Na zamówienie TurnLeftAtGreenland . Mam nadzieje, że sprostałaby wymaganiom i się spodoba ;)
Poprawiłaś opadający kosmyk, który niesfornie wysunął się z różowej frotki zbierającej twoje włosy, by opaść wprost na twoje czoło lekko zroszone potem. Trzydzieści stopni ciepła, mimo późnej godziny, nie ułatwiało ci wejść po schodach na trzecie piętro hotelu. Tym bardziej, gdy musiałaś wejść tam po ciemku, z procentami uderzającymi do głowy i opartym o ramię John'em.
Znajomość z zespołem miała naprawdę wiele zalet. Na bieżąco słuchałaś dopiero co powstających hitów, miałaś najlepsze miejsca podczas koncertów, a czasem zdarzało ci się jeździć razem z nimi. Miałaś wtedy okazje nie tylko spędzić więcej czasu z przyjaciółmi, ale również pozwiedzać i wybrać się na zakupy. Tak też było i tym razem. Choć sam koncert zakończył się dosyć późno, nawet jak na nich, Freddie, a zatem i reszta, nie mogli zrezygnować z ,,niewielkiego" przyjęcia po występie. Personel hotelu skakał do około nich cały czas, co rusz podstawiając coraz to wykwintniejsze alkohole. Ty jednak, mimo usilnych próśb, zgodziłaś się jedynie na kilka drinków, które, choć w małej ilości, już zdążyły uderzyć ci do głowy. Mimo wszystko, dużo większą uwagę przykładałaś do pilnowania całej czwórki, bawiącej się znakomicie. Około pierwszej nad ranem, twoje powieki stawały się coraz cięższe, miała wrażenie, że nie dasz rady nawet dojść do najbliższych drzwi. Dopiero głos frontmana obudził cię wystarczająco, żeby twoja opiekuńcza cześć osobowości wzięła górę.
-[T/I], skarbie. Jest dosyć niecierpiąca zwłoki sprawa.- zaczął, szepcząc konspiracyjnie, co drugie słowo przerywając, by napić się martini
-Coś się stało?- zapytałaś, nie do końca rozumiejąc
-Jak widzisz, kochanie. John...-przerwał, wskazując na siedzącego na jednym z krzeseł przyjaciela, asekurowanego przez May'a- Chyba trochę za dużo wypił. Zrobiłabyś mi przysługę i odholowała go do pokoju?
Skinęłaś tylko głową, uśmiechając się przyjacielsko. Mężczyzna widocznie to zauważył, w podzięce całując cię w policzek.
A raptem chwilę później byłaś już w kropce. Brakowało wam jeszcze kilkunastu schodków, by osiągnąć swój cel, jednak żadne z was nie było w stanie w pełni się z tym zmierzyć. Klęłaś w duchu na Marcury'ego, mając sobie za złe, że tak szybko dałaś się wrobić w pracę godną greckich herosów. Cóż jednak ci pozostało? Nie zejdziesz z powrotem na dół z ledwo przytomnym basistą. Z drugiej strony, nie zostawisz go na środku schodów, żeby zejść po kogoś na dół. Ciągnięcie go po schodach również nie wydaje się najbezpieczniejszym pomysłem. Ostatkiem sił, wsparłaś się o poręcz, ciągnąc za sobą kurczowo trzymającego się dwudziestolatka. Dopiero stojąc pod drzwiami zdałaś sobie sprawę, że nie jesteś w posiadaniu kluczy do pokoju. Frustracja sięgała zenitu, nie miałaś pojęcia czy w obecnej chwili masz ochotę usiąść pod drzwiami i płakać, czy może sturlać się po schodach krzycząc. Przynajmniej nie wiedziałaś do czasu, aż resztki logicznego myślenia podsunęły ci myśl, że przecież posiadaczem kluczy jest John. Jednakże, jedyne kieszenie, w jakich mogłyby znajdować się owe klucze usytuowane były w spodniach mężczyzny. Starając się nie myśleć o tym jako o dwuznacznej sytuacji, w której żadne z nich nie chciałoby się znaleźć, wsunęłaś dłoń do jednej z kieszeni, z ulgą wyjmując z niej rzeczony przedmiot. Otwierając drzwi, znowu zaczynałaś czuć ogarniające cię zmęczenie, coraz cięższe do zatrzymania.
****
Dopływający do twoich uszu szum z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy i wyraźniejszy. W końcu zaczynał zamieniać się w powyrywane z kontekstu słowa. ,,Wiedziałem...." ,,Powinniśmy wyjść?" ,,Ma to swój urok."
Czując, ze dalsza próba snu nie ma większego sensu, podniosłaś się do pozycji siedzącej, przecierając oczy. Tuż przed tobą siedziała cała trójka, o dziwo nie wyglądająca na zmęczoną całonocnym piciem przeróżnych alkoholi. Chichotali, szeptali, rzucali znaczące spojrzenia- zupełnie nie miałaś pojęcia o co im chodzi.-Jak wam się spało, gołąbki?- rzucił Freddie, ledwo powstrzymując się od wybuchu śmiechu
-Co?- zapytałaś, marszcząc brwi- ,,Wam"? Nie rozumiem co masz na...O mój Boże, John!
Dopiero teraz wróciły wszystkie resztki wspomnień z zeszłej nocy. Zamknęła drzwi, pomogłaś mu się położyć, a potem...a potem...pustka. Musiałaś sama zasnąć, co wydawało ci się wręcz nieprawdopodobne i niemożliwe, jednak leżący tuż obok Deacy był wystarczającym potwierdzeniem. Zakryłaś dłonią usta, przyglądając mu się z szeroko otwartymi oczami. W końcu poruszył się, z uśmiechem na ustach budząc się ze snu.
-O, cześć chłopaki, co tu robicie? O, [T/I]. [T/I]?!- w ciągu zaledwie kilku sekund zdążył być zadowolony, zdziwiony i przerażony. Zamarł, nie mając pojęcia co robić. Co rusz zerkał to na ciebie, to na przyjaciół, oczekując jakiejkolwiek reakcji, jednak wciąż panowała głucha cisza.
-Może powinniśmy was zostawić?- odparł w końcu Roger, znacząco dźgając siedzącego obok Briana łokciem.
-Nie, nie. Myślę, że to nie będzie potrzebne.- rzuciłaś szybko, wstając z łóżka i wychodząc tak, by nie złapać kontaktu wzrokowego z żadnym z nich, a w szczególności z John'em. W ekspresowym tempie wbiegłam piętro wyżej, gdzie natychmiast po zamknięciu się drzwi pokoju, po prostu rzuciłaś się na gruby materac, tłumiąc tym twój krzyk bezsilności.
***
Kolejne dwa dni spędziłaś, prawie nie wychodząc z pokoju. Robiłaś wszystko, żeby nie trafić na któregokolwiek członka zespołu. Posiłki zamawiałaś pod swoje drzwi, nie chodziłaś oglądać prób, praktycznie wyłączyłaś się z ich życia. Fakt faktem, lada dzień trzeba było kierować się dalej na zachód, więc, chcąc-nie-chcąc, najbliższe godziny musiałaś spędzić z całą czwórką. Bałaś się. Cholernie się bałaś. Po tym co się stało, nie byłaś w stanie spojrzeć w oczy Deacona, trochę jakbyś nadużyła jego zaufanie.Dźwięk pukania wyrwał cię z zamyślenia. Mając pewność, że przyjechało twoje śniadanie, bez zastanowienia otworzyłaś drzwi. I to był błąd.
-Mogę wejść?
-J-J-John...-wydukałaś prawie szeptem- Tak, jasne.
Basista niepewnie wślizgnął się do środka. Usiadł na łóżku, gestem ręki nakazując, żebyś zrobiła to samo. Gdy, trzęsąc się, zajęłaś swoje miejsce, ujął twoje dłonie, uśmiechając się delikatnie.
-Wiem jak to wszystko musiało wyglądać...
-John, naprawdę, strasznie cię za to przepraszam, nie wiem co mogę zrobić, żebyś mi wybaczył.- przerwałaś mu głosem pełnym żalu i rozpaczy
-Odpowiedz mi na jedno proste pytanie. Lubisz mnie?
-Co?- rzuciłaś całkiem zbita z tropu- Oczywiście, że cię lubię.
-Ale nie tak. Pytam, czy naprawdę mnie ,,lubisz lubisz"?
Dopiero po chwili zrozumiałaś w pełni słowa, które właśnie wypowiedział. Sama nie mogłaś uwierzyć własnym uszom.
-Tak, Deacy. Naprawdę cię ,,Lubię lubię"-odparłaś z uśmiechem, całując go w rumiany z emocji policzek.
CZYTASZ
Queen & BoRhap preferences
HumorChyba jedne z pierwszych takich preferencji na polskim wattpadzie Okładka by @fretkadomowa Nie No dobra @gronostajec