Ostatnia noc nie była zbyt łaskawa dla Floriana. Gdy skończył rozmowę z ojcem, udał się prędko do pokoju, marząc o chwili spokoju. Wziął prysznic i, jak miał w zwyczaju, przygotował książki i ciuchy na kolejny dzień. Dochodziła dwudziesta trzecia, gdy położył się na miękkim łóżku, myśląc, że niedługo odpłynie. Mylił się. Sen nie przychodził, a on, zmęczony myślami, wykończony emocjami, rzucał się na łóżku, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Może takie nie istniało. "Może już nigdzie nie przyjmują chorych psychicznie dziwaków". By nie zwariować, Florian starał się skupić na cichej muzyce w słuchawkach i obserwowaniu swojego pokoju, mimo że znał go na pamięć. Policzył wszystkie książki na półkach, zapamiętał wzór małych plamek na suficie. Udało mu się usnąć na trzy godziny, podczas których atakowały go koszmary.
Kiedy nieprzyjemny dźwięk budzika wyrwał Floriana ze snu, chłopak był cały spocony, a jego oddech ciężki. Na zewnątrz zaczynał się szary dzień, przykrywając miasto lepką mgłą. Mimo braku motywacji, Florian stoczył się z łóżka, niemal nie upadając na podłogę. Oczy szczypały z braku snu, a powieki co chwilę opadały, jakby ważyły tonę. Jego ruchy były mechaniczne, ale dzięki temu udało mu się cokolwiek zrobić. Ubrał na siebie przygotowane wcześniej ciuchy — grube, czarne spodnie, czarną bluzkę z długim rękawem, a na to narzucił czarny T-shirt z małym, fioletowym nadrukiem kota na piersi. Zazwyczaj starał się, by jego ubiór był ciekawy, kolorowy, czasem nieco szalony czy niedopasowany. Tego dnia zwyczajnie nie miał na to siły, a jego wygląd odzwierciedlał jego nastrój.
Śniadanie — kilka kromek chleba z serem i warzywami, szklanka soku, a do tego stosik witamin i leków — czekały na stole, gdy Florian przyszedł do kuchni. Ojca już nie było, zawsze wychodził chwilę przez obudzeniem się swojego dziecka. Chłopak był przyzwyczajony do mieszkania w dwójkę. Ledwo pamiętał swoją matkę, która zmarła w wypadku samochodowym, gdy ten miał pięć lat. Od tamtego czasu jego ojciec nie przyprowadził do domu nikogo nowego, sprawiając, że ich mieszkanie było wiecznie ciche i puste. Dla Floriana nie było to problemem — sprawiło tylko, że więź ojca i syna była mocna, budowana przez wiele lat i nienadszarpnięta nawet przez ciężkie chwile.
Droga do szkoły, oddalonej o niecały kilometr od domu Floriana, przebiegła mu niemal bez problemów. Szedł szybko, marszcząc nos na dotykające jego skórę zimne krople deszczu i przeklinał w myślach, żałując, że nie zabrał parasola. Gdy zostało mu do przejścia kilkadziesiąt metrów, rozpędzony samochód przejechał obok niego, rozchlapując zebraną na ulicy wodę. Mokry i zły Florian wszedł do małego budynku, który był jego "drugim domem". Do tej prywatnej placówki nie chodziło więcej niż dwustu uczniów — czesne nie było małe, ale też była to szkoła wymagająca. Jasne korytarze powoli zapełniały się licealistami o zmęczonych twarzach. Najgorzej wyglądali maturzyści — tych Florian potrafił rozpoznać na pierwszy rzut oka i nie chodziło tutaj tylko o odpowiedni kolor obramowania mundurka.
Nadal w nie najlepszym humorze, ale przynajmniej w ciepłym budynku, Florian udał się w stronę swojej szafki. W zwyczaju miał zostawiać tam niemal wszystkie książki, biorąc do domu tylko jedną czy dwie. Rzucił okiem na swój plan lekcji, który wciąż był dla niego zagadką (przede wszystkim nie rozumiał, jak może być aż tak beznadziejnie ułożony), i zabrał się za kompletowanie potrzebnych przyborów. Gdy już skończył i chciał zamknąć szafkę, obok niego pojawiła się para wyjątkowo żółtych butów. Uśmiechnął się na ten widok i podniósł wzrok, wiedząc, do kogo należą.
— Dzień dobry, Weroniko — odezwał się, udając powagę. Poprawił torbę na ramieniu i ruszył powoli w kierunku sali, gdzie za osiem minut miał rozpocząć się angielski.
— Dzień dobry, Florianie. Czyżby ktoś ci zmarł? — zapytała jego przyjaciółka, a jej głos jednocześnie wyrażał rozbawienie i zaniepokojenie. Jakby w jednej chwili potrafiła dopasować się do sytuacji i stać się tym, czego akurat chłopak by potrzebował.
CZYTASZ
Powód, dla którego róże kwitną ✔
Teen FictionPoznałem Aleksandrę na zajęciach teatralnych, co klasyfikowało naszą znajomość jako „niezwykłą", bowiem według ludzi, którzy mnie otaczali, sztuka nie była niczym interesującym. Jeśli o mnie chodzi, chciałem spełnić swoje marzenie i pokazać dziadkow...