15

227 15 0
                                    

*Perspektywa Izabell*

Na podłodze wśród kocy i poduszek spali przytuleni do siebie Clary i Jace. Chciałam podejść do nich i ich obudzić, jednak się powstrzymałam. Niewątpliwie wyglądali słodko. Ciekawiło mnie, co się działo nocą w tym pokoju. Uśmiechnęłam się delikatnie na myśl, że ta pozornie wyglądająca dziewczyna mogła być gorącą kochanką dla mojego przybranego brata.

Pośpiesznie wyszłam z sypialni i wróciłam do jadalni. O dziwo zastałam tam wszystkich oprócz zakochanych gołąbków.

-Wygląda na to, że miłość kwitnie w powietrzu- powiedziałam, gdy wszyscy na mnie spojrzeli.

-Jak to?-spytały jednocześnie matka i jej przyjaciółka.

-Normalnie. Jace i Clary śpią ze sobą- wypaliłam bez zastanowienia. Z pewnością zabrzmiało to dwuznacznie. Wyraz twarzy zgromadzonych tylko mnie w tym utwierdził. Kobiety były rumiane z zażenowania, ojcowie mieli na pierwszy rzut oka obojętny wyraz twarz, zaś Alec i Jonathan byli aż czerwoni ze złości- Znaczy się, śpią obok siebie. Tylko się przytulają- sprostowałam szybko.

-Pójdę ich obudzić- powiedział brat Clary wstając- Za godzinę mamy trening- dodał ciszej.

*Perspektywa Jonathana*

Poszedłem do pokoju siostry z nadzieją, że słowa Izzy okażą się jednak wierutnym kłamstwem. Jednak moja nadzieja umarła, gdy zobaczyłem blondyna przytulającego Clary. Poszedłem do łazienki i nalałem wody do wiaderka, które znalazłem w szafce. Najchętniej postarałbym się, by temperatura wody była albo bardzo niska, albo bardzo wysoka. Jednak, gdy przypomniałem sobie o siostrze postanowiłem skrzywdzić Jace'a w inny, bardziej brutalny sposób, jednocześnie nie zagrażający Clarissie. Stanąłem w pewnej odległości od śpiącej pary i z rozmachem wylałem na nich letnią wodę. Ich reakcja była natychmiastowa. Obydwoje zerwali się na równe nogi z wyrazem szoku na twarzach. Mimowolnie parsknąłem śmiechem, co nie uszło uwadze nastolatków.

-Co ty zrobiłeś?-Spytał Jace próbując do mnie podejść. Jednak drogę o dziwo zagrodziła mu Clary.

-Ani się waż, to mój brat- Powiedziała dobitnie. Zdziwiło mnie to, bo przecież nigdy wcześniej nie nazwała mnie tak prywatnie- Noc się skończyła. Możesz wyjść- dodała rzucając w jego stronę niebieski ręcznik.

-Ale...-zaczął chłopak, lecz zielonooka mu przerwała:

-Idę do łazienki. Jak wrócę nie ma być żadnej krwi, bo obydwoje pożałujecie.

Po tych słowach jakby nigdy nic schowała się w łazience.

-Pożałujesz- wysyczał Jace wycierając włosy, po czym wyszedł zabierając ręcznik.

Postanowiłem pójść przygotować salę treningową, ale nigdzie nie mogłem znaleźć kartki. Wziąłem więc kredkę i napisałem na ścianie obok drzwi, krótką wiadomość do siostry o treści:

"Jestem w sali treningowej /J.C.M."

Wyszedłem z pokoju zamykając za sobą drzwi. Ruszyłem w kierunku odpowiedniego pomieszczenia, lecz w połowie drogi spotkałem ojca, który zwykł o tej porze pracować.

-Jonathanie musimy porozmawiać- powiedział poważnie. W odpowiedzi pokiwałam głową i poszedłem za ojcem.

Gdy siedzieliśmy już w gabinecie Valentine zaczął swoją przemowę:

-Musimy omówić najważniejsze rzeczy.

-A co z Jocelyn?-spytałem przerywając.

-Nie mam do niej jeszcze aż tak dużego zaufania a poza tym mogłaby powiedzieć coś Clarissie a tego przecież nie chcemy- odpowiedział ze spokojem. Pokiwałem krótko głową na znak, by kontynuował.

-Pierwsza sprawa: Czy Clary zdała drugą próbę?-spytał.

-Tak, nawet lepiej niż się spodziewałem. W śnie go zabiła, tak po prostu. Nawet nie mrugnęła okiem- powiedziałem zgodnie z prawdą.

-A jak jej relacje z Herondalem?

-I tu tkwi pewna anomalia. Z jednej strony znalazłem ich rano jak się przytulali a z drugiej Clary nie była zbyt zadowolona obecnością chłopaka. Pod względem lojalności jest już idealna, przynajmniej wobec rodziny- rzekłem.

-Jak to?-usłyszałam zaciekawiony głos ojca.

-Cytuję "-Ani się waż, to mój brat". Te słowa powiedziała, gdy Jace'a naszła ochota na bójkę ze mną-powiedziałem.

-Cudownie. Teraz tylko trzeba zatroszczyć się o ich miłość- powiedział ojciec klaszcząc w ręce.

-Jak to? Przecież ona go nienawidzi- rzekłem zdziwiony.

-Dlatego ty masz postarać się o to, żeby to się zmieniło. A teraz ostatnia sprawa. W najbliższym czasie przyjadą do nas nowi nauczyciele i zasłużeni członkowie kręgu.

-Nauczyciele?-spytałem marszcząc czoło. Nie podobała mi się perspektywa siedzenia w ławce przez kilka godzin..

-Hodge Starkweather i Lucian Graymark mają przybyć w ciągu trzech dni. Zajmij się przygotowaniem sali do wykładów. Myślę, że podzielimy was na dziewczyny i chłopców. Będzie łatwiej trenować.

-Czyli rozdzielamy zakochanych?-spytałem

-Sam powiedziałeś, że sytuacja jest skomplikowana, może chwila przerwy dobrze im zrobi- zauważył ojciec.

W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Valentine powiedział uprzejme ''proszę'' a do pokoju wbiegła Clary. W pierwszej chwili zdziwiło mnie, że tutaj przyszła, lecz gdy przypomniałem sobie, że miałem czekać na nią w sali treningowej ponad pół godziny temu szepnąłem:

-Przepraszam- co w moim przypadku było bardzo dziwne.

-Jonathanie zostaw nas na chwilę samych- odezwał się do mnie po chwili ojciec. Posłałem siostrze przepraszające spojrzenie, po czym szybkim krokiem opuściłem pomieszczenie. Współczułem Clarissie, bo ojciec pewnie przeprowadzi z nią rozmowę o należytym traktowaniu gości i spoufalaniu się z nimi.

Clary Morgenstern /Dary AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz