Praktyki oficerskie były czymś więcej, jak wyłącznym szlifowaniem stylu walki. Umiejętności bojowe nie ograniczały się tylko do zabijania tytanów i korzystania ze sprzętu do trójwymiarowego manewru. Równie ważny był rozwój teoretyczny. Zapamiętywanie dokładnie wszystkich obecnych, jak i starych taktyk, nauka zarządzania ludźmi i sprzętem i czegoś, co Erwin z Shadisem zwykli nazywać "Polityka wojskowa". Mogłoby się wydawać, że takie bzdety były nic niewarte i nie wnosiły absolutnie nic do życia zwiadowców. Nic bardziej mylnego. Z istoty teorii i polityki bardzo dobrze zdawali sobie sprawę najwyżsi oficerowie, czego nie można było powiedzieć o przeciętnych żołnierzach, z których grona wybrano czworo do walki o przejęcie bardzo ważnego stanowiska. Dlatego z rozkazu Erwina i poniekąd przez paskudną pogodę, przez kolejne dni czwórce wybrańców zafundowano praktyczną naukę podstawowych obowiązków oficerskich. I o ile te dni minęły w miarę spokojnie, tak początek następnego tygodnia zaczął się prawdziwym chaosem.
Dzień zaczął się dla Rity fenomenalnie, bo jej wkurzający przełożony skończył dokładnie tak samo, jak ponad połowa korpusu, czyli z problemami żołądkowymi. Jakiś debil gotujący obiad dla korpusu dodał śmietanę po terminie, tym samym gwarantując jedzącym rewolucję jelitową. Dzięki bogu ona sama nie miała sposobności jej zjeść, bo Mike zafundował jej karne bieganie aż do północy. Jednak warto było wyzwać go od pozbawionego fiuta skurwysyna przy innych żołnierzach. Koło południa nie było już tak wesoło, bo Erwin, który również męczył się przewieszony przez kibel zdołał zebrać się w sobie i załatwić jej zastępstwo. Padło na Dite i jego grupę, w której notabene ćwiczył czwarty wybraniec.
Tak więc równo o trzynastej Rita pojawiła się w jego gabinecie. Kiedy weszła do środka, powitał ją niezbyt oryginalny widok. Oto Dita siedział za swoim solidnym biurkiem, skryty za stosami papierów i rozłożystą roślinką, która z pewnością miała już za sobą lata świetności.
- Och, a co my tu mamy? Czyżbyś znowu dał się wrobić w czyjąś robotę? - zaśmiała się złośliwie kierując się w jego stronę.
- Nie dałem się wrobić, tylko zgodziłem się pomóc. - poprawił ją Dita, choć w gruncie rzeczy wiedział, że jego była podwładna miała rację. Czasami sam siebie nienawidził za tak łatwe manipulowanie sobą.
- Mów co chcesz. - wzruszyła ramionami - Czego ode mnie chciałeś?
- Pomożesz mi...Właściwe, to pomożesz swojemu nowemu przełożonemu.
- Przepraszam? Mam pomóc temu zarośniętemu cwelowi? A niby z jakiej racji?! - wykrzyknęła, kładąc ręce na biodrach.
- Z takiej, że połowa tych papierów to jego robota, a skoro jesteś jedyną osobą z jego oddziału, która obecnie nie umiera przez to cholerne zatrucie pokarmowe, musisz je zrobić.
- To papiery dla pułkownika, a ja nim nie jestem. Nie mam uprawnień. - odparła szybko.
- Przyznano Ci je na jeden dzień.
- Kto mi je przyznał? Ty? Pff, nie jestem głupia, Dita, nie nabiorę się na to. Chcesz mi wcisnąć jego robotę, bo nie potrafiłeś odmówić.
- Nie ja Ci je przyznałem, tylko Erwin. - tym razem to on uśmiechnął się do niej złośliwie. - I wiem złotko, że nie jesteś głupia, w końcu mieliśmy przyjemność ze sobą pracować wielokrotnie. Dlatego zakładam, że wiesz, że słowo Erwina jest już słowem ostatecznym.
- Nie mam warunków do takiej pracy. W moim pokoju nie ma biurka. - powiedziała, choć wiedziała, że ten argument brzmiał już skrajnie desperacko.
- O to też się nie martw. Mike zgodził się, żebyś pracowała w jego gabinecie.
- Ja pierdolę...

CZYTASZ
Zapach lata (Shingeki no Kyojin)
FanfictionRok 845 wrył się w pamięć każdego człowieka. Tyle trupów i krwi nikt jeszcze nie widział, tak rozpaczliwych krzyków żaden mieszkaniec nie słyszał. Gdy cywile rozpaczliwe próbowali uciec lub schować się przed potworami, przeciwko tytanom stanęli żołn...