Wstałam z przed komputera i podeszłam do drzwi. Uchyliłam je i rozejrzałam się, czy przypadkiem nikogo nie ma na korytarzu. Kiedy upewniłam się, że nikogo nie spotkam wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Nalałam do termosu sok i schowałam go do plecaka. Po cichu założyłam buty i wyszłam z mieszkania zamykając drzwi na klucz. Była trzecia w nocy, przed chwilą zadzwonił do mnie Megatron i poprosił bym przyszła pod arenę. Nie wyjaśnił mi po co. Powiedział jedynie, że to ważne i musi się ze mną spotkać właśnie tam. Nie obudziłam taty, na pewno by mnie nie puścił.
Szłam przez ulice rozglądając się co chwilę. Zimny metal drażnił moje stopy przez co pierwszy raz w życiu pożałowałam, że chodzę w samych skarpetkach. Na co dzień mi to nie przeszkadzało, a teraz jakoś bardzo mnie to wkurzyło. Zignorowałam jednak tą myśl i szybkim krokiem podeszłam do areny. Megatron mówił, że jest w środku i muszę tam wejść niezauważona. Podeszłam do bramy ukrywając się przed strażnikami. Ci w sumie i tak pewnie by mnie nie zauważyli bo ledwo byli przytomni. Brama automatycznie się otworzyła kiedy wyczuła mnie w pobliżu. Pędem puściłam się przez korytarz dobiegając do windy. Wdrapałam się po jednym ze słupów i wskoczyłam na panel. Wstukałam odpowiedni kod i drzwi się otworzyły. Weszłam do środka i po chwili zjeżdżałam w dół.Winda to idealne miejsce na przemyślenia, prawda? No, według mnie, wcale. Kto normalny rozmyśla w windzie? Ale mój umysł postanowił dać mi w twarz i pierwsze co zrobiłam kiedy winda zaczęła zjeżdżać to usiadłam pod ścianą i całą swoją uwagę poświęciłam zastanawianiu się nad sensem mojego przyjechania tutaj. Bo przecież mogłabym teraz siedzieć w domu i grać sobie na kompie, wychodzić na pizzę i mieć wszystko gdzieś. Ale nie! Ja jestem teraz na Cybertronie, poświęcam swój czas na poznawanie mecha, który okazał się być moim ojcem i nie robię nic co jakoś specjalnie by mnie zadowoliło. Poza jedzeniem, bo muszę przyznać, że dosłownie wszystko mi tutaj smakuje.
Drzwi się otworzyły, a ja szybko wyskoczyłam na korytarz, gdzie ku mojemu niezadowoleniu nikogo nie było. Wszystkie śluzy były pozamykane, poza jedną, na końcu korytarza. Skierowałam się tam ignorując fakt, że mogą tam być jakieś mechy, których nie chce widzieć, zważając na to, że jestem w swego rodzaju męskiej szatni. Weszłam do środka i przywitałam się z widokiem trzech botów. Megatrona, tej żółtej, która była u nas jakiś czas temu i jeszcze jednego mecha, seekera o kobiecej budowie i z obcasami.
- No hej. - powiedziałam obojętnie.
- Czemu nie masz butów? - zapytała żółta jako pierwsza orientując się, że biegam w samych skarpetkach.
- Bo moja mama zawsze biegała w tylko jednym bucie, a ja podtrzymuje rodzinną tradycję. - odparłam szybko i podeszłam bliżej Megatrona, siedzącego na jednej z ławek przymocowanych do ścian.
- Dobrze, że jesteś. Mamy jeszcze piętnaście minut zanim Speed się tutaj pojawi. - zakomunikował szary mech sprawdzając coś w dedpadzie.
Posłałam mu zirytowane spojrzenie kiedy przez dłuższą chwilę nie zwracał na mnie uwagi. Po kilku minutach stania jak kołek na podłodze posłałam żółtej błagalne spojrzenie.
- Mogłabyś mnie podsadzić? - zapytałam na co tej brwi podskoczyły do góry.
- Em, jasne? - posadziła mnie na ławce. Podziękowałam i rozsiadłam się przy samej ścianie.
- Właściwie to jak się nazywacie? - oboje posłali mi zdezorientowane spojrzenia po czym na twarze obu wkradł się uśmieszek.
- Starpik - żółta pokazała na siebie. - i Starscream. - pokazała na szarego mecha z rogiem.
- Oktawia, miło mi. - powiedziałam wyciągając z plecaka termos. - Właściwie... dlaczego tutaj jesteśmy? Nikt mnie o niczym nie poinformował, wiem tylko, że miałam przyjść.
YOU ARE READING
Transformers: A gdyby nie...
FanfictionKsiążka inspirowana "Transformers Prime". Oktawia to 18-letnia córka Mariki Marx. Przez większość swojego życia mieszkała z ojcem. Myślała, że właśnie tak będzie to jej dwudziestki. Mimo to, podczas jej 19 urodzin ojciec dostaje dziwny telefon pr...