Szum morskich fal tubalnie zagłuszał żałosne zawodzenie. Zdradzieckie złoto, zmieszane ze słodkim oranżem, buchało spazmatycznie ku spowitemu smolistym dymem niebu niczym publika w geście uznania dla kunsztu artysty. Z oddali wizja chaosu jawiła się Słońcem wschodzącym zza horyzontu, rozjaśniającym bezdeń ciemności.
A pośród trzasku kolejnych desek, pochłanianych przez złowrogie płomienie, i swądu spalenizny ciał kilkorga nieszczęśliwców błąkał się chłopiec. Ledwie zauważalny w monumentalności tragedii. Krzyczał i łkał, ale nikt go nie słuchał. Bo któż by mógł? Czy ci, których osmolone ciała zalegały u jego nóg? A może tchnięci instynktem dezerterzy, dla których strach o własne życie przysłonił fakt, iż bez chłopca u swego boku i tak czeka ich śmierć?
Ogień zdążył strawić fragment jego odzienia i lekko poparzył młodzieńczą skórę.
Dlaczego nie uciekasz? Czemu nie skaczesz?
Wciąż krzyczał. Nie, on wołał. Choć głos jego ochrypł i zagłuszony był przez obłęd tej nocy, on wciąż krzyczał.
Kogo tak namiętnie szukasz?
I jasnym to się stało, gdy spomiędzy odłamków złamanego masztu wyłoniło się małe rude stworzenie. Było nieporównywalnie mniejsze od chłopca, choć oboje poruszali się na czterech kończynach. Stworzenie swą barwą przypominało dziecko piekła, które trawiło kolejne części okrętu, niebezpiecznie zbliżając się ku chłopcu. Ten zaś, nie zdając sobie sprawy z nadchodzącego zagrożenia, zaśmiał się gorzko, obejmując w chude dłonie rudą kulkę. To szczęście nie trwało jednak długo, bo wciąż spragniony ofiar żywioł postanowił pochłonąć i jego. Chłopca z rudą kulką. Deski pod jego ciałem się załamały i wraz ze stworzeniem runął w dół, wprost w odmęty burzliwego oceanu.
Tego za wiele!
Grzbiety fal pochłonęły bez trudu ciało opuszczonego przez niebiosa i ziemię chłopca. Nie zdążył krzyknąć ani zmówić modlitwy. Jego dłonie wciąż gorączkowo ściskały rudą kulkę, która nerwowo zaczęła drapać wątłe ramiona. I nawet gdy z głośnym hukiem jego plecy zetknęły się z wodą, on wciąż trzymał kulkę, jakoby najdroższy, najcenniejszy skarb.
A nim jego ducha pochłonął mrok, jego oczom ukazał się cień nieupadającej deski czy pozostałości żagla. Cień miał zniekształcony, acz ludzki kształt. Jednak to obezwładniający ciało ból i brak możności oddychania sprawił, że nim zdążył na dobre poznać istotę, stracił resztki świadomości.
Morska toń łagodnie niosła na swych barkach omdlałe ciało chłopca o czarnych, niejako przypominających swą barwą bezksiężycową noc, włosach. Dryfujący, jakby bez życia, zdawał się przeraźliwie maluczki pośród wszechstronnie otaczających go wód. Wciąż nieprzytomny, nie poczuł nawet, jak silne dłonie, chwyciwszy barki, pchnęły go ku wyłaniającemu się zza horyzontu lądowi.
CZYTASZ
Mały Tryton | Little Mermaid bxb AU ✔️
Fanficśᴡɪᴀᴛ ʟᴜᴅᴢɪ ᴛᴏ ᴋᴏsᴢᴍᴀʀ! ᴢ̇ʏᴄɪᴇ ᴘᴏᴅ ᴡᴏᴅᴀ̨ ᴊᴇsᴛ ʟᴇᴘsᴢᴇ, ɴɪᴢ̇ ᴡsᴢʏsᴛᴋᴏ ᴄᴏ ᴏɴɪ ᴛᴀᴍ ᴍᴀᴊᴀ̨ ɴᴀ ɢᴏ́ʀᴢᴇ! Gdy podczas szalejącego sztormu młody tryton spostrzega płonący okręt i człowieka w niebezpieczeństwie, niewiele myśląc, postanawia mu pomóc. I nawet...