(04.) ultimatum

139 16 0
                                    

━━━━━ 🃏 ━━━━━

ULTIMATUM
chapter four

━━━━━ 🃏 ━━━━━

Michael wrócił na komisariat, choć szczerze mówiąc nie miał na to w ogóle ochoty. Agentka podobno ulotniła się szybciej, chcąc być już do dyspozycji tam gdzie trzeba, ale na szczęście się nie zobaczyli. Detektyw nie miał zamiaru być miły i uczynny, bo w pracy to była u niego rzadkość. Poza tym był przemoknięty i przemarznięty. Nadal uważał że ta cała współpraca, to tylko czysta głupota i nie zanosiło się na to, aby zrezygnował w ogóle ze swojego stanowiska. To była jego sprawa i jeszcze na początku obiecał sobie, że to właśnie on, a nie nikt inny doprowadzi ją do końca. Jeśli chodziło o bycie funkcjonariuszem prawa z pasji, to Michael idealnie się wpisywał w taką rolę. Choć był nieco humorzasty i jego charakter czasami pozostawiał po sobie wiele do życzenia, to jednak od dziecka marzył, aby zostać detektywem i stać na straży prawa w Seattle. 

Komisariat nawet w środku nocy tętnił życiem. Michael zjawił się tam, mając sfrustrowaną minę. Nie dość, że ta kobieta działała mu na nerwy samą swoją obecnością, to zajęła jeszcze jego miejsce parkingowe. Musiał zostawić swój samochód gdzieś indziej, a po ulicy rozniosła się tylko wiązka przekleństw, która opuściła jego usta pod wpływem impulsu. 

– Przepraszam – mruknął, gdy przez przypadek potrącił jakąś kobietę, która ocierała chusteczką łzy z policzków. Nie miał pojęcia, o co chodzi, ale też nie zamierzał się zatrzymywać, aby dopytać, czy nie trzeba jej jakoś pomóc. Szczerze mówiąc, miał gdzieś sprawy, które nie dotyczyły jego lub których nie prowadził. Poza tym i tak miał co innego na głowie. Chciał jeszcze raz porozmawiać z Boothem na temat rzekomej współpracy z FBI. Wiedział doskonale, że nie pozwoli oddać swojej sprawy, która raczej na pewno da mu awans byle komu. A już na pewno kobiecie z agencji. Brzmiało to w sposób wyjątkowo seksistowski, ale nie obchodziło go to. 

Seeley siedział w swoim gabinecie, gdy Michael przyszedł do niego. Pisał jakiś raport, czy coś w tym rodzaju, ale blondyna to nie obchodziło. Oparł swoje dłonie o krzesło, które stało z drugiej strony biurka i spojrzał na szefa, aby ten domyślił się, o co chodzi. Zanim zdążył cokolwiek zrobić czy w jakikolwiek sposób się odezwać, starszy mężczyzna zmierzył go wzrokiem, przez co poczuł dreszcze na swoich plecach i nie był to wynik stania na deszczu pod wiaduktem z drogą szybkiego ruchu. 

– Sprawa Karciarza ciągnie się już prawie od roku. Niemalże codziennie jakiś dziennikarz bombarduje mnie serią pytań na temat śledztwa. Byłem przekonany, że dasz sobie z tym radę. Przecież byłeś i jesteś moim najlepszym detektywem, do cholery. Ale to już nie jest wyłącznie tylko nasz problem, czy problem Seattle. Ten, kto nazywa siebie Karciarzem jest cholernie inteligentny i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ogląda go już cały kraj. Trzeba się z nim uporać zanim zrobi się jeszcze większy gnój. Dobrze wiesz, że miałeś sporo czasu na to, aby go rozpracować i naprawdę bardzo mi przykro, że ci się nie udało, ale nie mogę dłużej dać robić sobie taki sajgon na moim terenie. 

