XVIII ~ MOTYLEK

155 22 1
                                    

 Przygotowania do bankietu trwały w najlepsze, choć do jego wydania wciąż pozostawało wiele dni — przynajmniej w mniemaniu byłego trytona. Tam skąd pochodził przyjęcia — w zależności od ich wagi — organizowano zwykle w dość krótkim czasie; w dużej mierze miała na to wpływ lekceważąca postawa Posejdona, który czasy wielotygodniowych (a nieraz i wielomiesięcznych) przygotowań pozostawił wieki temu za sobą. Służbie się to nie podobało, bo w ostateczności to na nich padał obowiązek ich organizacji. Zwykle posejdonowe bankiety nie wymagały złożonych zadań i pracując od wczesnego rana, gdy pomarańczowe snopy światła wdzierały się leniwie pomiędzy fale, do późnej nocy, gdy bogini Selene rozświetlała swym bladym światłem spokojną taflę morza, mogli zamknąć przygotowania nawet przed czasem. Zdarzały się jednakże i takie przyjęcia, dla których Posejdon był w stanie poświęcić zdrowie oraz psychikę swych poddanych, byleby przed braćmi (zwykle to z ich wizytami, a zwłaszcza ze stryjem Zeusem, wiązały się te biesiady) wypaść jak najlepiej, jak na władcę mórz i oceanów przystało.

To, co działo się wtenczas w Palazzo przypominało Jake'owi ojca, który ze zdenerwowaniem pływał w tę i z powrotem, krzycząc bezkarnie na służbę, upewniając się w nienagannym wyszkoleniu żołdaków, czy wymuszając na bliźniętach, aby "tym razem wykazali się choć odrobiną powagi". Czymkolwiek był powód organizacji bankietu, był on na równi z odwiedzinami stryja Zeusa.

Wypytywanie było daremne, bo nikt spośród jego znajomków nie miał wcześniej pojęcia o planowanym bankiecie.

— Zwykle wiemy o przyjęciach dużo wcześniej, chociażby i miesiąc — wyjaśniła Suzanne.

— Sam arcyksiążę ma nawet ponoć kajecik, gdzie ma zaplanowane wszystkie takie okazję na wiele lat wstecz — dodała zaraz Emily, która nerwowo sunęła włochatą szmatką po wszystkich meblach, choć te błyszczały jak prosto od stolarza.

— To nie byłoby takie zaskakujące. Ten człowiek ma zaplanowane całe swoje życie od A do Z i nie byłbym wcale zaskoczony, gdyby wbrew pozorom miał to przyjęcie w planach od dłuższego czasu. — Także i Daniel wtrącił się do dyskusji, skutecznie unikając patrzenia na Jake'a, zbyt zaaferowany własnymi butami.

Jedna z dziewcząt westchnęła.

— To wcale do nie... znaczy, do arcyksięcia nie pasuje. Jest pragmatyczny, ale... w tym rzecz. To pragmatyk, a patrząc po tym, co dzieje się w murach pałacu, nie wygląda na wybitnie przemyślany plan — oznajmiła Suzanne, poprawiając firany w oknach i upewniając się, że kwiaty stoją równo w wazonach.

— Poza tym bliźniacy też nic nie wiedzieli, bo raczej wcześniej by nas poinformowali — powiedziała Emily.


Teraz Jake siedział na fotelu w swojej komnacie i sennie przewracał strony książki, którą przed kilkoma godzinami ktoś zostawił pod jego drzwiami.

Okładka była bordowa, a misterny wzór na niej wyżłobiony w kolorze złotym. Pod — jak się domyślał — tytułem, znajdował się równie złoty rysunek przedstawiający człowieka dzierżącego w jednej dłoni miecz, siedzącego na pędzącym rumaku. Żołdak, wraz z rumakiem, napierał na dziwną budowlę w kształcie uciętego stożka, z której wyrastały cztery długie ramiona przypominające wiosła, które pamiętnego wieczoru "ugrzęzły" w wodzie. Pod spodem znajdował się jeszcze jeden napis, którego również, nieznający ludzkiego alfabetu, nie potrafił rozszyfrować. Kartkował książkę, wpatrując się tępo w przeraźliwe linijki tekstu, a z każdą stroną było ich coraz więcej i więcej. Niektóre strony, na jego szczęście, miast potoku słów, miały czarno-białe rysunki przedstawiające bohatera z okładki w różnych sytuacjach. A to zaczytanego w lekturze, a to klęczącego przed mężczyzną, który ułożył miecz na jego ramieniu, niebezpiecznie blisko szyi; walczącego z garstką mężczyzn, którzy zlewali się w jedną masę. Jedynie te ryciny pozwalały Jake'owi poznać choć odrobinę historii rycerza z okładki.


Mały Tryton | Little Mermaid bxb AU ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz