Świat cały osaczała gęsta mgła, której nicość ciągnęła się w nieskończoność. Była jak noc najciemniejsza, bez chłodnego księżycowego blasku i strachliwie drżących gwiazd. Nie wiedzieć czemu, ta mleczna otchłań pożerała bez litości cały byt, pozostawiając po sobie jedynie swój blady, nikły cień. Dławiła gardło i z dziką rozkoszą zaciskała swe szpony na marnym sercu, które w utęsknieniu i resztkach nikłej nadziei uderzało miarowo, by w końcu pogrążyć się w wiecznej marze.
A o n a uśmiechała się perfidnie i — pełna ekstazy — delektowała się widokiem tej nieludzkiej agonii.
Jak przez tę koszmarną mgłę pamiętał, co wydarzyło się od czasu, gdy odzyskawszy na plaży świadomość, został przeeskortowany do olbrzymiego ludzkiego gmachu. Pamiętał jak z trudem, powłóczyście, starał się używać nóg, lecz każdy, nawet najlżejszy krok, okazywał się istnym cierpieniem — jakby stąpał po rozżarzonych kamieniach. Omdlewał kilkakrotnie, aż w końcu ktoś zlitował się nad nim i widząc jego męki, pozwolił oprzeć się na ramieniu. Niedługo dołączyło i drugie ramię, i choć stąpanie wciąż przyprawiało go o ból niemiłosierny, szedł dalej.
Nie pamiętał twarzy ów ludzi, lecz wiedział, coś w głębi duszy jego podpowiadało mu, iż jednym z jego wybawicieli był On — powód jego emocjonalnych, a teraz i fizycznych, katuszy. A jednak na samo wspomnienie bladego chłopca, o kruczoczarnych włosach i o najcudowniejszym na świecie uśmiechu, sprawiało, że serce jego drżało niespokojnie, a w brzuch zaciskał się w supeł.
Czuć szczęście, bo ktoś sprawia nam nieszczęście... piękne, nieprawdaż?
W pamięci wciąż tkwił mu widok malowniczej i potężnej budowli, która zdążyła go zachwycić, nim ból ostry przeszył jego ciało i nawet te dwa ramiona pomocne nie były w stanie uchronić go przed upadkiem.
Teraz zaś leżał, Zeus wie od jak dawna, opatulony materiałami aksamitnymi i tak miękkimi w dotyku, że z najczystszą rozkoszą gładził te delikatne pościele. Pokój jego był jasny, tylko posłanie swoim szkarłatem psuło tę białą harmonię. Nie skupiał się jednak aż tak bardzo na wystroju, bo zupełnie inna i ważniejsza przecież sprawa absorbowała jego myśli. Z przesadną wręcz dozą ostrożności, dłońmi bladymi, odsunął z ciała te kilka warstw i oto je ujrzał! Dwie szczupłe i delikatnie zaróżowione nogi, w zastępstwie za ogon trytoni, który to przestał łączyć go z jego ojczyzną podwodną. Częściowo osłaniał je materiał, podobnie zresztą jak jego brzuch i ramiona. Strój dziwaczny był całkiem odmienny od tego, który nosił na co dzień w swym królestwie. Bo właściwie nie nosił nic. Kobiety, najczęściej te młodsze, osłaniały piersi na różne sposoby — czy to muszlami, czy liśćmi, a czasem nawet znalezionym pośród ludzkich szczątków przedmiotami dziwnymi. Niemniej Trytoni, bez krzty wstydu, obnosili się ze swoim ciałem.
Teraz był jednak wdzięczny, że cokolwiek chroni go przed chłodem i j e g o oczami. Ach, cóż by mógł pomyśleć, patrząc na to niedopracowane, połowicznie jedynie, ludzkie ciało?
CZYTASZ
Mały Tryton | Little Mermaid bxb AU ✔️
Fanfictionśᴡɪᴀᴛ ʟᴜᴅᴢɪ ᴛᴏ ᴋᴏsᴢᴍᴀʀ! ᴢ̇ʏᴄɪᴇ ᴘᴏᴅ ᴡᴏᴅᴀ̨ ᴊᴇsᴛ ʟᴇᴘsᴢᴇ, ɴɪᴢ̇ ᴡsᴢʏsᴛᴋᴏ ᴄᴏ ᴏɴɪ ᴛᴀᴍ ᴍᴀᴊᴀ̨ ɴᴀ ɢᴏ́ʀᴢᴇ! Gdy podczas szalejącego sztormu młody tryton spostrzega płonący okręt i człowieka w niebezpieczeństwie, niewiele myśląc, postanawia mu pomóc. I nawet...