– To dlaczego nie zapytałeś mnie, czy nie potrzebuje pomocy?! Zgodziłbym się na wszystko, ale nie na pieprzone FBI! Ty także powinieneś wiedzieć, że kto jak kto, ale mi można zaufać i że poradziłbym sobie bez jakiejś idiotki z FBI! Już wolałbym znosić Andersona, a nie ją. 

– Ufam ci, zrozum to w końcu! Ale nie jesteś w stanie zrobić tego sam! Po prostu nie jesteś! Chociaż masz sporo trudnych spraw na koncie, to ta jest wyjątkowo śmierdząca i już nie mogę patrzeć na to jak wypruwasz sobie przez nią żyły. 

– Powiedz po prostu, że jest ci to na rękę, że dyrektor FBI z powrotem cię głaszcze po głowie jak jebanego psa, który zrobił dobrze sztuczkę! Nie potrzebuje partnera, a już kurwa na pewno nie z federalnych! 

– Michael, zamknij się, bo zaczynasz mnie wkurwiać! Jesteś detektywem policji i twoim zasranym obowiązkiem jest mnie słuchać! Koniec tematu!

– Nie, kurwa! Ten temat się dopiero zaczyna!

– Zamknij się, bo inaczej wlepię ci kolejną naganę, a teczka z dyscyplinarką zaczyna się już kurwa nie domykać! Koniec tematu, Clifford! – warknął Booth, a wszyscy dobrze wiedzieli, że jeśli nazwiska zaczynały padać z jego ust, robił się naprawdę zdenerwowany i lepiej było go wtedy zostawić w spokoju, aby ochłonął. 

– Czemu ty mi to robisz, co? Czemu? – Blondyn nachylił się nad biurkiem od mężczyzny i spojrzał na niego. Obydwaj byli już w bojowym nastroju i wystarczyła tylko iskra, aby to wszystko potoczyło się o wiele inaczej. 

– Daruj sobie te gorzkie żale – Booth przewrócił oczami. – Albo weźmiesz się do roboty i zaczniesz zachować się tak jak należy oraz pomożesz się tutaj Red zaaklimatyzować albo składaj odznakę i wypierdalaj mi stąd! A teraz przepraszam, ale mam pewne rzeczy na głowie, które muszę zrobić, więc daj mi święty sposób. Przemyśl to, co ci powiedziałem i postępuj mądrze, bo inaczej będę zmuszony wywalić cię na zbity psyk. 

Michael wciągnął powietrze i wyprostował się, po czym spojrzeli na siebie ostatni raz i blondyn opuścił gabinet, trzaskając przy tym drzwiami. Oddychał ciężko, w dalszym ciągu przetwarzając wszystko to, co usłyszał od swojego szefa udał się do siebie. Miał nadzieje, że drogówka dostarczyła mu już raport i że to wszystko leży już na biurku. Nie był w nastroju do pogawędek, więc wszyscy pozostali, którzy pracowali na komisariacie posłusznie usuwali mu się z drogi. Blondyn prychnął pod nosem, gdy zauważył Tracy, a z nią tę brunetkę z FBI. Nie był pewien, czy specjalnie pozwolił sobie zapomnieć jej imienia, czy rzeczywiście było na tyle nieszablonowe, że rzeczywiście nie zapadło mu w pamięć. 

Michael zamknął się w swoim gabinecie, mając nadzieje, że nikt już nie będzie mu przeszkadzał. Miał serdecznie dość jak na jakiś czas i miał zamiar pokazać Boothowi, co to tak naprawdę znaczy być detektywem bez partnera. Wiedział, że Karciarz chciał coś tym morderstwem przekazać, tylko jeszcze nie miał pojęcia, o co dokładnie chodziło. I zamierzał to zrobić bez niczyjej pomocy, a już na pewno bez pomocy jakiejś agentki z FBI, która tylko działała mu na nerwy. 

━━━━━ 🃏 ━━━━━

muszę przyznać, że do napisania tego rozdziału mocno zainspirował mnie jeden epizod z detroit become humanB)

deadly cards • cliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz