Tom nigdy nie rzucał słów na wiatr. Owszem manipulował ludźmi i wykorzystywał ich, ale nigdy nie łamał przysięgi. Z resztą, nie musiał obiecywać Lydii, że jej nie zostawi. Nie chciał jej zostawiać. Była najbliższą mu osobą, znała wiele jego sekretów. No i to uczucie, które nie dawało mu spokoju...
Czy jest możliwe, aby to była miłość? Zadawał sobie to pytanie wiele razy. Nie znał miłości, była dla niego kompletnie abstrakcyjnym pojęciem. Wmówił sobie, że to słabość. Rzeczywiście, przy Lydii czuł, że może zrobić dla niej wszystko. Wątpił w swój genialny plan zdobycia władzy i nieśmiertelności, ba, żałował tego, co zrobił! Lord Voldemort odczuwał żal! Tak, miłość jest słabością, ale mimo wszystko Tom chciał tej słabości. Miał wrażenie, że przy Lydii może być słaby, że jest przy niej bezpieczny. Jej towarzystwo koiło nerwy, przynosiło spokój.
Spędzali ze sobą dużo czasu. Zazwyczaj na pokątnej w nowej lodziarni Floriana Fortescue. Właściciel był znajomym matki Lydii. Często zapraszał ich, aby wypróbowali nowy smak lodów. Dużo rozmawiali, jak za czasów szkolnych.
Tom nie pojawił się już u Chefsiby, chociaż był pewny, że jest w posiadaniu dwóch bardzo ważnych dla niego przedmiotów. Czarka Helgi Hufflepuff i medalion Salazara Slytherina. Dwie nowe zdobycze, kandydaci na horkruksy. Merlinie, pragnął ich tak bardzo! Ale musiał działać powoli, bał się, jak zareaguje na to Lydia. Stąpał po cienkim lodzie, dlatego potrzebował dobrego planu.
Tamtego popołudnia Lydia była nieobecna i przybita. Przyszła do niego po pracy i wyszli na Pokątną. Tom nie wiedział, czy powinien pytać co się stało, dlatego czekał. Stwierdził, że jeżeli było to coś ważnego, kobieta sama mu to wyzna.
- Tom, muszę ci coś powiedzieć. Mój ojciec... - głos jej się załamał – zmarł dziś w nocy.
- Przykro mi – wyksztusił Tom, bo nie wiedział, co się mówi w takich sytuacjach. Lydia przytuliła się do jego boku.
- Po prostu bądź teraz, dobrze?
- Jestem.
***
Lydia przeżywała trudne chwile. Ojciec był jedną z najważniejszych osób w jej życiu. Nie mogła się pogodzić ze stratą. Dlatego gdy Chefsiba zaprosiła ją do siebie, poprosiła Toma, aby jej towarzyszył. Znała naturę ciotki. Uwielbiała gadać i nie miała przy tym za grosz wyczucia.
- Naprawdę szkoda, twój ojciec był wspaniałym człowiekiem, skarbeńku. Bujdka! Przynieś jeszcze ciasteczek z kremem! – trajkotała bez przerwy – Teraz obowiązki spadają na ciebie, złociutka, ach, gdybyś miała rodzeństwo, o nic nie musiałabyś się martwić. Musisz przynosić chlubę naszemu nazwisku, naszemu rodowi! Ogromne mieszkanie rodziny Smith, to wszystko na twojej głowie...
- Majątek – wtrąciła Lydia bezbarwnym głosem – nie mam pojęcia, jak tym zarządzać...
- Och – Chefsiba westchnęła zakłopotana – majątkiem nie musisz się przejmować, kochanie. Twój ojciec przepisał go mnie.
- Ale... myślałam że ojciec zostawił go dla mnie.
- Nie moje dziecko. Widziałam testament. Majątek rodziny Smith należy do mnie.
Lydia wbiła wzrok w podłogę. Kompletnie nie rozumiała zaistniałej sytuacji.
- Ojciec przepisał wszystko mnie – szepnęła do Toma – jestem pewna.
Tom analizował usłyszane informacje. Interesowały go tylko dwie rzeczy: czarka i medalion. Chefsiba zdradziła mu kiedyś, że są w jej rodzie od pokoleń. Skoro majątek należał do ojca Lydii, oznacza to że czarka i medalion także. Zatem ich prawowitą właścicielką jest teraz Chefsiba, choć powinna nią być szatynka siedząca po jego lewej stronie...
Zanim wizyta u ciotki się skończyła, Tom ułożył w głowie całkiem niezły plan.

CZYTASZ
Vow | Tom Riddle
Fanfic- Bujdka! - zawołała Lydia, wchodząc do mieszka Chefsiby Smith. Skrzat zmaterializował się przed kobietą. - Witam panienko. Ciocia panienki jest w salonie, przyjmuje gościa. - W takim razie, zobaczmy co to za gość - odparła kobieta, podając skrzatu...