VII ~ HERBATA

270 26 2
                                    

Świat cały osaczała gęsta mgła, której nicość ciągnęła się w nieskończoność. Była jak noc najciemniejsza, bez chłodnego księżycowego blasku i strachliwie drżących gwiazd. Nie wiedzieć czemu, ta mleczna otchłań pożerała bez litości cały byt, pozostawiając po sobie jedynie swój blady, nikły cień. Dławiła gardło i z dziką rozkoszą zaciskała swe szpony na marnym sercu, które w utęsknieniu i resztkach nikłej nadziei uderzało miarowo, by w końcu pogrążyć się w wiecznej marze.

A o n a uśmiechała się perfidnie i — pełna ekstazy — delektowała się widokiem tej nieludzkiej agonii.

 Jak przez tę koszmarną mgłę pamiętał, co wydarzyło się od czasu, gdy odzyskawszy na plaży świadomość, został przeeskortowany do olbrzymiego ludzkiego gmachu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jak przez tę koszmarną mgłę pamiętał, co wydarzyło się od czasu, gdy odzyskawszy na plaży świadomość, został przeeskortowany do olbrzymiego ludzkiego gmachu. Pamiętał jak z trudem, powłóczyście, starał się używać nóg, lecz każdy, nawet najlżejszy krok, okazywał się istnym cierpieniem — jakby stąpał po rozżarzonych kamieniach. Omdlewał kilkakrotnie, aż w końcu ktoś zlitował się nad nim i widząc jego męki, pozwolił oprzeć się na ramieniu. Niedługo dołączyło i drugie ramię, i choć stąpanie wciąż przyprawiało go o ból niemiłosierny, szedł dalej.

Nie pamiętał twarzy ów ludzi, lecz wiedział, coś w głębi duszy jego podpowiadało mu, iż jednym z jego wybawicieli był On — powód jego emocjonalnych, a teraz i fizycznych, katuszy. A jednak na samo wspomnienie bladego chłopca, o kruczoczarnych włosach i o najcudowniejszym na świecie uśmiechu, sprawiało, że serce jego drżało niespokojnie, a w brzuch zaciskał się w supeł.

Czuć szczęście, bo ktoś sprawia nam nieszczęście... piękne, nieprawdaż?

W pamięci wciąż tkwił mu widok malowniczej i potężnej budowli, która zdążyła go zachwycić, nim ból ostry przeszył jego ciało i nawet te dwa ramiona pomocne nie były w stanie uchronić go przed upadkiem. 

Teraz zaś leżał, Zeus wie od jak dawna, opatulony materiałami aksamitnymi i tak miękkimi w dotyku, że z najczystszą rozkoszą gładził te delikatne pościele. Pokój jego był jasny, tylko posłanie swoim szkarłatem psuło tę białą harmonię.  Nie skupiał się jednak aż tak bardzo na wystroju, bo zupełnie inna i ważniejsza przecież sprawa absorbowała jego myśli.  Z przesadną wręcz dozą ostrożności, dłońmi bladymi, odsunął z ciała te kilka warstw i oto je ujrzał! Dwie szczupłe i delikatnie zaróżowione nogi, w zastępstwie za ogon trytoni, który to przestał łączyć go z jego ojczyzną podwodną. Częściowo osłaniał je materiał, podobnie zresztą jak jego brzuch i ramiona. Strój dziwaczny był całkiem odmienny od tego, który nosił na co dzień w swym królestwie. Bo właściwie nie nosił nic. Kobiety, najczęściej te młodsze, osłaniały piersi na różne sposoby — czy to muszlami, czy liśćmi, a czasem nawet znalezionym pośród ludzkich szczątków przedmiotami dziwnymi.  Niemniej Trytoni, bez krzty wstydu, obnosili się ze swoim ciałem.

Teraz był jednak wdzięczny, że cokolwiek chroni go przed chłodem i j e g o oczami. Ach, cóż by mógł pomyśleć, patrząc na to niedopracowane, połowicznie jedynie, ludzkie ciało?

Mały Tryton | Little Mermaid bxb AU ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz