11

242 14 1
                                    

*Perspektywa Jace'a*

Obudziłem się, gdy pierwsze promienie słońca dotarły do mojej twarzy. Mimo zasłon światło paliło moje zaspane oczy, więc czym prędzej wstałem z łóżka i pognałem w kierunku łazienki. Zrzuciłem brudne ubrania i wszedłem pod prysznic. Zimna woda obudziła mnie i uskuteczniła pracę mojego mózgu. Od razu zacząłem myśleć o Clary. Nie zauważyłem nawet tego, że moja kąpiel znacznie się przedłużyła. Było mi to obojętne w końcu miałem ponad dwie godziny do śniadania.

Postanowiłem trochę pozwiedzać willę, przy okazji dowiedzieć się co gdzie jest.

Ubrany w czarny komplet z paroma sztyletami w kieszeniach wyszedłem na korytarz. Było to miejsce w przeciwieństwie do jadalni bardzo skromne. Drewniane panele i jasne ściany stanowiły pewien kontrast. Jedynym żywym akcentem w wystroju były obrazy. Rozmieszczone co kilka metrów malowidła przedstawiały krajobrazy z Idrisu. Rozpoznałbym je zawsze. Wysokie drzewa, wartkie strumienie, które znajdowały się chyba w każdej wiejskiej posiadłości.

-Co Ty tu robisz?-Usłyszałem za plecami zimny szept brata Clary.

-Oglądam. Nie widać?-Prychnąłem. Na chwilę obudził się we mnie stary Jace, arogancki i strasznie seksowny.

-Wiem, że masz nieczyste intencje-Odpowiedział niewzruszony.

-Wobec..-podsunąłem arogancko.

-Mojej siostry Clarissy. Widziałem jak na nią patrzysz. Radzę Ci trzymać się od niej z daleka, bo jeśli ją skrzywdzisz to Cię zabije. Albo nie. Wtedy Clary Cię zabije.-Odpowiedział i zniknął. Dosłownie rozpłyną się w powietrzu.

Udałem się w stronę sali treningowej. O dziwo zamiast się zgubić i czekać na ratunek to zawędrowałem do celu już po dziesięciu minutach. Zwinnie wskoczyłem na jedną z belek zawieszonych pod sufitem i usiadłem na niej. Po chwili ktoś otworzył drzwi i do środka weszło dwoje ludzi. Wysoki chłopak o wręcz białych włosach-Jonathan i nieco niższa dziewczyna o włosach jak ogień. Na jej widok moje serce mocniej zabiło, co zauważył młody Morgenstern, uśmiechając się kpiąco w moim kierunku. Wyglądał, jakby próbował przypomnieć mi o naszej wcześniejszej wymianie zdań.

Zaczęli od rozgrzewki. Ze zdziwieniem muszę twierdzić, że dziewczynie szło bardzo dobrze, wręcz idealnie.

Z niecierpliwością czekałem, aż Clary dobędzie broni, jednak nie zrobiła tego tak samo jak jej brat. Zaczęli walczyć, korzystając z jednej ze sztuk japońskiej walki. Po dłuższym czasie z jeszcze większym zdziwieniem stwierdziłem, że Clarissa siedzi na Jonathanie okrakiem i śmieje się z przegranej brata. Nie wierzyłem własnym oczom. Clary wygrała ze starszym i pewnie bardziej doświadczonym wojownikiem. Nie było tu mowy o pomyłce. Jonathan nie należał raczej do ludzi, którzy dają fory młodszym, nawet kobietom.

-Idę się przebrać. Zobaczymy się na śniadaniu- powiedziała z uśmiechem,.po czym wyszła. Gdy była już dosyć daleko, by nas nie usłyszeć Jonathan krzyknął:

-Chodź,tu zasrany podrywaczu.

Posłusznie zeskoczyłem z belki i stanąłem z nim twarzą w twarz.

-Mam dla Ciebie propozycje-rzekł od razu.

-Niby jaką?-prychnąłem.

-Skończ na chwilę z tą arogancką postawą i mnie wysłuchaj-rzekł. W odpowiedzi pokiwałem głową.-Mam dla Ciebie propozycje. Dzisiaj w nocy spotkamy się tutaj i rozegramy mały turniej- Jeśli wygrasz odczepię się od Ciebie i Clary a nawet Ci pomogę, ale jeśli przegrasz dasz sobie z nią spokój. Okej?

Zamurowało mnie. Morgenstern chce się ze mną bić o Clary. Propozycja bardzo kusząca, w końcu jeśli pokonała go dziewczyna to i ja sobie poradzę.

-Hmmm.-udałem, że się zastanawiam. Już miałem posiedzieć "zgoda", gdy odezwał się cichy głosik w mojej głowie:

~Nie rób tego. Pomyśl o Clary, co zrobi, gdy się dowie? Znienawidzi Cię. Nie będziesz już miał szans się do niej zbliżyć a z Jonathanem sobie poradzisz w inny sposób.

