1. 845

311 24 9
                                    

Żywot zwiadowcy nie był specjalnie przyjemny. Każdy dzień zaczynał się wstawaniem z łóżka, a kończył jęczeniem z bólu i przemęczenia. Rita gardziła służbą całym sercem. Nie dość, że nie cierpiała ludzi, to jeszcze pomagała im z przymusu. Młodzież wstępowała do oddziału kadetów z własnej woli, jednak ona nie. Została zmuszona do tego. Taką sytuację zawdzięczała swojej wyjątkowej umiejętności, bowiem dzięki niezwykle wrażliwym stopom potrafiła wyczuć obecność innych osób, a co dopiero tytana. Coś, co za dziecka uważała za niesamowity talent okazało się przekleństwem, które uwięziło ją w mundurze. 

Ten dzień był jednak inny, bo to co się wydarzyło, Rita miała zapamiętać do końca swojego życia. Zaczęło się od powrotu zwiadowców z ekspedycji. Poszło jak zwykle, czyli nie poszło w ogóle. Znowu stracili, a nie zyskali nic. Ona sama nie brała udziału w wyprawie, co po prawdzie ją ucieszyło. Przyszła za to przywitać kolegów szerokim, złośliwym uśmiechem. Stojąc w tłumie zauważyła, jak generał Shadis klęczy naprzeciw starszej kobietyi i wręcza jej zawiniątko. Potem był tylko lament i kondolencje. Rita nie mogła być bardziej szczęśliwa. Wyszła przed ludzi i kucnęła przy kobiecie.  

- Ja tam bym nie ryczała - powiedziała wesoło, patrząc jej w oczy - Może to tylko ręka, ale to zawsze coś. Inne rodziny nawet tego nie dostają. 

Kobieta przez chwilę patrzyła na jej, a następnie wybuchła gorzkim płaczem. To był najżałośniejszy, a równocześnie najprzyjemniejszy dźwięk z jakim Larsen miała do czynienia. Łzy i rozpacz staruszki wywołały u czerwonowłosej jeszcze szerszy uśmiech. Rita kolejny raz zatriumfowała znęcając się na biedną matką i stawiając w złym świetle swój oddział. Dodatkowo, pierwszy raz udało się wywrzeć na generale takie wrażenie, że języka mu w gębie zabrakło. Nie mógł nic odpowiedzieć, potrafił tylko patrzeć na nią z szeroko otwartymi oczami. Zareagował za to tłum gapiów i reszta żołnierzy, którzy zaczęli buczeć, krzyczeć i wyzywać ją od najgorszych. Rita wzruszyła w odpowiedzi ramionami, skłoniła teatralnie i wbijając haki w budynki wzbiła się w powietrze. Diablica zniknęła gdzieś w oddali pozostawiając za sobą wściekły tłum i lamentującą matkę poległego żołnierza. 

Larsen stanęła na nogach dopiero przed koszarami korpusu zwiadowców. Grupa niedobitków ekspedycji nie zdążyła jeszcze powrócić, więc korzystając z okazji czmychnęła do stajni, gdzie czekała na nią jej przyjaciółka, Balalanka. Był to czarny koń, największa ze wszystkich klaczy. Potrafiła unieść na grzbiecie trzech rosłych mężczyzn, ciągnąć wóz wypełniony po brzegi ciężkim sprzętem, czy przebiec ogromny dystans, którym inne zwierzęta nie dawały rady bez chwili przerwy. Ceną takiej siły i wytrzymałości była prędkość, jednak to nie sprawiało Larsen żadnego problemu. Rita nie przyszła z pustymi rękami, przyniosła klaczy marchew, którą dorwała na targu. Stanęła przed boksem i podała przysmak na wysuniętej dłoni. Zwierze zabrało ją delikatnie i zaczęło chrupać. Dziewczyna pogłaskała klacz po pysku i ucałowała na pożegnanie. Następnym jej celem był pokój, gdzie planowała spędzić resztę dnia. Wiedziała, że wezwania do gabinetu generała nie uniknie, ale miała nadzieje, że zdąży się przespać przynajmniej parę godzin. 

Zmordowani żołnierze dotarli do swoich pokoi jakąś godzinę po przybyciu do koszar. Czemu tak późno? Po takiej wyprawie było wiele rzeczy do załatwienia. Trzeba było oporządzić konie, opatrzyć rannych, których zawsze było sporo i pochować to, co zostało z ludzi niemających szczęścia. Podczas gdy pozostali zmierzali na zasłużony odpoczynek, oficerowie musieli udać się jeszcze na spotkanie, gdzie mieli omówić przebieg operacji. Do gabinetu Shadisa zaczynali przybywać wybrani żołnierze. Erwin zawsze zjawiał się pierwszy. Pięć minut później przyszedł Levi ciągnący Hanji za kucyk. Mike pojawił się jako przedostatni, za to Dita wpadł do pokoju dosłownie w ostatnim momencie. 

- Ledwo, ledwo, Ness - mruknął generał.

- Przepraszam, ale złapała mnie matka jednego żołnierza i o mało nie zabiła - tłumaczył się mężczyzna - Nie wiem o co chodziło, ale rzuciła się na mnie jak furiatka.

- Duma twojego plutonu znowu pokazała, na co ją stać - prychnął Mike krzyżując ręce i opierając się o ścinę - Gratuluję. 

Nic niewiedzący Dita zrobił tylko nietęgą minę i skłonił się nisko, przepraszając towarzystwo. 

- Jak już skończymy, masz ją ukarać - powiedział stanowczo Shadis - Tym czasem przejdźmy do rzeczy. Mam dla was kilka informacji.

W szóstkę omówili to, co wydarzyło się podczas misji. Padło też parę propozycji przyszłych ekspedycji. Podczas tego spotkania Shadis podzielił się czymś, co siedziało mu w głowie od jakiegoś czasu. Poinformował, że rezygnuje ze stanowiska generała i ustanowił Erwina nowym dowódcą zwiadowców. Początkowo Smiths nie godził się na taką zmianę, ale po dłuższych naleganiach zgodził się podjąć tak ważne zadanie. Po godzinie wszyscy wyszli z gabinetu. Levi, Mike i Ness udali się do swoich kwater, zaś Hanji wróciła do swoich badań. Erwin wolał dokończyć ten dzień w samotności, tak samo jako Shadis. Trochę później, gdy słońce powoli znikało za horyzontem, a ludzie spokojnie cieszyli się dniem, nadszedł kataklizm. 

Nagły huk i ryk obudził śpiącą Ritę, a potężny wstrząs wyrzucił ją z łóżka prosto na podłogę. Szybko wstała, podbiegła do okna i popatrzyła przed siebie. Widząc potężne cielsko ogromnego tytana nogi zaczęły się trząść. Potwór był większy od murów, a mierzyły one pięćdziesiąt metrów. Dziewczyna zrobiła kilka kroków do tyłu nie odrywając wzroku od widoku za oknem. Drugi wstrząs ocucił ją na tyle, że wybiegła z pokoju i wrzeszcząc na alarm ruszyła ku wyjściu. Z jednego z pokojów wyszła jej jedyna ludzka przyjaciółka. 

- Nanaba! Tytani przebili się przez mur!

- Co takiego?! 

- Głucha jesteś?! - odkrzyknęła, nie zatrzymując się ani na moment - To nie trzęsienie ziemi! Tytani zaraz wedrą się do miasta! 

Odpowiedzi już nie usłyszała, bo wybiegła z budynku, zatrzaskując za sobą masywne drzwi. Popędziła do stajni, gdzie czekała na nią Balalanka i sprzęt do manewrów, który zwykła tam zostawiać, gdy nie chciało jej się go zanosić w odpowiednie miejsce. Konie zdążyły już wyczuć, że zbliża się zagrożenie. Rżały i rzucały się w boksach. Rita dopadła swój sprzęt i pospiesznie zaczęła go zakładać, uspokajając przy okazji klacz swoim głosem. Nie udało jej się całkowicie wyciszyć zwierzęcia, ale przynajmniej przestało obijać się o ściany boksu. Gdy upewniła się, że pasy dobrze trzymają i gazu ma wystarczająco wyprowadziła konia na zewnątrz i wskoczyła mu na grzbiet. Szarpnęła za wodze, a koń ruszył w wyznaczonym kierunku. Larsen nie uśmiechało się ginąć za ludzi, czy walczyć o ich wolność. Miała gdzieś ich życie, bo najzwyczajniej w świecie ich nienawidziła. Było jednak coś, do czego pałała większą nienawiścią. Tytani, to ich krwi pragnęła najbardziej, a wraz z upadkiem muru miała szansę się zemścić i pomścić tego, którego kochała całym sercem. Słysząc płacz i krzyk uciekających ludzi, zdała sobie sprawę z tego, jak zła sytuacja. Kiedy cywile uciekali w jej stronę, ona parła do przodu, ledwo unikając wpadnięcia na uciekinierów. Jej oko dostrzegło pierwszego, oddalonego o spory kawał tytana. Puściła wodze, wyciągnęła ostrza i wystrzeliła haki w dach najbliższego budynku. Wzleciała do góry i pomknęła przed siebie. Tego pamiętnego dnia 845 roku, to właśnie Rita Larsen jako pierwsza przypuściła atak na tytanów. 




Zapach lata (Shingeki no Kyojin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz