VI le feu

168 14 9
                                    

[Obrazek w mediach przedstawia cieplarnię ze szklanymi drzwiami i ciemnozielonymi roślinami]

Ostatni rozdział pojawił się prawie rok (!) temu, więc czas na małe przypomnienie fabuły: w czasie wakacji przed siódmym rokiem Lily zostaje przeklęta przez Petunię; klątwa ta ma związek z jej ukochanymi ognistymi liliami i polega na tym, że każdy mężczyzna, którego Lily pokocha, umrze, jeżeli lilie nie zakwitną; Lily początkowo nie chce opowiedzieć o tym Syriuszowi, lecz on wyciąga z niej wszystkie informacje i obiecuje swoją pomoc; w międzyczasie rozkwita nie to, co powinno, czyli uczucia Lily do Syriusza 🤷‍♀️

Obiecuję rozdział co sobotę! (Może nawet częściej, bo w połowie lutego wyjeżdżam, hiehie).

🌺🌺🌺

Historia magii niemiłosiernie się dłużyła. Nawet Lily nie miała zbytnio siły ani chęci na robienie notatek; spędziła całą lekcję z głową opartą o przedramiona, na blacie stołu, pozwalając myślom swobodnie płynąć. W jej mózgu intensywnie obracały się kółka, bo po raz kolejny obracała ze wszystkich stron swój problem. Tak jak i wcześniej, nie dotarła do żadnych sensownych wniosków i spowodowało to tylko, że jej ból głowy się zwiększył, wręcz czuła, jak jej mózg dymi od zbyt intensywnego przetwarzania danych.

Przynajmniej teraz miała po swojej stronie sprzymierzeńca.

Syriusz siedział obok niej, praktycznie zrelaksowany, z ręką przewieszoną przez jej krzesło i oczami utkwionymi w notatkach. Podrygiwał nogą, nucąc coś ledwo słyszalnie. Poczuwszy na sobie jej spojrzenie, natychmiast pytająco przeniósł na nią wzrok, więc mimo wszystko był świadomy swojego otoczenia. Potrząsnęła głową, uśmiechając się, ale nie opuściła wzroku.

Naprawdę lubiła na niego patrzeć, zwłaszcza teraz, gdy otwarcie mogła to robić. Był w każdym calu perfekcyjny i zabójczo tej perfekcji świadomy. Używał jej jak broni przeciwko Lily, bez pardonu i bez zastanowienia, za naboje mając te swoje szelmowskie, chłopięce uśmiechy, błyszczące oczy, naruszanie przestrzeni osobistej, ręce błądzące po jej własnych. Każdy z tych pocisków mógł porazić już i tak wystarczająco biedne serce Lily. Każdy jeden wystarczył, żeby jej skóra stawała w ogniu.

Syriusz miał w sobie pełno niedoskonałości, ale to one czyniły go doskonałym; bez blizn na rękach i szyi nie byłby sobą, tak samo jak nie byłby sobą bez tej cholernej zręczności czy pewności siebie.

Jego ręka ukradkowo zsunęła się z oparcia i podążyła na plecy Lily, gdzie zaczęła kreślić malutkie kółka, stopniowo zwiększając ich zasięg oraz siłę i docierając do karku skrytego za zasłoną rudych włosów. Lily nawet nie miała się jak bronić, bo pozycja, którą przybrała, wybitnie nie sprzyjała ochronie pleców przed niespodziewanym atakiem. Doszedłszy do tych wniosków, zamknęła oczy i po prostu się rozluźniła. Rzadko pozwalała sobie na odrobinę przyjemności, więc skoro już ta się zjawiała, Lily nie zamierzała narzekać.

Syriusz zresztą doskonale wiedział, gdzie dokładnie poprowadzić palce, by przed oczami Lily eksplodowały iskry. Z zabójczą celnością wystrzelił w jej stronę jeden ze swoich najstaranniej dopracowanych pocisków i skutecznie zamienił jej ciało oraz rozum w galaretkę. Co dziwne, Lily wcale się nie poczuła z tego powodu bezradna, bo kąpała się w oceanie złocistej euforii, zupełnie jakby się napiła całego wiaderka pełnego wywaru Felix Felicis. Albo jakby po całym dniu przebywania na zimnie stanęła nagle przed kominkiem. Jej serduszko było gotowe się roztopić.

Ogniste Lilie | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz