ROZDZIAŁ XXXI

2.3K 146 28
                                    


 Stałam nad dwójką skulonych mugoli. Obserwowałam jak drżą na całym ciele, tulą się do siebie w poszukiwaniu choć namiastki bezpieczeństwa, choć kropelki spokoju. Byłam dla nich demonem śmierci, byłam obrazem nieszczęścia i zagłady. 

Gdy unosiłam różdżkę, moja twarz nie wyrażała zupełnie nic, lecz serce wyło z bólu. 

Umysł protestował, usta formowały klątwę najgorszą z możliwych.

Rozbłysk zielonego światła, sekundę później ciała nieznanych mi, zupełnie niewinnych osób upadły na ziemię. Bez woli, bez życia. Bez perspektyw na jutro, za chwilę, na jakąkolwiek przyszłość. 

Moje ciało stało bez ruchu, oczy beznamiętnie obserwowały całą scenerię, a w środku szalałam. 

Moje serce pękało na kawałki, dusza rozrywała się z każdym kolejnym aktem zła. 

Czułam, że umieram razem z każdą osobą, która cierpiała z mojej winy. 

Czułam, że moje serce nie wytrzyma. 

Wiedziałam, że jeszcze trochę, a umysł nie wytrzyma na pewno. 

Nie wiedziałam w jaki sposób zaklęcie imperius wpływało na innych ludzi. Słyszałam pogłoski, ale nigdy nie miałam możliwości rozmowy z ofiarą. 

Mi klątwa nie odebrała zdolności myślenia, czucia, postrzegania. Zabrała mi wolę, kontrolę nad ciałem, a zostawiła świadomość.

Nie byłam Harry’m, nie potrafiłam jej zwalczyć.

Byłam zamknięta w klatce z własnego ciała. Uwięziona, niezdolna do jakiegokolwiek własnego ruchu, gestu, słowa. Niezdolna do niczego, prócz wykonywania rozkazów tyrana. 

- Bardzo dobrze, moja córko - usłyszałam znienawidzony głos przy uchu. Zgodnie ze swoim zwyczajem, złapał kosmyk moich czarnych, nieco dłuższych już włosów i przyłożył do nozdrzy.- Czeka nas kolejne zadanie. 

Krzyczałam,  protestowałam. Biłam, gryzłam, szarpałam. Wyzywałam, przeklinałam na wszelkie sposoby.

Moje ciało posłusznie się odwróciło i ruszyło za swoim panem. 

*

Przekopywałam grób Dumbledore’a. Dłoń zgrabnie manewrowała różdżką, usuwając monument, bezczeszcząc miejsce spoczynku najdzielniejszego człowieka naszych czasów. Człowieka, którego szczerze podziwiałam i szanowałam, a teraz zakłócałam jego spokój. Czułam do siebie obrzydzenie. Moje serce krwawiło, nienawiść do siebie pulsowała w moich żyłach, gdy schylałam się, by wyjąć różdżkę spomiędzy sztywnych dłoni byłego dyrektora i podać ją Voldemortowi. 

Uśmiech zadowolenia wykrzywił jego wąskie wargi, gdy z pieczołowitością uniósł ją do góry i zaczął podziwiać. Machnął i jednym zaklęciem sprawił, że monument pękł w pół - był nie do użytku. 

Mogłam tylko stać i patrzeć, wewnątrz wyjąc z rozpaczy.

*

Machnięciem różdżki zniszczyłam budynek stojący przy głównej drodze. Drugim zaklęciem podpaliłam ruinę. 

Wiedziałam, że w środku znajdują się ludzie, czarodzieje, których jedynym przewinieniem było udzielenie schronienia uciekinierom. 

Nie chciałam niszczyć ich mieszkania.

Nie chciałam ich zabijać.

To było złe, ja byłam zła. 

Próbowałam się powstrzymać, próbowałam przezwyciężyć klątwę. 

Klucz do szczęścia (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now