Początkowo wszystko szło gładko. Panna Lydia Smith i pan Archibald Adams, jej daleki krewny z Ameryki weszli do banku Gringotta w samo niedzielne południe, w godzinach szczytu (gdyż, jak wiadomo, najciemniej pod latarnią). Mieli ogromne szczęście, bo nie stali w kolejce. Stary goblin, który ich obsługiwał, ledwie zerknął na pozwolenie i od razu zaprowadził ich w głąb budynku, mrucząc coś o tym jak znana i szanowana jest rodzina Smith. Droga do skarbca, choć prowadziła przez długie i kręte korytarze, minęła nadzwyczajnie szybko. Ani się obejrzeli, a stali przed otwartym skarbcem.
Tom nigdy nie widział tak dużej ilości złota w jednym pomieszczeniu. Monety, puchary, zbroje, miecze, biżuteria... trudno opisać ogrom kosztowności.
- Drętwota! – zaklęcie na goblina rzuciła Lydia – zabieramy się do pracy. Zacznij od biżuterii prababki, leży tam, po lewej. Ja zajmę się prawą stroną.
Nie tracili czasu na zbędne komentarze. Tom czuł, że szczęście go opuszcza, przyjemne uczucie, że wszystko się powiedzie, zniknęło. Dopadły go wątpliwości, ale wszystko przestało się liczyć, gdy go zobaczył. Medalion. Leżał wśród wielu innych, ale ten był wyjątkowy. Podwoił go i schował oryginał od kieszeni. Rozejrzał się, ale czarki nie znalazł.
- Spakowałeś wszystko do torebki? Położyłam ją na środku komnaty.
- Tak, spokojnie.
Praca była dość mozolna, ale sukcesywnie podwajali i pakowali kosztowności. Lydia nerwowo spoglądała na zegarek. Nie spodziewała się, że zajmie to im tak wiele czasu.
- Tom, poczekaj. Musimy się pośpieszyć. Skopiuj jeszcze tamte woluminy i wychodzimy.
Lydia wyciągnęła eliksir szczęścia.
- No, to teraz moja kolej.
Już miała unieść fiolkę do ust, gdy wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Smok na zewnątrz ryknął, Tom upuścił kryształowe naczynie, a goblin wciągnął głośno powietrze, odzyskując świadomość.
- Drętwota! – Tom ponownie oszołomił goblina – nic ci nie jest?
- Mnie nie – powiedziała powoli – ale patrz na Felix Felicis.
Fiolka leżała rozbita. Złoty płyn mienił się na posadzce.
- To nic – powiedział Tom, choć sam nie był pewien, kogo chce przekonać – kontynuujemy plan, prawda?
Lydia powoli skinęła głową.
Tak też zrobili. Po modyfikacji pamięci goblin nie zdradzał najmniejszych oznak, jakoby coś było nie tak. Mimo to Lydia i Tom byli bardziej spięci niż w drodze do skarbca. Brakowało składniku szczęścia do planu idealnego.
- Dziękujemy za profesjonalną obsługę – powiedziała z uśmiechem Lydia i wzięła Toma pod rękę. Skierowali się do wyjścia, ale zatrzymał ich głos goblina.
- Panno Smith, proszę chwilę poczekać!
Lydia odwróciła się. Najpierw zobaczyła biegnącego goblina, potem strażników zbliżających się w ich stronę, a na samym końcu, pomiędzy innymi klientami banku, zaskoczoną okrągłą twarz swojej ciotki.
- Zdaje się, że na nasze nieszczęście Chefsiba też dziś postanowiła zajrzeć do skrytki.
Lydia była zbyt oszołomiona, aby zareagować na czas. Dopiero gdy Tom rzucił pierwsze zaklęcie zdała sobie sprawę, co właśnie się wydarzyło. Zostali złapani na gorącym uczynku.
Stali odwróceni do siebie plecami, odpierając atak strażników banku. Była ich tylko dwójka, ale ich umiejętnościom nie dorównywał nikt w tej sali. Z łatwością rzucali zaklęcia, ale Tom wiedział, że wkrótce braknie im sił. Szybko złapał Lydię za rękę i deportował się.
Pięć zaklęć rzuconych przez strażników spotkało się w miejscu, gdzie przed sekundą stali Lydia i Tom, i spowodowało eksplozję w samym środku holu banku Gringotta.
CZYTASZ
Vow | Tom Riddle
Fanfic- Bujdka! - zawołała Lydia, wchodząc do mieszka Chefsiby Smith. Skrzat zmaterializował się przed kobietą. - Witam panienko. Ciocia panienki jest w salonie, przyjmuje gościa. - W takim razie, zobaczmy co to za gość - odparła kobieta, podając skrzatu...