść do hotelu?
- Hehe... na zakupach.
- Ahaś, dobranoc.
- Dobranoc

Dziękuję za przeczytanie rozdziału.
Jak obiecałam jest maratonik. Trochę nudna ta książka, ale cóż... akcja dopiero się rozkręca


||Prawie taki jak ja||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz