"Początek"

301 16 28
                                    

Walić prolog, na co on komu.

Ziemia. Bardzo się nie zmieniła. Co prawda zmieniła się diametralnie ale nie czuć tego jakoś. Oprócz tego, że Transformery ponownie przybyły na naszą planetę, tym razem zabrali ze sobą całą swoją, to nic specjalnie nie jest inne. Niedawno miałam okazje spotkać jednego z Transformerów ale nie rozmawiałam z nim. Był jednym z tych niezbyt przyjaźnie nastawionych do sojuszu obu ras. Ja i kilkanaście innych osób musieliśmy uciekać, dwie zostały ciężko ranne, a trójka ludzi umarła. Reszta dnia była spokojna, nie wliczając tych kilku kradzieży jakie dokonałam.

Zamknęłam laptopa i z zrezygnowaniem spojrzałam za okno. Na niebie rozciągały się kłęby szaro pomarańczowych chmur, które idealnie kontrastowały z zielenią ogrodu. Kawałek od małego lasku ogrodzonego płotem leżała góra rozwalonego, nieokreślonego metalu pochodzącego z Cybertronu. Ziemia była teraz jego bliźniaczką, więc Transformery postanowili za pomocą swojej magicznej technologi przetransportować go zaraz obok Ziemi. Teraz te dwie planety są w układzie słonecznym, krążą wokół wielkiej gwiazdy ramie w ramię a łączy je kilkadziesiąt tuneli. Z Ziemi można przejść na Cybertron a z Cybertronu można przejść na Ziemię. Technologia obcych. Niepojęta prawie jak rozumowanie kobiet. Mimo wszech obecnej możliwości podróży na inną planetę, wręcz "Inny Świat" ja nigdy tam nie byłam. I nie mam zamiaru się tam wybierać w najbliższym czasie.
Wstałam z obrotowego krzesła i podeszłam do lustra.

Jestem Oktawia Marx, córka Mariki Marx i Roberta Frika. Wszyscy mi mówią, że jestem ich dokładną mieszanką. Po mamie odziedziczyłam wygląd; długie, ciemno brązowe włosy, zielone oczy, typowo kobiecą budowę ciała. Tylko wzrost nas diametralnie różnił. Mama była znana ze swoich 154 centymetrów za to ja mam metr i 75 centymetrów. Po tacie dostałam charakter. Poważna, obojętna, groźna. Niektórzy mi mówią, że zabijam wzrokiem a niektórzy nic nie mówią bo się boją.
Mimo mojej miłości do matki niestety nie mogłam z nią żyć. Bardzo chciałam ale umarła kiedy miałam pięć lat. Była poważnie chora, została zabrana na Cybertron i tam został stwierdzony stan krytyczny. Nawet wielce rozszerzona medycyna Cybertrończyków nie mogła jej pomóc. Został ze mną tata, ale po pogrzebie się od siebie odcięliśmy. Już wcześniej go nie lubiłam, mama też, ale musiałam go znosić. I znoszę go do dzisiaj. A dzisiaj są moje 19 urodziny.

Na myśl o wszystkich życzeniach jakich będę musiała wysłuchiwać wywróciłam oczami. Biadolenie, ani trochę nie interesowało mnie to co znajomi mieli mi do powiedzenia. Mimo to udało im się mnie namówić na wypad do galerii. Jak? Nie mam pojęcia.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Siedział tam ojciec i gadał przez telefon. Olałam go i zabrałam leki z blatu. Posłałam mu znudzone spojrzenie. Też się na mnie gapił. Uniosłam brwi kiedy odłożył telefon i westchnął zrezygnowany.

- Będziecie musieli przełożyć swoje spotkanie. - mruknął wstając z krzesła i złapał za kurtkę.

- Bo? - zapytałam sprawdzając czy mam komórkę w kieszeni. Upewniłam się, że pieniądze i dowód osobisty mam w jego obudowie i znowu spojrzałam na tatę.

- Jedziemy na Cybertron. - powiedział a ja oczami wyobraźni zobaczyłam jak moja szczęka odbija się od podłogi. Rozdziabiłam gębę i wlepiłam w niego tępe spojrzenie.

- Co? - zapytałam a gdy ten nie odpowiedział otrząsnęłam się. Napięłam wszystkie mięśnie i niewygodnie poruszyłam ramionami. - Najbliższy tunel jest dwa dni drogi stąd, co ty masz do załatwienia na Cybertronie? I po jaką cholerę ci ja?

- Jedziemy na tydzień. Kojarzysz może Megatrona? - zapytał nagle na co zmarszczyłam brwi.

- Kogo? - potrząsnęłam głową lekko luzując napięte nogi. To imię nie mówiło mi totalnie nic. Jedyne co wiedziałam to to, że ktoś taki istnieje ale nie interesowało mnie kim on jest. A było przez jakiś czas o nim głośno.

Transformers: A gdyby nie...Where stories live. Discover now