-Przepraszam, ale nie- powiedziałem pewnie.

-Ale jak to?-spytał zdziwiony.

-Po prostu. Chcę sam zdobyć jej serce- rzekłem po czym wyszedłem. Udałem się w kierunku jadalni. Znów oglądałem obrazy i na kogoś wpadłem. Okazało się, że jest to Clary. Ubrana była w kolorową sukienkę na ramiączkach i dżinsową kurtkę.

-Przepraszam- powiedziałem cicho.

-To ja przepraszam. Zagapiłam się- odpowiedziała oblewając się rumieńcem.

-Mam nadzieję, że dzisiaj znajdziesz czas, by ze mną porozmawiać- Powiedziałem i ruszyłem wolnym krokiem w kierunku jadalni.

-A co teraz robimy?-spytała ze śmiechem, który brzmiał bardzo delikatnie.

-Z pewnością mi ten czas nie wystarczy- odpowiedziałem z wesołym błyskiem w oku.

-Może wieczorem?-spytała.

-Gdzie?-zapytałem z nadzieją.

-W oranżerii?-odpowiedziała pytaniem na pytanie.

-A gdzie to jest?-rzekłem z zakłopotaniem.

-Dostaniesz dzisiaj parę drobiazgów od mojego ojca. Będzie tam też mapka. Z jej pomocą dojdziesz bez trudu- zakończyła naszą pogawędkę zatrzymując się przy odpowiednich drzwiach.

Okrążyłem ją i pchnąłem wrota. Wszyscy oprócz Jonathana siedzieli już na swoich miejscach i spoglądali na nas z zaciekawieniem. Spojrzałem kątem oka na moją towarzyszkę, która uroczo się zarumieniła.

*Perspektywa Izabell*

Siedzieliśmy właśnie w jadalni, gdy drzwi się otworzyły i weszli Jace i Clary. Zdziwiła mnie uśmiechnięta twarz przyjaciela. Chociaż może to dziwnie zabrzmieć, przyjaźniliśmy się. Znaliśmy się od kołyski, bo nasi rodzice byli przyjaciółmi. Więc, gdy ojciec Jace'a umarł moi rodzice bez zastanowienia go zaadoptowali. Clave się to nie spodobało, bo wiedzieli, że obie nasze rodziny należały do kręgu a raczej należą, ale o tym to już nie wiedzą.

Usiedli bez słowa i zaczęli jeść. Gdy wszyscy już skończyli głos zabrał Valentine:

-Kochani każdy z was dostanie zaraz parę drobiazgów ułatwiających mieszkanie w tym domu.

Po tych słowach, każdy z członków mojej rodziny łącznie z Jace'em dostało średniej wielkości pudełko. Zaciekawiona otworzyłam je i rzeczywiście było tam kilka rzeczy.

-Mapka pozwoli wam [póki nie zapamiętacie drogi] bez przeszkód poruszać się po wilii- zaczął Morgenstern wskazując na zwyczajnie wyglądającą mapę- Plik kluczy pozwoli otworzyć potrzebne Wam drzwi. Uprzedzę Was: runy nie działają na drzwi w domu. To...-wskazał na złożoną kartkę- Jest harmonogram korzystania ze zbrojowni tak, by nikt nikomu nie przeszkadzał. Oczywiście jest to elastyczny harmonogram. Macie jeszcze parę dokumentów z którymi powinniście się w najbliższym czasie zapoznać.

-A to?-spytałam podnosząc z dna pudełka złoto-srebrno-platynową bransoletkę ze spadającą gwiazdą w jednym miejscu.

-Dziękuję za przypomnienie Izabello. To jest nasz taki znak rozpoznawczy- wskazał na spadającą gwiazdę- Każdy członek kręgu ma element ubioru związany z tym symbolem. Biżuterię zaprojektowała Jocelyn a wykonały ją żelazne siostry.

-Żelazne siostry?-Spytał Alec- Przecież one należą do Clave.

-Tak, ale były one wykonane dawno temu a teraz proszę Was, żebyście je zawsze nosili. Mężczyźni mają sygnety, zaś kobiety naszyjniki- tu wskazał na żonę i moją mamę- lub bransoletki -wskazał na mnie i Clarissę.

-To chyba wszystko na teraz. Do zobaczenia na obiedzie- Powiedział wstając i kierując się w stronę drzwi. Wszyscy po chwili uczynili to samo i rozeszli się. Poszłam do swojego pokoju, by móc w spokoju pomyśleć nad nowym rozdziałem w życiu moim i mojej rodziny oraz dziwnym zachowaniu Jace'a....

********************************
Jace i jego głupie imię sprawiają mi niewyobrażalny problem...
Oprócz tego jestem beznadziejna w dotrzymywaniu terminów, dlatego kolejny (poprawiony) rozdział ukazał się dopiero po ponad pół roku.... Czuję cringe tego opowiadania, ale całkowite przebudowywanie nie wchodzi w rolę, także zostanie takie, jakie jest xDD 

Clary Morgenstern /Dary AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz