XXV ~ MOJA PRZYSZŁOŚĆ PRZEDE MNĄ

181 17 4
                                    

Evelyn otworzyła oczy już następnego dnia. Mętnym wzrokiem rozejrzała się po oślepiająco białym pomieszczeniu. Było wystawne — z sufitu na grubym sznurze majestatycznie zwisał miedziany żyrandol, przypominający kandelabr; okna przysłaniały ciężkie granatowe kotary, a ściany zdobiły obrazy w masywnych drewnianych ramach z podobiznami kobiet w wystawnych sukniach w otoczeniu kwiatów. Pod plecami czuła niebywałą miękkość  — jej ciało okrywały liczne warstwy niebieskiej pościeli, a pod głową miała stos poduszek.

— Ciekawe jak długo spałam? — zapytała samej siebie.

— Biorąc pod uwagę twoje bezmyślne decyzje, mogłaś spać znacznie dłużej — odparł głos, na którego dźwięk mimowolnie drgnęła.

Jake siedział na przysuniętym do łóżka krześle z głową ułożoną obok jej ręki. Wyglądał... tragicznie. Włosy, które zasłaniały mu już uszy, miał rozczochrane, a cienie i zmarszczki pod oczami wybitnie widoczne. Skóra była biała jak otaczające ich ściany, a ubranie to samo, w którym został znaleziony na statku.

— Od jak...

— Od wczoraj. A dokładniej jakieś pół doby temu.

— Czy wszyscy...

— Dzięki twojej głupocie wszyscy są cali. Trochę poobijani, zmęczeni, a niektórzy wciąż nieprzytomni, ale cali.

— A co z...

— Znaleźli ją i przykuli do doków. Ciężko byłoby zamknąć ją w lochach, gdy ma ogon.

Z powrotem ułożyła głowę na poduszkach, zakładając prawą rękę na oczy.

— To był najgorszy ślub, na jakim kiedykolwiek byłam. 

Drzwi komnaty otworzyły się i stanęła w nich dwójka dziewcząt w podobnym im wieku. Jedna z nich niosła tacę z imbrykiem i dwoma filiżankami, druga zaś dzbanki z gorącą i zimną wodą oraz ręcznik. Na widok umęczonego rodzeństwa przystanęły.

— Bliźnięta jak malowane — odparła szatynka.

Jake zaśmiał się słabo.

— Nie jesteśmy aż tak podobni.

Dziewczęta podeszły do nich. Podczas gdy Emily nalewała herbaty, Suzanne ostrożnie dotknęła czoła bliźniaczki Jake'a. Zamoczyła ręcznik w chłodnej wodzie, by zaraz położyć go na skroń blondynki. Dziewczyna sapnęła.

— Spokojnie — odparła — to pomoże zbić gorączkę. 

Jake pomógł Evelyn usiąść i oprzeć się o poduszki. Oboje odebrali filiżanki od Emily.

— Uwaga, bo nadal może być gorąca.

Podczas gdy Jake wypił całość niemal duszkiem, Evelyn skrzywiła się, praktycznie wypluwając gorzki napój z powrotem do porcelany.

— Co za paskudztwo.

Dziewczyny zachichotały, a Emily dorzuciła do napoju trzy kosteczki cukru. Na niewiele to pomogło, bo twarz dziewczyny z każdym kolejnym łykiem wykrzywiał grymas, ale czując, że palenie w gardle mija, wypiła gorzki napar do dna.

Suzanne zachichotała.

— Rzeczywiście. Nie jesteście aż tak podobni.

Po upewnieniu się, że rodzeństwu niczego nie brakuje i obietnicy, że wkrótce przyniosą im śniadanie, zostawiły ich samych.

Przez chwilę oboje siedzieli w ciszy. Evelyn starała się zebrać myśli — w głowie miała istny sztorm. Poprzednią noc pamiętała aż za dobrze. Ból zmiany w człowieka. Patrzenie na zahipnotyzowanego księcia. Pojawienie się Jake'a wraz z innymi porwanymi. Przemiana Issayah. Posejdon. Posejdon. Posejdon...

Mały Tryton | Little Mermaid bxb AU ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz