Istotnie, droga prowadząca przez mroczną galerię arcyksięcia wyprowadziła ich niemal wprost na taras. W porównaniu do reszty pałacu był raczej lichy — kamienne kolumny podtrzymywały masywne kamienne sklepienie, a jedyną dekorację stanowił pozieleniały posąg rycerza, alegoryczny strażnik łukowatego przejścia. To, co jednak stanowiło najwspanialszy ornament tego miejsca, znajdowało się tuż za jego krańcem. Rozpościerający się po sam horyzont ocean o barwie niemal zlewającej się z kolorem południowego nieba, na którym miedziane promienie odgrywały spektakularny pokaz. Jego serce tknęła niespodziewana nostalgia, gdy oniemiały wpatrywał się w ongiś swój świat. Niemal mógł usłyszeć chichot małych syrenek i trytonów ganiających po rozległych błoniach za płochliwymi rybami. Patrząc na wzbijające się fale, myślami mimowolnie wracał do osoby ojca, który lubił czasem wywołać jakiś skromny, zwykle niegroźny, sztorm.
— Lubimy... znaczy się, lubię tu przychodzić, zwłaszcza wieczorami, bo to chyba jedno z nielicznych nieużywanych miejsc w pałacu. Można tu odetchnąć i odciąć się od tego przeklętego pałacowego zgiełku — odparła dziewczyna, opierając się o balustradę z gładkiej, litej skały.
Jake po chwili również do niej dołączył. Wciąż z utęsknieniem wpatrywał się w morze, czując jednocześnie jego bliskość jak i niemożliwy do przebicia dystans, który dzielił ich wspólne losy.
— Tak. — Westchnął, przymykając powieki. Łagodna bryza owiała jego ciało, przynosząc wraz ze sobą słony zapach morza. — Wdzięczne miejsce z zachwycającym widokiem. Zgoła odmiennie od tego, czego dotychczas uświadczyłem w pałacu. Nie urażając, rzecz jasna, właścicieli tego pokaźnego majątku.
Dziewczyna z zaintrygowaniem wpatrywała się w chłopca. Mówił bardzo ładnie, nawet żaden z książąt nie potrafił sam z siebie wydusić tak przepełnionych patosem słów w nieformalnych sytuacjach.
— Czyżby tam, skąd pochodzisz, nie było tarasów? — zapytała bezwiednie, nie myśląc nawet nad bezsensem ów pytania. Miała ochotę uderzyć głową o ścianę. Bardzo mocno.
— Ależ są, ale widoki z nich są raczej mało intrygujące. Wokół tylko miasto, a zresztą niechętnie tam przebywałem, bo wszędzie kręcili się try... ludzie i prócz mojego pokoju, nie miałem nigdzie swobody. — Ku jej zaskoczeniu Jake odpowiedział bez krzty żałości, patrząc w jej oczy z pełną powagą.
Kilkakroć otwierała i zamykała usta, lecz ostatecznie i tym razem nic nie odparła. Teraz i ona miała pewność, że kimkolwiek jest ów Jake, pochodził on, jeśli nie z królewskiego, to bardzo wysoko postawionego rodu. Ocknęła się dopiero po chwili i odchrząknąwszy znacząco, zadeklarowała, że powinni wracać do tymczasowej komnaty Jake'a, gdyż wkrótce zaserwowana mu zostanie kolacja, a i niewątpliwie książę Fabienne, który jak nigdy okazywał wszelką troskę o zdrowie rozbitka, będzie panikował, gdzież to nikczemna Suzanne zakopała zwłoki chłopca z zatoki.
Wrócili tą samą drogą, pospiesznie mijając galerię arcyksięcia, choć kątem oka Suzanne zdążyła zauważyć, że chłopiec po raz kolejny zerknął na obraz nagiej kobiety na odymionym, czarnym rumaku. Zmrużyła oczy, ale nic nie powiedziała. Każdy ma prawo do swoich cudactw, a cudactwem Jake'a niewątpliwie była fascynacja tym ordynarnym obrazem.
Kilka chwil później już znaleźli się w tej ociekającej przesadą części.
— Dopóki będziesz tutaj pomieszkiwał, musisz przyzwyczaić się do tej pstrokatej różnorodności. Rodzina książęca ma swoje specyficzne fantazje, a już zwłaszcza sam arcyksiążę. Pławienie się w luksusach i to w sposób tak... jaskrawy to jego ulubiona forma pokazywania tego, jak bardzo jest zamożny i ile jego rodzina zrobiła dla królestwa. Przynajmniej główna linia tego rodu.
CZYTASZ
Mały Tryton | Little Mermaid bxb AU ✔️
Fanfictionśᴡɪᴀᴛ ʟᴜᴅᴢɪ ᴛᴏ ᴋᴏsᴢᴍᴀʀ! ᴢ̇ʏᴄɪᴇ ᴘᴏᴅ ᴡᴏᴅᴀ̨ ᴊᴇsᴛ ʟᴇᴘsᴢᴇ, ɴɪᴢ̇ ᴡsᴢʏsᴛᴋᴏ ᴄᴏ ᴏɴɪ ᴛᴀᴍ ᴍᴀᴊᴀ̨ ɴᴀ ɢᴏ́ʀᴢᴇ! Gdy podczas szalejącego sztormu młody tryton spostrzega płonący okręt i człowieka w niebezpieczeństwie, niewiele myśląc, postanawia mu pomóc. I nawet...