"Zamieszanie"

96 11 3
                                    

- Cóż, nie. Dalej nie rozumiem. - mruknęłam wgapiając się w dedpad. Od kilku godzin Megatron starał się nauczyć mnie ważnych zagadnień języka cybertrońskiego i podszkolić moją mowę, a ja dalej ledwo kumałam o co mu chodziło. - Jeżeli jest tutaj ten znaczek... - pokazałam na dwie pionowe kreski i kółko pomiędzy nimi. -... to następna część jest już odpowiadająca?

- Można tak powiedzieć. Ale jeżeli tego nie ma to zdanie jest bez sensu, a większość osób to omija i wychodzą później jakieś głupoty. - powiedział poprawiając pozycję na krześle w kuchni.

- A jak się to wymawia? - zapytałam na co ten wydał jakiś przedziwny dźwięk. - Jasne...

- Spróbuj, bez tego twoja wymowa będzie niepoprawna.

Posłałam mu skretyniałe spojrzenie , a ten znowu zrobił ten dźwięk. Spróbowałam zrobić to samo ale z mojego gardła wydobyło się jedynie ciche charczenie. Kilka kolejnych prób przynosiło identyczny skutek przez co walnęłam głową o blat stołu zrezygnowana.

- No i dupa. - bąknęłam i się wyprostowałam. - Brzmię jak wściekły szczeniak.

- Nawet gorzej. - powiedział tata wchodząc do kuchni. Megatron i ja posłaliśmy mu niezadowolone spojrzenia na co ten tylko uśmiechnął się przyjaźnie.

- Eh, dokończmy kiedy indziej, chyba zdarłam sobie gardło. - wstałam wyłączając dedpad'a i oddałam go mechowi. - Jakby co to jestem w swoim pokoju.

#ROBERT#

Oktawia wyszła zostawiając nas samych. Od razu poczułem niezbyt przyjemną atmosferę jaka zapanowała przez co z twarzy zniknął mi uśmiech. Usiadłem przy stole z telefonem i zignorowałem mecha. Zdecydowanie nie był do mnie przyjaźnie nastawiony. Najprawdopodobniej dlatego, że Marika była jego żoną. Ale to chyba nie moja wina, że odleciał na Cybertron i nie mógł z nią być. Ja z nią byłem cały czas, nie wiem dlaczego tak bardzo chciała do niego wrócić skoro ją zostawił. Jakby był tego wart.

- Wracacie za cztery dni, prawda? - odezwał się nie podnosząc wzroku z dedpad'a.

- Tak. -odpowiedziałem wyłączając telefon. -Chcesz, żeby została?

- Ja chce, problem w tym, że ona pewnie wolałaby wrócić.

- Wydaje mi się, że cie polubiła. Możesz jej zapytać czy nie chciałaby zostać na dłużej. - powiedziałem wstając i chciałem już wyjść.

- A ty nie masz nic przeciwko? - zapytał na co zatrzymałem się w połowie kroku. W jego głosie nie było zwykłej ciekawości czy wyrzutu. On był wściekły, wściekły na mnie za to, że nie chciałem mu odebrać córki.

- Może zostać. - powiedziałem.

- Tak? - wstał. - Nie chcesz, żeby z tobą wróciła? Nie starasz się o to?

- Nie byłbyś chyba zadowolony.

- Cokolwiek teraz nie zrobisz nie będę zadowolony. Nie dbasz o nią, nie starasz się o to, żeby byla szczęśliwa. Boli mnie to, przez jak bezduszną osobę jest wychowywana moja córka. Skąd mam wiedzieć czy tak samo nie traktowałeś Mariki? Interesowała cie? Co czułeś kiedy umarła?

Odwróciłem się w jego stronę. Stal za mną, jego optyki świeciły czystą czerwienią, chęcią mordu i nienawiścią. Przełknąłem ślinę ale z twarzy nie zszedł mi kamienny wyraz.

- Dbam o nią tak samo jak dbałem o Marikę. - powiedziałem stanowczo na co ten nawet nie mrugnął.

- Czy ona myśli tak samo?

Nie odpowiedziałem mu. Patrzyłem tylko jak wymija mnie i idzie w stronę swojego pokoju. Zanim zniknął za drzwiami odwrócił się jeszcze i posłał mi ostatnie nienawistne spojrzenie.

- Wyniesiesz się stąd już jutro.

* * *

#OKTAWIA#

Ojciec wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Zapytałam go chyba z pięćset razy dlaczego wyjeżdża już teraz ale nie odpowiedział mi ani razu. Po prostu spakował się i wyszedł. Nie byłam z tego powodu ani trochę zadowolona a jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło zachowanie Megatrona, który cały czas posyłał mu i mi spojrzenia. Mi dosyć przyjazne, jakby cieszył się z tego, że tylko ja zostałam, ale tacie wysłał chyba same nienawistne i mordercze. Jakoś tak mi do głowy przyszło, że mech mógłby mieć bardzo dużo wspólnego z nagłą decyzją taty o wyjeździe.

