~3~

655 65 91
                                    

×Tord×

Dzieciak stał jak sparaliżowany strachem przed bronią, którą przyciskałem do jego brzucha. Mimo iż nie mogłem tego dostrzec w jego czarnych jak węgiel oczach wiem, że się boi, czułem bijący od niego strach tak samo jak czułem jak niewielka dawka adrenaliny zaczyna mi się udzielać, w końcu właśnie jestem w domu psa i na dodatek grożę komuś broną. Nie ma co zwlekać.

- Idź po torbę. - Popędziłem go w końcu widząc jak wciąż nie reagował na wcześniejszą prośbę.

Dzieciak złapał niepewnie oddech i z udawanym spokojem odsunął się krok do tyłu lekko podnosząc ręce do góry bym miał na nie widok, po czym odwrócił się do mnie plecami. Widać, że wie co ma robić by nie oberwać kulką.
Wszedłem do środka domu zamykając za sobą drzwi i po woli ruszyłem za chłopakiem teraz już przyciskając broń do jego pleców.

Bawiła mnie sytuacja jaką wywołałam, cały czas idąc za nim nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Wydawał się taki pewny siebie i nieustraszony, a tu proszę, wystarczyła tylko chwila by zrobić z niego potulnego baranka.

Chłopak otworzył drzwi do jak mogłem zauważyć swojego pokoju i podszedł do biurka spod którego wyciągnął moją torbę. Szturchnąłem go pistoletem by się od niej odsunął, cały czas trzymając go na celowniku uklęknąłem przy niej i otworzyłem by sprawdzić czy wszystko jest.

Na szczęście nic nie zniknęło. Kasa wydaje się nie ruszona, hentaje też są, ale czy jest...przegrzebywałem pieniądze ręką w poszukiwaniu tej jednej najważniejszej rzeczy, która na szczęście wciąż tam była. Odetchnąłem z ulgą, po czym zapiąłem i zarzuciłem torbę na ramię. Dla pewności, że wciąż nie widać mi twarzy bardziej naciągnąłem kaptur na głowę.

- Mam po co przyszedłem, więc będę się już zbierał. - Opuściłem broń.

- najwyższa pora. - Mruknął pod nosem.

Oho, komuś wróciła odrobina odwagi. Złapałem dzieciaka za nadgarstek, wyginając jego rękę do tyłu na co ten tylko cicho jęknął z bólu, a ja przyłożyłem lufę pistoletu do jego głowy.

- Jeszcze cię chwilę podręczne. - Nie lubię jak ktoś mi się stawia lub pyskuje, a tym bardziej takie dzieciaki jak on.

Popchnołem go nakazując tym samym by ruszył do wyjść. Po woli i ostrożnie schodziliśmy po schodach, kiedy drzwi wejściowe na przeciwko nas otworzyły się, a w nich jak wryty stanął niczego nie świadomy facet, nie byle jaki bo pies.

- no, nie wierzę. - Szepnąłem sam do siebie i mocniej złapałem chłopa za nadgarstek chowając się bardziej za jego ciałem by na wszelki wypadek robił mi za ludzką tarcze.

Tylko ja mogłem mieć takiego pecha. Najpierw tracę forsę, po tem dostaję kulkę w nogę, a teraz mam bezpośrednią kanfrontacje z psem, dlaczego nic ostatnio nie idzie po mojej myśli ?

W pokoju zapanowała głucha cisza przerywana jedynie dźwiękiem co chwila przejeżdżających na ulicy aut. Detektyw widząc, że przytrzymuje chłopakowi pistolet do głowy starał się nie ruszać, choć wiedziałem, jak na początku próbował złapać za pistolet przytwierdzony do jego pasa. Nic nie mówił, znał mnie, a raczej mój sposób działania. Jedeno złe słowo i będzie po dzieciaku. Raczej nie zawacham się go zabić, nie, wróć, wywalić to "raczej", na pewno nie zawacham się go zabić, jeśli będzie taka potrzeba.

Nachyliłem się lekko nad uchem chłopaka tak by tylko on mógł usłyszeć to co mówię.

- nie planowałem tego, ale będziesz teraz moim zakładnikiem. Zrób coś głupiego, a odstrzale ci łeb, jasne.

Współwinny [TordTom]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz