Rozdział II

4.3K 158 20
                                    

Stanęłam przed drzwiami dyrektora pełna sprzecznych emocji. Wiedziałam, że nic złego nie zrobiłam, a mimo to nie potrafiłam odepchnąć od siebie uczucia niepokoju. Podskórnie czułam, że coś miało się wydarzyć. Coś, co niekoniecznie mi się spodoba.

Odetchnęłam dwa razy, przygładziłam szatę i zapukałam trzy razy w grube, dębowe drzwi.

- Proszę wejść!

Naparłam całym ciężarem ciała, aby móc otworzyć wejście. Dumbledore siedział za biurkiem i przeglądał jakieś papiery, więc niespiesznie ruszyłam w jego kierunku.

Byłam w tym gabinecie zaledwie dwa razy, jednak z tego co zauważyłam nic się w nim nie zmieniło -te same portrety byłych dyrektorów, myślodsiewnia, Fawkes. Nawet dywan był ten sam, co podczas mojej ostatniej wizyty tutaj.

Dyrektor uniósł głowę i obdarzył mnie uśmiechem. Czy to oznacza, że nie mam kłopotów?

Wyciągnął jedną rękę przed siebie i wskazał krzesło na przeciwko biurka.

- Usiądź proszę.

Zauważyłam, że jego druga dłoń była czarna i pomarszczona. Pamiętam, jak Harry opowiadał, że coś dziwnego dzieje się z Dumbledorem. Starając się za bardzo nie przypatrywać, usiadłam we wskazanym miejscu.

- Czy coś się stało, panie dyrektorze? - cholerna niepewność. A myślałam, że uda mi się ją zamaskować.

Zamiast opanowania, poczułam jeszcze większy niepokój, kiedy nienaturalnie błękitne tęczówki przewiercały mnie na wylot.

- Hermiono - oho, poważny ton... to nigdy nie wróży niczego dobrego. - Chciałbym, abyś godzinę po meczu quidditcha przebrała się w swoje mugolskie ubrania i przyszła z powrotem do mojego gabinetu.

Poczułam, że moja szczęka zjeżdża w dół. Tego się nie spodziewałam.

- A po co? - zapytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Dyrektor obdarzył mnie dobrotliwym uśmiechem.

- Twoja mama chce się z tobą spotkać, a więc dostaniesz się do niej za pomocą mojego kominka.

Moja mama? Ale po co? Nigdy wcześniej nie chciała się ze mną spotykać w trakcie roku szkolnego. No, nie licząc ferii świątecznych i zimowych, ale to co innego. Wtedy wszyscy mogli opuścić szkołę, aby spotkać się ze swoimi rodzinami.

- Czy coś się stało? - zapytałam po chwili. - Czy coś z moim tatą?

Widziałam, że zawahał się na moment.

- I tak, i nie.

- To znaczy? - zaczynałam się denerwować. Po co te zagadki?

- O wszystkim poinformuje cię mama. Prosiła mnie, abym pozwolił jej zrobić to osobiście.

Aha. Czyli muszę czekać do zakończenia rozgrywki w Quidditcha? Przecież ja tam nie usiedzę.

- Niczego więcej się od pana nie dowiem, prawda? - zapytałam, choć dobrze znałam odpowiedź.

Pokręcił głową,rozbawiony moją bezpośredniością.

- Niestety. A teraz proszę udaj się na mecz, a godzinę po jego zakończeniu zjaw się tutaj z powrotem, dobrze?

- Dobrze, panie dyrektorze.

Udałam się do wyjścia z jeszcze większym mętlikiem niż przed przyjściem. Co się dzieje dzisiaj od rana?

*~*~*

Kiedy dotarłam na stadion, gra trwała już w najlepsze. Nie miałam ochoty tu przychodzić, jednak wiedziałam ile ten mecz znaczy dla Harry'ego i Rona. Nie mogłam ich zawieść.

Klucz do szczęścia (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now