- Co się właśnie do cholery stało?! - wrzasnęłam, sama nie wiem czy bardziej wkurzona, czy zszokowana. - Dlaczego wyjechał?!

Wystrzeliłam wzrokiem w stronę szarego mecha. Ten tylko wzruszył ramionami i wrócił do swojego pokoju. Zirytowana założyłam fioletowe skarpetki i wybiegłam z domu chcąc zatrzymać tatę. Zobaczyłam tylko jak wsiada do jakiegoś pojazdu i odjeżdża, nawet na mnie nie patrząc. Wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam do niego ale nie odebrał. Zadzwoniłam jeszcze raz - znowu odrzucił połączenie. Próbowałam jeszcze kilka razy, wysłałam mu z dwadzieścia wiadomości na messengerze i nagrałam dwie wiadomości głosowe.
Po kilku nastu minutach uznałam, że dalsze próby nie mają sensu i wpisałam numer do Knock'a. Z nieznanych mi powodów medyk dał mi go wczoraj podczas grania. Ten w przeciwieństwie do mojego ojca odebrał za pierwszym razem.

- Halo?-zapytał zaraz po odebraniu. W jego głosie dało się wyczuć niemałe zadowolenie i ekscytację.

- No cześć. - mruknęłam idąc przed siebie chodnikiem. Mijane roboty patrzyły na mnie jak na nienormalną, może dlatego, że wybiegłam z domu w piżamie i skarpetkach, ale to szczegół. - Mogę do ciebie wpaść?

- Ale jestem w pracy. Jeżeli nie przeszkadzają ci marudzące mechy i Femme to przyjdź. Wiesz gdzie jest mój gabinet, tak?

- Ta... - szybko skierowałam się w stronę szpitala, który na moje szczęście był dwa kilometry dalej.

Weszłam do gabinetu, uprzednio pukając. W środku siedział KnockOut, a przed nim, po przeciwnej stronie biurka siedział Speed. Oboje patrzyli na mnie niezbyt pewni czy powinnam tu być. W sumie, ja też nie byłam co do tego pewna bo przed drzwiami gabinetu stało dwóch strażników. Mimo to, przywitałam się z dwójką mechów i usadowiłam się pod ścianą przy drzwiach. Rozmawiali przez chwilę nie zwracając na mnie uwagi po czym oboje wstali i przenieśli się do sali zabiegowej. Podreptałam za nimi mając nadzieję, że uda mi się pogadać z Knock'iem. Zawiodłam się jednak, bo do sali weszło też dwóch, wcześniej wspomnianych strażników, którzy kategorycznie zabronili rozmów podczas przeprowadzania zabiegu.
Minęło dziesięć minut, dwadzieścia, półgodziny. I tyle wystarczyło. Knock skończył i niestety musiał natychmiastowo pójść na jeden z oddziałów, więc z rozmowy nici. Już chciałam wracać do domu kiedy z blatu zgarnął mnie Speed i zabrał mnie na korytarz gdzie musiał czekać na kilka kolejnych prześwietleń.

- To... Co tu robisz? - zapytałam siadając na jego ramieniu.

- Złapali mnie po walce na arenie i zmusili do przyjścia tutaj. - bąknął niezbyt zadowolony.

Na chwilę zapadła cisza przerywana jedynie marudzeniem kilu dzieciaków, że coś ich boli. Zdecydowanie nie podobało się ani mi, ani białemu mechowi.

- I co teraz zrobią? - odezwałam się na co ten lekko drgnął.

- Najpewniej zamkną mnie w więzieniu, tak jak twojego tatę. Problem w tym, że twój ojciec ma znajomości i wyjdzie najpewniej po tygodniu, a ja będę musiał tam przesiedzieć dwa lata.

- Właściwie to... - nie dokończyłam bo posłał mi zirytowane spojrzenie. - No co?

- Czemu prawie każde zdanie zaczynasz od "Właściwie"? (W tej rozmowie może i nie ma tego "Właściwie" tak dużo, ale w poprzednich rozdziałach JEST ~ dop. ja) To irytujące, nie znasz innych słów? - zapytał zdenerwowany na co ja zamknęłam mordę na chwilę i starałam się przypomnieć sobie nasze rozmowy.

- Przecież przy tobie nigdy tak chyba nie mówiłam. - powiedziałam na co ten baaardzo się przeraził. - Ile razy mnie podsłuchiwałeś i w jaki sposób?!

- Chyba powinnaś iść już do domu. - rzucił i praktycznie wykopał mnie ze szpitala.

Transformers: A gdyby nie...Where stories live. Discover now